środa, 30 kwietnia 2008

Przed długim weekendem

Długi weekend za pasem. Jeszcze kilka godzin i oficjalnie można ogłosić, że długi weekend został rozpoczęty. Wszyscy wylegną na leśne ścieżki, grille zaczną dymić, a niedzielni rowerzyści będą stawiać rowery na środku ścieżek. Roch również będzie świętował. Zacznie od piątku rana i skończy w niedzielę popołudniu.

Co będzie robił? A to słodka tajemnica Rocha i "Starej znajomej", która przyjeżdża do Rocha i razem, bardzo miło, spędzą kilka dni wspólnie. Roch tak myśli, że zaczęło mu się układać w życiu i w końcu jest ktoś na kogo można liczyć, ale to jeszcze przyszłość i Roch - póki co - boi się, że podzieli los swojego brata ś.p Pafnucego, który został zabity mieczem miłości, który to miecz wbiła, w serce Pafnucego, Alina.

Niemniej jednak Roch jest dobrej myśli, a po weekendzie może ogłosi radosne nowiny, a może nie. Czas i życie pokaże. Z biegiem czasu okazuje się, że Lubliniec nie jest tak daleko jak mogłoby się wydawać i coraz częściej Roch spędza tam każdą wolną chwilę.

Koniec żalenia się i opisywania swojego prywatnego życia. Dziś Roch pedałował, jak zawsze, z Michałem. W tym miejscu Roch pragnie zdementować plotki o tym jakoby nie chciał jeździć z Michałem. Chce i to bardzo. Po tym dementi Roch, wraz z Michałem, pojechali na Dolomity, a stamtąd do Księżego Lasu.

Na Księżym Lesie odbyło się prawdziwe cross country ponieważ trzeba było przebić się przez pola do jedynej ścieżki, po której dało się jeździć. Roch kilka razy wdepnął w mrowisko, ale przytomność umysłu uchroniła jego stopy przed mrówczą penetracją.

Z Księżego Lasu udali się, Roch z Michałem, do Lidla celem zakupienia jakiegoś napoju musująco-energetyzującego. Okazało się, że był tylko jeden rodzaj napoju, ale to akurat nie przeszkadzało bo owy napój był strasznie energetyzujący. Wręcz piorunujący.

I na tym zakończył się ostatni, przed długim weekendem, wypad rowerowy Rocha i Michała. Na długi weekend każdy rozjeżdża się w swoją stronę.

Pozostaje życzyć Dobrawie i Michałowi słonecznej pogody, udanego wypoczynku i sił, aby zapanować nad przedszkolem, a pozostałym Czytelnikom Roch życzy mnóstwa słońca, gigantycznych temperatur i udanego grillowania.

Roch też miło spędzi czas, na kocyku gdzieś głęboko w krzakach wraz ze "starą znajomą".

Długoweekendowy Roch pozdrawia Czcigodnych i, jeszcze raz, życzy udanego wypoczynku.

P.S: aaaa na koniec statystyki za kwiecień:
kwiecień_2008.pdf
W telegraficznym skrócie: w kwietniu zrobionych zostało 731 kilometrów w czasie 40 godzin 8 minut ze średnią 14 km/h.

wtorek, 29 kwietnia 2008

Roch ciągnie kabla

Nawiązując do notki reed'a, który swego czasu nawiązał do ciągnięcia kabli Roch postanowił pochwalić się również swoimi zdolnościami oralnymi, które doskonalił dziś walcząc z mnóstwem plączących się kabli.

Może kabelki nie są tak efektowne jak te, które ciągnął reed, ale za to było ich więcej i trudniej się wkładało do dziurki.

Zadaniem Rocha było znalezienie trzech kabelków, które odpowiadały za dwie podsieci i zewnętrzny DSL. Sprytny Roch wypinał kolejno każdy kabelek i czekał, aż zadzwoni telefon. Dzwoniący telefon to znak, że trafił w kabelek i pani z biura nie ma Internetu bo GG przestało działać. Ostatecznie udało się zlokalizować wszystkie kabelki.

Później Roch poszedł na rower. Początkowo jeździł sam po Reptach, ale ciśnienie jakoś szalało i Rochowi nie chciało się. Podobnie było z Michałem, z którym jeździł pod wieczór. Dzisiejszy dzień jakoś senny był i Roch z Michałem zalegli w leśniczówce przy Strongu, ale on też nie pomógł.

Leniwy Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Solidna porcja wysiłku

Roch wsiadł na rower i pojechał zapłacić rachunek za telefon. Znany z tego, że roweru nie spuszcza z oczu Roch wszedł wraz z swoim towarzyszem do salonu Plusa. Nikt nie protestował, jedynie panie podśmiewały się z Rocha, który paradował w obcisłych spodenkach, kasku i cooltowej koszulce.

Po zapłaceniu rachunku Roch dokonał lansu po mieście. Do czasu gdy napisał Michał, czy dziś jeżdżą. Roch odpisał, że oczywiście wspólny wypad jest możliwy, a nawet konieczny. Do wypadu pozostało pół godziny. Owe pół godziny można zagospodarować na różne sposoby. Roch przyssał się do ciasta z rabarbarem, które uśmiechało się do niego od samego rana.

W końcu Michał zadzwonił i Roch musiał zostawić ciasto na później. Początkowo pojechali na Dolomity, a stamtąd na Księżą Górę, na której usilnie wyhaczali wszystkie rowerzystki, które napotkali na swojej drodze. Niestety bez większych efektów.

Z Księżej Góry, po krótkiej przerwie na Stronga, wrócili do domu. Na ławce pod klatką kolejna przerwa, tym razem dłuższa i w towarzystwie Nadii. Chyba Roch już może przedstawić nową bohaterkę, która od czasu do czasu będzie gościć w Rochowych notkach, dziewczę pozytywnie zakręcone jak jej szanowna Mama.

Gdyby nie stan Rocha to pewnie stanąłby w szranki z Nadią, która chciała się ścigać dookoła bloku. Jednak stan równowagi Rocha było poważnie zachwiany i mogłoby się skończyć na tym, że Roch obiegłby całe osiedle, a nie tylko jeden blok.

Ale co sie odwlecze to nie uciecze i Roch jeszcze zmierzy się z Nadią.

I to chyba na tyle, zważywszy na to, że niniejsza notka była tworzona w wielkich bólach, a klawisz backspace był używany bardzo często.

Roch pozdrawia Czytelników.

Zapiski z dnia poprzedniego

Na wstępie wczorajszej notki, ale dziś pisanej, Roch pragnie przeprosić za kilkunastogodzinne opóźnienie w relacjonowaniu tego co się wydarzyło, ale obowiązki nie pozwoliły Rochowi włączyć komputera, a tym bardziej podpiąć się do Internetu, ale już to nadrabia.

Roch z Michałem pojechali na Repty. Całkiem rano gdyż popołudniu Rocha porwały inne obowiązki, o których póki co nie nie będzie pisał. Wracając do wyjazdu; Roch miał ograniczony czas ponieważ niedzielny obiad czekał na niego w okolicach 1200. (ten to ma się dobrze)

Na Reptach powstał plan pokazania się od tej ładniejszej strony, ale brakowało pomysłu, która strona jest ładniejsza i bardziej zasługuje na pokazanie.

Wszystko wyjaśniło się gdy Michał z Rochem znaleźli powalone drzewo. Miejsce do pokazania się było gotowe. Pozostało jeszcze uzgodnić, z której strony się pokazać. Efekty uzgodnień widać na zdjęciu obok.


Roch nie mógł być gorszy i też powalił się na drzewo pokazując tym samym swoją ładniejszą stronę swojej nieładnej osobowości (ależ poetycko).

Teraz, ewentualne, Fanki mogą ocenić wygląd Rocha i Michała od drugiej strony. Jednak może się tak zdarzyć, że odezwą się Fani i wtedy może zrobić się gorąco, ale tego jak na razie ani Michał, ani Roch nie doświadczyli.

Z Rept udali się na Dolomity, gdzie od rana było mnóstwo ludzi i nie dało się jeździć, a więc szybko wrócili do domu. Na tym zakończyła się rowerowa niedziela Michała i Rocha.

Opóźniony Roch pozdrawia wszystkich Czytelników.

sobota, 26 kwietnia 2008

Wrażenia z jazdy

Dzień pierwszy z nowym starym Bomberem. Roch postanowił przejechać się w teren i uskutecznić jakieś Prawdziwe Cross Country (TM). Początkowo chciał pojechać na Pniowiec lasem, ale pogoda spowodowała, że ludzie rozpoczęli okupacje ścieżek.

Po modyfikacji planu Roch pojechał na Repty, tam wjechał w krzaki i już z nich nie wyjechał. Wrażenia są bardzo dobre. Nic nie tłucze, nie syczy i nie telepie. Roch płynie po korzeniach i nierównościach niczym po gładkiej autostradzie.

Pogoda dopisała co przełożyło się na ilość kilometrów. Wyszło ich 35 w samym terenie.

Roch kończy pisanie i idzie na balkon - oczywiście z laptopem. Bezprzewodowość rulezuje.

Bezprzewodowy Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 25 kwietnia 2008

Promocja jak się patrzy

Piątek rano prawie zawsze upływa pod znakiem zakupów w mieście, do którego Roch udaje się Megi. Dziś było podobnie. Rano Roch ubrał się, zszedł na dół i pojechał do miasta (nazwa umowna). Utknął w korku, który ciągnął się od sądu, w którym rzekomo podłożono bombę.

Gdy Policja zabiera się za kierowanie ruchem to korki są cztery razy większe w porównaniu do barku jakiejkolwiek regulacji. Roch postanowił, że dokona własnego objazdu. Skończyło się na drugim korku bo wszyscy pomyśleli tak jak Roch i skrót okazał się pułapką bez wyjścia.

W końcu udało się znaleźć miejsce do zaparkowania . Z nudów postanowił przejść się do Adventure zapytać co z jego Bomberem i dlaczego jeszcze nie jest gotowy. Roch stanął jak wryty gdy dowiedział się, że amortyzator jest gotowy i czeka na Rocha. Do załatwienia pozostała kwestia finansowa i wyrwanie jakiegoś sensownego rabatu za uszczerbek na zdrowiu spowodowany starym "amortyzatorem".

Okazało się, że serwis Bomberka kosztował 120 zł. Roch zapytał, nieśmiało, co z rabatem bo przecież trochę czekał na uszczelki, a i sporo kasy już zostawił u chłopaków. W odpowiedzi dowiedział się, że cena uwzględnia rabat. Bez rabatu koszt wyniósłby 130 zł.

Jak łatwo policzyć szalony rabat wyniósł 10 zł. Za tą kwotę Roch kupił cztery Strongi i pod wieczór zacznie oblewać uszczelki - oby długo wytrzymały bo z takimi rabatami Roch daleko nie zajedzie.

Co do wrażeń z jazdy to są nieporównywalnie większe niż na starym "amortyzatorze". Nie buja, łokcie nie bolą, nic nie lata. Początkowo Roch przesadził z ciśnieniem, ale dzięki Koyocikowej pompeczce wszystko zostało wyregulowane.

Jazda testowa odbyła na Księżej Górze i Świerklańcu.

Uszczelniony Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 24 kwietnia 2008

W kniejach z aparatem

Oprócz cyklozy, na którą Roch choruje już nieprzerwanie ~9 lat ostatnio zachorował na nową chorobę. Choroba ta objawia się fotografowaniem wszystkiego co tylko mieści się w obiektywie aparatu. Roch odważył się nawet pochwalić się zdjęciem na profesjonalnym forum fotograficznym i dostało mu się, ale to zmotywowało go do dalszej pracy.

Rano rozpoczęła się procedura ładowania akumulatorków bo, jak zawsze, rozładowały się. Gdy wszystko było gotowe, Roch zapakował się na rower, który wciąż buja się za sprawą starego amortyzatora. Bomber nadal stoi w serwisie i, pomimo zapewnień, dziś też uszczelki nie przyjechały.

Roch skierował się na Suchą Górę, gdzie popełnił serię zdjęć w większości nieudanych, ale sama satysfakcja, że coś tam pstryka już wystarczyła. Galerię można podziwiać (taak podziwiać) na zewnętrznym serwerze: Sucha Góra.

No i to byłby koniec - Michała nie ma, Rocha jeździ sam, ale czasem tak bywa ;)

Roch nieustannie pozdrawia Czytelników.

środa, 23 kwietnia 2008

Przynajmniej słońce świeci

W końcu udało się pojeździć. Wcześniej jednak Roch poszedł do Adventure zapytać co z jego uszczelkami. Został zapewniony, że dziś przyjadą, a więc jutro Bomber będzie gotowy. Co z tych zapewnień będzie to się okaże jutro, ewentualnie za tydzień.

Później Roch jeździł z Michałem. Początkowo na Reptach, ale później skończyło się na Dolomitach. Błoto tryskało spod kół, było ślisko, czasem ktoś glebnął, ale to właśnie kwintesencja cross country. Z Dolomitów Roch z Michałem pojechali na Suchą Górę gdzie pogadali o życiu, szczerze jak Przyjaciele.

W drodze powrotnej Roch wpadł na genialny pomysł żeby objechać Suchą Górę dookoła. Był to zły pomysł ponieważ przez rok dużo się zmieniło i ścieżka została zaorana przez traktory. Koniec końców Roch doszedł do wniosku, że lepiej było jechać samą Suchą Górą niż kombinować ze skrótami.

Są szanse, że jutro Roch ogłosi wszem i wobec, że Bomber został naprawiony i stary "amortyzator" został odstawiony do piwnicy. Ale to tylko szanse.

Na tym Roch kończy i idzie się położyć - jakoś tak zmęczony jest.

Leżący Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 22 kwietnia 2008

Do uszczelek oda

O uszczelki upragnione,
Gumą wypełnione,
Dlaczego pękłyście,
Olejem trysłyście.

Teraz Roch w domu siedzi,
I na blogu biedzi,
Jak to mu źle jest,
Czeka na Adventure gest.

Z tego wszystkiego,
Przybyło rymu częstochowskiego,
Zaraz zostanie wyśmiany,
Na pajaca mianowany.

Kończąc tą notkę,
Roch udaje cnotkę,
Że to nie on rymuje,
Poetę naśladuje.

Wybaczcie Czcigodni,
Dokonanie tej zbrodni,
Śmiać się można.

Kooooniec.

P.S: Roch z nudów zaczyna głupieć - wybaczcie mu łaskawie.

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Roch chce Bombera!

Nastał poniedziałek - dzień, w którym Roch miał nadzieję, że ostatecznie rozwiąże się problem uszczelek, ale okazało się, że nie. Telefon cały dzień milczał, a Roch cichutko popłakiwał w koncie. W końcu nastał wieczór i Roch poszedł z Michałem na piwo.

Jutro z rana Roch uda się do Adventure przyśpieszyć dostawę uszczelek. Tymczasem Roch kończy bo jest zmęczony i ma miękkie oczy. W dodatku klawisze się plączą.

Roch pozdrawia Czcigodnych Czytelników.

niedziela, 20 kwietnia 2008

Niedziela na Suchej Górze

Huśtawki ciąg dalszy. Wczoraj lało, a dziś słońce nieśmiało wychodziło zza chmur. Największym minusem takiej huśtawki jest to, że nie można wjechać w las ponieważ błoto tryska spod kół prosto na rowerzystę. Jednak błoto nie przeszkadzało Rochowi, Michałowi i Nosiowi wjechać w krzaki i dobrze się bawić.

Już na początku Dolomitów było wiadomo co będzie dalej, a dalej był tylko gorzej. Błoto dosłownie tonami osiadało na wszystkim na czym dało się osiąść włączając w to samych zainteresowanych.

Po wyjeździe z Dolomitów rowery były szczelnie oblepione błotem, a piach można było wypłukiwać z każdej części ciała. Jednak to nie było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że na Suchej Górze będzie sto razy gorzej niż na Dolomitach.

I było. Na początek strome podejście w glinie. Wszyscy ślizgali się jak na lodowisku, czasem trzeba było włączyć napęd na cztery koła, a właściwie na cztery kończyny. Na szczycie okazało się, że kolejnym problemem będzie zjazd. Dało się zjechać, ale sterowność była zerowa. Roch chciał skręcić, ale pojechał prosto w krzaki.

Widoki na Suchej Górze można podziwiać w albumie Sucha Góra. Pomiędzy jednym, a drugim spożyciem napoju Roch biegał z aparatem i pstrykał zdjęcia gdzie tylko się dało.

Tak też powstało wspólne zdjęcie Rocha z Michałem, które zostało wykonane aparatem z prawdziwego zdarzenia, a nie plastikowym obiektywem telefonu.

Trudno Rochowi napisać co w tym momencie robił Nosiu, ale i cała trójka została uwieczniona na pamiątkowym zdjęciu z Suchej Góry. Zdjęcie w całej krasie można podziwiać poniżej, a kliknięcie na nim zaowocuje otwarciem się duże zdjęcia, na którym dokładnie widać kto jest kim:

Na zakończenie Roch pozwoli sobie na chwilę prywaty. Otóż udało mu się pstryknąć ładne, Rocha zdaniem, makro rosy, która pozostała po ostatnich opadach i tym też chciałby się pochwalić bo to ładne zdjęcie:

I tym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę. Wybaczcie kolejną mało ciekawą notkę, ale Roch strasznie zmęczony jest. Tydzień bez roweru, a to co się udało pojeździć to na staerym "amortyzatorze", który strasznie buja i źle się jeździ, ale to już ostatnie dni męczarni.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 19 kwietnia 2008

Pogodowy rozstrój

Pogoda ma to do siebie, że kaprysi. Pół biedy jak kaprysy dotyczą tego, czy ma być 25 st. C, czy 30 st. C bo to da się wytrzymać. Co innego gdy raz świeci słońce i Roch w pośpiechu składa rower żeby móc pojeździć, a na drugi dzień zastanawia się po kiego grzyba go składał skoro pada deszcz i równie dobrze mógł stać rozczłonkowany.

Dalsza część dnia upłynęła, to dobre słowo, pod grubą warstwą chmur deszczowych. Przed komputerem Roch wlepiał gały we wszelkie dostępne prognozy pogody szukając jakiegoś, nawet najmniejszego, wyżu zbliżającego się na Rochową głowę. Z pobieżnych analiz wynika, że jutro albo będzie padać, albo nie. Wszystko będzie wiadome jutro.

To chyba koniec dzisiejszej notki bo ileż można pisać o pogodzie? Chyba, że Roch nieśmiało zaznaczy, że w końcu udało się przesłuchać dyskografię Hiltop Hoods. Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników byłby zainteresowany to poniżej Roch przedstawia próbkę muzy z akcentem rowerowym oczywiście:

Hilltop Hoods - The Nosebleed Section

Jeśli jutro pogoda nadal będzie pod psem to na tapetę pójdzie Tiesto. Prawie kompletna dyskografia.

Muzyczny Roch pozdrawia Czcigodnych.

Tralala.

piątek, 18 kwietnia 2008

Bujaka, bujaka

Pot na skroni, drżenie rąk, majaczenie, omamy wzrokowo-słuchowe, suchość w ustach, spękane wargi, niepokój w nogach z takimi objawami obudził się Roch, ale nie była to grypa. Dała znać o sobie cykloza. Po dwóch dniach bez roweru Roch postanowił sprawdzić jak tam mają się obiecane uszczelki.

Okazało się, że nie dojechały, a jutro sobota to nie ma szans, czyli najwcześniej w poniedziałek. Słysząc te słowa w słuchawce swojego wypasionego telefonu Rochowi ciekły łzy po policzkach, głos się łamał, a życie uchodziło wszystkimi dostępnymi otworami.

- Nie dożyję do poniedziałku - Pomyślał Roch.

Chwycił za klucze i zbiegł do piwnicy. Tam, wśród ogórków, znalazł stary amortyzator, który kiedyś dzielnie służył Rochowi. Zamknął piwnicę i wbiegł po schodach na czwarte piętro. W bieganiu ma wprawę, w końcu 20 lat dyma po tych samych schodach.

Wpadł do domu i rozpoczął montaż amortyzatora. Początkowo wszystko szło jak po maśle, ale nie mogło być tak do końca. Rura sterowa zaszła trochę rdzą, ale Roch mając w ręku papier ścierny szybko zdarł rdzę i górna część sterów była na swoim miejscu. Zostały tylko hamulce, koło i licznik. Rower stoi złożony i gotowy do jazdy.

Pierwsze metry i od razu "to nie to samo". Owszem, ale desperacja Rocha sięgała zenitu i gotów był jechać na wszystkim co przypomina rower. Na mieście wolał się nie pokazywać z "nowym" amortyzatorem. Od razu pojechał na Repty gdzie śmiały się z niego tylko wiewiórki. Miał z sobą aparat dzięki czemu powstała galeria. Ze względu na oszczędność miejsca Roch umieścił ją na zewnętrznym serwerze, o tutaj.

W krzakach Roch, dosłownie, bujał się na tym wynalazku zwanym amortyzatorem. Bomberek to jednak klasa sama w sobie, zero bujania, doskonałe tłumienie, o którym można zapomnieć podczas jazdy na "amortyzatorze" RST. Tutaj każdy korzeń od razu powodował wstrząs mózgu, ale desperacja Rocha była większa.

I pomyśleć, że takie wstrząsy mózgu będą jeszcze przez weekend.

Wstrząśnięty, ale nie zmieszany, Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 17 kwietnia 2008

Roch spełnia marzenia

Od dosyć dawna jeden z Obserwatorów Rochowego bloga, a prywatnie wielki Przyjaciel Rocha "zachwala" bujne owłosienie Rochowych łydek. Pora się ujawnić, a dokładnie ujawnić swoje łydki, które biją po oczach bladością. Latem nabiorą kolorku niczym świeży rogalik wyjęty prosto z pieca.

Prawdą jest, że bujny zarost podczas jazdy szumi, ale nie prawdą jest, że wkręca się w korbę. Taki sposób depilacji jest bardzo bolesny.

Po krótkim łydkowym wstępie Roch pragnie donieść, że sprawa Bomberka powoli się wyjaśnia. Dzisiejsza wizyta w Adventure zaowocowała zapewnieniem Rocha, że do soboty ma być bo uszczelki zamówione tylko muszą dojechać. Tylko albo aż. Pogoda na szczęście sprzyja Rochowi. Za oknem pada deszcz, wieje wiatr i jest ogólnie ble.

W drodze powrotnej Roch jechał za samochodem, dosłownie, tryskającym ekologią. Ekologia tryskała z rury wydechowej pojazdu niczym olej z Rochowego Bomberka.

Jazda w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, a wyprzedzić nie ma jak. Na szczęście zaraz był skręt w lewo i Roch uniknął zaczadzenia.

Nasuwa się pytanie: jak ten samochód przeszedł przegląd techniczny? Odpowiedź jest prosta: właściciel przyniósł dowód rejestracyjny, a technik podbił go nie widząc samochodu na oczy.

Europa pełnom gembom.

Podczadzony Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 16 kwietnia 2008

Dzień wolnego

Ci, którzy bacznie śledzą blogowe poczynania zapewne zauważyli, że wczorajszej notki nie było. Roch nie chciał marudzić, że nie ma roweru, że jest nudno, że deszcz pada i takie tam inne pierdolamenta. Jednak dziś nie mógł wytrzymać i przemówił, a właściwie przepisał.

Otóż są znane pierwsze, orientacyjne, koszty części zamiennych potrzebnych do przywrócenia szczelności Bomberkowi. Same uszczelki sztuk cztery (po dwie na stronę) będą kosztować około 100 zł. Otwartą pozostaje kwestia nowego oleju, który trzeba będzie wlać do Bomberka, a przy okazji ogólnego przeglądu, którego zostanie dokonany.

Fajnie się Rochowi pisze, ale prawda jest taka, że nie wiadomo kiedy uszczelki przyjadą, a więc amortyzator i rower stoją, a Roch stygnie. Michał już pewnie prześciga pierwszą piątkę Mistrzostw Polski w MTB, a Roch gnuśnieje w czterech ścianach ślęcząc przed komputerem i powstrzymując się od nadmiernego zanudzania Czytelników swoimi paranojami.

Kończąc Roch uprasza szanownych Czytelników o trzymanie kciuków za próbę "wytargowania" solidnego rabatu na naprawę Bomberka.

Bezrowerowy Roch pozdrawia Czcigodnych.

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Dejte pozor! Budu triskat!

Słoneczny dzień. Roch wsiada na rower i zaczyna pedałować. Cel to Pniowiec. Droga asfaltowa, w miarę równa, dziury znane na pamięć. Jednak Rochowi coś przeszkadzało w jeździe. Amortyzator zaczął pracować nadzwyczaj miękko co Rochowi bardzo nie odpowiadało ponieważ rower bujał się, a przy hamowaniu przód nurkował.

Roch zatrzymał się rozpoczął oględziny Bomberka.

- O kur*a! Ja pier*le olej mi trysną - Sypał łaciną jak z rękawa.
- Cała goleń mokra.. W mordę - Dodał po chwili.

Okazało się, że prawa goleń zaczęła tryskać olejem. Zły to znak ponieważ oznacza awarię uszczelek, które należy wymienić, wlać nowy olej i trzymać kciuki, za to żeby na uszczelkach się skończyło. Roch, na piechotę, pokonał prawie 10 kilometrów zanim doszedł do domu, zaliczając po drodze wizytę w Adventure gdzie umówił się na serwis Bomberka.

Cóż - następne kilka dni bez roweru, a to oznacza kolejne pierdolamenta na blogu. Przygotujcie się.

Na zakończenie zdjęcie wycieku (można kliknąć to się duże zdjęcie otworzy):

Awaryjny Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 13 kwietnia 2008

Cuda nad cudami

Roch, wraz z Michałem i Nosiem, pojechali na Pniowiec. Na miejscu rozsiedli się wygodnie na niewygodnych stołeczkach przed restauracją "Słoneczna" i czekali, aż ktoś ruszy i pójdzie kupić piwo. Początkowo nikt się nie ruszał, a główny zainteresowany, czyli Nosiu udawał, że grzebie przy liczniku. W końcu, gdy doszedł do wniosku, że nie ma odwrotu od postawienia zniknął w czeluściach "Słonecznej".

Po chwili wyszedł dzierżąc w rękach 3 butelki piwa. Początkowo Michał z Rochem uznali, że to ktoś bardzo podobny do Nosia, ale w końcu doszli do wniosku, że kieszeniowy wąż Nosia został w domu. Piwo smakowało bardzo, nie dlatego, że ktoś postawił, ale dlatego, że kupione zostało za skromny żołnierski żołd. Po wypiciu pierwszej kolejki Nosiu ponownie zniknął w "Słonecznej".

Chwilę później wyszedł trzymając w ręku kolejną porcję piwa. Michał przetarł okulary, Roch przesiadł się w zacienione miejsce, ale to nic nie pomogło. Nosiu postawił drugą kolejkę. Zszokowani wypili piwo i wrócili do Tarnowskich Gór.

Po drodze wszystkich ogarnął mały głód, który został zabity hamburgerami "spod Dworca". Później już tylko pozostały do odwiedzenia Dolomity i Sucha Góra, na której został spożyty napój wysoce energetyzujący w dodatku strasznie musujący. Do tego stopnia musujący, że Roch musiał "na stronę".

Nadszedł czas powrotu do domu. Słońce chowało się za horyzontem, temperatura obniżała się razem z chowającym się słońcem. Jednym słowem zrobiło się zimno. Podczas powrotu co rusz pojawiał się patrol Policji, który nie wróżył niczego dobrego. Szybki teleport i wszyscy byli pod domem.

Na koniec zbiorowe zdjęcie na polance:

Roch pozdrawia Michała i Nosia i pozostałych Czytelników.

sobota, 12 kwietnia 2008

Szybka piłka

Po wczorajszym bardzo ciepłym dniu pozostało tylko wspomnienie. Dziś lało, wiało, a słupek rtęci nieśmiało wspinał na piątą kreskę ponad zerem. Roch miał już zrezygnować z roweru, ale popołudniu przejaśniło się, asfalt wyschnął, ale zimno pozostało. Nosiu, który dostał kolejną przepustkę, wyciągnął Rocha na rower.

Jednak Roch ubrał się za lekko i trochę go przewiewało. Szczególnie na Chechle, gdzie pojechali. Na miejscu okazało się, że Nosia czeka załatwienie pewnej sprawy, a Roch chciał być świadkiem tego niecodziennego wydarzenia bo, niczym Niewierny Tomasz, jak nie zobaczy to nie uwierzy.

Jednak do owego "załatwienia sprawy" było circa 2 godziny. Co można robić w dwie godziny, aby się rozgrzać? Można znaleźć starą oponę, górkę i spuszczać oponę z górki patrząc jak ona ładnie się toczy. Rochowi przypomniało się dzieciństwo, w którym oprócz opon zjadał też różne mięska, które w piaskownicy się pojawiały, ale to czasy (nie)słusznie minione.

Wracając do roweru - czas upływał, aż wybiła godzina zero. Spotkanie zaplanowane było pod pewnym hotelem. Roch zobaczył brawurową rozgrywkę obu stron i uwierzył, że wszystko może się zdarzyć. Uff - obyło się baz nazwisk, imion tak więc jest spora szansa, że Roch nie zostanie nazwany ciotą, szowinistą lub inną nazwą, której nie potrafi zrozumieć, najczęściej, Autorka.

Kończąc dzisiejszą notkę Roch pozdrawia nieobecnego Michała (ale dzień jeszcze się nie skończył) i Czytelników.

Wpis zaległy bo Roch poległy

Wczorajszy wieczór dla Rocha był bardzo męczący i nie potrafił, oprócz zjedzenia kolacji, zmusić się do żadnego innego wysiłku nawet gdyby miał być on umysłowy. Niemniej jednak dziś umysł jest świeży i rześki dzięki temu notka będzie trochę mniej nudna niż bywa zazwyczaj. Tyle tytułem wstępu.

Wczesnym popołudniem Roch pojechał do Świerklańca i z powrotem. Jechał cały czas po twardym asfalcie niczym kolarz pedałował, ale opony jakby większy opór stawiały i były głośniejsze. Na szczęście buczenie opon zagłuszał mp3grajek.

Ubrany w kurtkę Roch zostawiał za sobą wodny ślad, który wydobywał się spod Rochowego kasku. Na Świerklańcu dowiedział się, że swoją pracę inżynierską, którą do tej pory robił z Łukaszem będzie robił sam. Lepiej późno niż wcale. W drodze powrotnej doszedł do wniosku, że pora by wskoczyć w coś bardziej przewiewnego.

Na drugi etap wypadu wybrał się z Michałem. Plan był dosyć prosty i uwzględniał wypad na Dolomity. Jako, że kondycja już dopisuje to można było uskutecznić taki, kiedyś szalony, wypad w Dolomitową dzicz. Na miejscu okazało sie, że są osoby, które nie potrafią logicznie myśleć i zostawiają rowery na środku zjazdu, a sami idą sobie pstrykać fotki zapewne na fotka.pl albo inną klasę.

Dym poszedł z hamulców, ale udało się wyhamować przed stającymi rowerami i zbluzgać bezmyślnych tłuków, za stawianie roweru na środku szybkiego zjazdu.

Później Roch z Michałem pojechali na Nasyp gdzie doszli do wniosku, że pora by się ujawnić. Do tej pory Roch opisywał wypady z Michałem, ale nikt - poza garstką ludzi - nie wiedział kim jest Michał.

Od dziś będzie wiadomo z kim Roch jeździ i dlaczego tak mu się to podoba. Padła również propozycja podania numeru telefonu do Michała tak żeby Fanki mogły dzwonić, ale to była luźna propozycja, która upadła na etapie głosowania.

Kończąc wczorajszy zaległy wpis Roch pragnie jeszcze raz przeprosić z opóźnienia sprawozdawcze, ale wczoraj ciśnienie spadło do takiego poziomu, że Roch nie mógł nawet palcem kiwnąć, a co dopiero 10-oma palcami stukać w klawisze.

Opóźniony Roch pozdrawia i Michała i Czytelników.

czwartek, 10 kwietnia 2008

Z głową w talerzu

Rano Roch wybrał się na przejażdżkę samochodową do Nysy z Michałem. W trakcie powrotu coś się stało i Roch poczuł senność. Sprawcą senności było spadające ciśnienie, ale Roch dał radę i dojechał do domu.

Podczas obiadu Rocha ogarnęła potężna senność, która skończyła w talerzu. To był ten moment kiedy trzeba zostawić wszystko i iść spać. Po pobudce Roch udał się na rower. Niestety sam ponieważ Michała również dopadł leniwiec.

Roch początkowo jeździł po mieście, ale to nie było to. Pojechał na Pniowiec i tam dopiero odżył. Pedałował sobie rączo, aż tu nagle TIR zaczął go wyprzedzać. Kierowca podchodził do tego manewru z dużą dozą nieśmiałości. Po kilku próbach w końcu się udało i Roch ponownie został sam na asfalcie.

Po 30-ym kilometrze Roch wrócił do domu.

Jednak samemu to nie to samo.

Samotny Roch pozdrawia Czcigodnych.

środa, 9 kwietnia 2008

Zmiana drogi powrotnej

Ponownie udało się pojeździć. Kondycja powraca dużymi krokami, czyli Roch zaczyna poszukiwania nowego partnera, który nie będzie zostawiał Rocha w tyle.

Dziś, dla odmiany, Roch z Michałem pojechali inną drogą, która była bardziej wymagająca, ale też miała od kogo wymagać. Nie licząc jednego, nie zamierzonego, postoju cała została pokonana bez zejścia z roweru. Dalsza część trasy również została wessana bez zająknięcia.

Nie licząc małego zagubienia się w krzakach Roch z Michałem cały czas trzymali się zaplanowanej trasy pokonując ją bez przystanku. W nagrodę za sprawne pokonanie trasy wypity został Strong pod, już, zaprzyjaźnionym sklepem całodobowym.

Droga powrotna upływała pod znakiem oglądania się za plecy, czy czasem jakaś Kia nie siedzi na ogonie. W końcu Roch z Michałem skręcili w boczne drogi i krążyli między blokami tak, aby nie usłyszeć "Policja, proszę zjechać na pobocze".

Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

Zmęczony Roch pozdrawia i Michała i Czytelników.

wtorek, 8 kwietnia 2008

Niee, to nie Policja

Nastało późne popołudnie. Zadzwonił Michał i zapytał, czy Roch pozbył się leniwca. Zwarty i gotowy Roch odpowiedział, że chętnie pojeździ z Michałem. Wspólnie pojechali na Repty, gdzie Roch zostawał w tyle, ale dawał z siebie wszystko żeby dogonić Michała.

W drodze powrotnej wstąpili do Leśniczówki na jakiś napój energetyzująco-musujący. Po wypiciu napoju energetyzującego rozpoczęli powrót do domu. Nagle za nimi zatrąbił samochód.

- No jedź, wolne masz - Pokazywał Roch jadąc obok Michała.

Jednak samochód nie chciał wyprzedzać. W tym momencie zrodził się szatański plan. Roch z Michałem postanowili dać nauczkę kierowcy i "przyblokowali" go, wyjeżdżając na środek jezdni.

- Ty zwolnij trochę, niech jedzie za nami - Powiedział Michał.
- Ok, nauczymy go jeździć - Odpowiedział Roch.
- Ej, to Policja może być - Spostrzegł Michał.
- Dzietam - Policja ma cywilnego Lanosa, a to Kia jest - Odpowiedział Roch patrząc do tyłu.

Nagle kierowca dojechał do Rocha i Michała opuścił szybę i pokazał odznakę policyjną.

- Policja proszę zjechać na pobocze - Powiedział pasażer Kii pokazując odznakę.
- O kur*a! Zatrzymujemy się - Powiedział Michał, a w tym czasie Roch skomponował się kolorystycznie z kaskiem.
- Panowie wiecie dlaczego was zatrzymaliśmy? - Zapytali panowie.
- Taaaaak wiem i przepraszamy.. - Chóralnie wykrzyczeli.
- ...Głupio zrobiliśmy, nasza wina - Tłumaczyli się dalej.
- Tak więc pouczamy panów, że należy jechać jeden z drugim - Powiedzieli panowie policjanci.
- Tak wiemy, przepraszamy.. - Odetchnęli z ulgą.
- No, to do widzenia - Odpowiedzieli panowie z policji.

Czasem to Roch zastanawia się, czy ma więcej szczęścia, czy rozumu.

Szczęśliwy Roch pozdrawia szczęśliwego Michała i pozostałych Czytelników.

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Zrzęda, maruda, malkontent

Te trzy słowa doskonale oddają dzisiejszą rozmowę z Michałem. Wcześniej trochę popadało i Rochowi przeszła ochota do jazdy.

- Cześć, idziemy na rower? - Zapytał Michał.
- Yyyyyeeeeee noooo jaaaaa nieeee wiem, hmmm, mokro taaaam i w ogóle - Roch zaczął zrzędzić.
- Spoko, sam się przejadę - Powiedział Michał.
- Wiesz, żeby tam sucho było to nie ma problemu, ale znowu będę mokry, ubłocony i w ogóle - Roch kontynuował zawodzenie.
- Nic się nie dzieje - sam pojadę - Odpowiedział Michał.

I w ten sposób Roch dał się poznać jako zrzęda, malkontent, maruda i co tam najgorsze.

Marudzący Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza Michała.

niedziela, 6 kwietnia 2008

Jeszcze trochę i Roch zostanie w tyle

Do takiego wniosku doszedł podczas dzisiejszego wypadu z Michałem. To, że kondycja wraca to widać gołym okiem. Mniej postojów, mniejsze sapanie, szybsza jazda, ale Rocha zastanowiła jeszcze jedna rzecz. Jednak po kolei.

Początkowo plan na niedziele był prosty. Wybrać się na Dolomity bo kondycja jest już coraz lepsza to i można zapuścić się w bardziej wymagający teren jakim są Dolomity. Już na pierwszym podjeździe Rochowi opadała szczęka gdy na szczycie wszystko było w miarę dobrze.

Dalsza podróż po Dolomitach też była bardzo owocna z jednym ale; otóż ścieżka, którą zawsze Roch z Michałem zjeżdżali została brutalnie rozjeżdżona przez ludzi na czterokołowych motorkach, którzy nie znają żadnej świętości. Przecież człowiek sukcesu, nowobogacki lub po prostu "młody wilczek", któremu rodzice kupili prezent na osiemnaste urodziny musi się gdzieś wyszaleć.

A to, że Segiet to rezerwat przyrody to już go nie interesuje. Koniec jednak narzekań, moda na quady przejdzie i wszystko wróci do normy.

Z Dolomitów wypadało pojechać do Radzionkowa, a dokładnie na Księżą Górę, czyli miejsce gdzie corocznie odbywają zawody MTB, a codziennie jeździ tam sporo rowerzystów i rowerzystek. Po drodze jednak były dwa strome podjazdy, które Rocha trochę martwiły, ale Michał nie dał za wygraną.

Pierwszy z nich został pokonany z prędkością 22 km/h, co nawet dla Rocha było czymś szalonym, ale oboje byli na górze skłonni do dalszej jazdy. Kolejny podjazd to swego rodzaju Kolarski Jednorożec Rocha (TM), czyli podjazd już na Księżą Górę.

- Ja tu dymam z buta - Powiedział Roch.
- Łeee tam - wjeżdżamy - Powiedział Michał i zazgrzytał przerzutkami.

W tym momencie, oczami wyobraźni, Roch ujrzał swoje płuca, które leżą na asfalcie, ale nie było wyjścia. Zgrzytnięcie przerzutką i Roch zaczął atak. W połowie nastąpił krótki odpoczynek, który miał na celu uspokojenie kołaczącego serca i można było dalej pedałować.

Trochę pojeździli bo pagórkach i wrócili do Tarnowskich Gór.

Jeśli w takim tempie Michał będzie nabierał kondycji to Roch może zacząć szukać nowego partnera na rower bo za nim już długo nie pociągnie, ale póki co Roch nadąża, a i jest miło i przyjemnie.

Zdążający Roch pozdrawia Michała i pozostałych Czytelników.

sobota, 5 kwietnia 2008

Całodniowe cross country

Zaczęło się rano. Michał zadzwonił do Rocha z propozycją porannego wypadu rowerowego. Początkowo Roch grymasił jak młoda dziewica nie wiedząc czego chce, ale w końcu ubrał się i zszedł na dół. Pierwszym celem był Adventure gdzie dokonano zakupu łatek. Tam też do Michała i Rocha dołączył Czołgista, czyli Sebek.

Razem udali się w kierunku Rept. Po drodze spotkali Tomka - prawdopodobnie przyszłego pracodawcę Rocha, ale o tym cicho-sza żeby nie zapeszyć. Na Reptach Sebek poprowadził pozostałych rowerzystów nową trasą, która bardzo przypadła do gustu Rochowi, a i Michałowi również.

Zmęczeni wrócili do domu. Roch jednak nie mógł się powstrzymać i po obiedzie po raz drugi wybył na rower. Ponownie Repty i ponownie nowa ścieżka, w której Roch zakochał się. Strome zjazdy i jeszcze większe podjazdy, czyli to co Roch uwielbia. Do tego ostre zakręty i wystające korzenie.

Po dwóch pętlach Roch zjechał do domu celem uzupełnienia kondycji. Po krótkiej chwili ponownie zadzwonił Michał i zapytał, czy Roch wybierze się na rower. No jak Roch mógłby odmówić? A więc trzeci wypad rowerowy, trzeci raz na Reptach, ale tym razem trasa rekreacyjna ponieważ nogi Rocha rozpoczęły protest. Ból nasilał się podczas podjazdów i słabł podczas zjazdów.

W drodze powrotnej obowiązkowy Strong i można dzień uznać za zakończony. Trzykrotny wypad na Repty zaowocował dystansem 55 kilometrów w czystym terenie. Roch nie czuje nóg.

Zmęczony, ale szczęśliwy, Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Wypadziki pierwsza klasa.

piątek, 4 kwietnia 2008

Jak powstają ramy Cannondale

Krótki film prezentujący kolejne etapy powstawania ramy Cannondale.

I to tyle. Przyczyną jest ból głowy.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 3 kwietnia 2008

Roch herbu dwukrotnie pęknięta guma

Zaraz po obiedzie Roch udał się na rower. Początkowo sam jeździł po Reptach, z których pojechał na Pniowiec i wrócił do domu. Nic specjalnego nie wydarzyło się. Później wypad z Michałem. Początkowo pojechali do Adventure aby zapytać o bloki do SPD. Tuż pod sklepem Roch poczuł miękkość z przodu. Była ona za duża, aby uznać to za pracę amortyzatora.

- Ku*a, dętkę przebiłem - Krzyknął Roch.
- Spoko, jesteśmy u chłopaków to załatamy - Powiedział Michał.
- Wezmę dętkę, a jutro kasę oddam - Wymyślił Roch.

Dostał dętkę i przystąpił do wymiany. Sprawdziwszy, czy w oponie nic nie siedzi założył nową dętkę i ruszył z Michałem na Chechło. Nic nie wskazywało na to, że za chwile stanie się tragedia. W drodze powrotnej Roch ponownie wyczuł miękkość co świadczyło o tym, że ponownie wystąpił kapeć.

- Ku*a! Znowu kapeć - Krzyknął Roch.
- Tym razem to dymam z buta do domu - Dodał po chwili.
- Spoko, mam łatki i klej to zakleimy - Powiedział Michał.

Łatanie rozpoczęło się od zdjęcia koła i zlokalizowania źródła dziurawiącego dętkę. Okazało się nim mikroskopijne szkło, które siedziało w oponie. Po wyjęciu można było przystąpić do łatania dętki.

Wszystko wskazywało na to, że żaden klej nie będzie wstanie związać łatki z dętką, ale w końcu znalazła się tubka, z której trysnął świeży klej.

Po zaklejeniu dętki wystarczyło odczekać kilka minut, aby klej dobrze zaschnął i można było montować oponę. Łatwo napisać trudniej zrobić. Opona wykazywała się niezdyscyplinowaniem i za nic nie chciała dać się założyć na obręcz. Po wielu stękaniach i przekleństwach w końcu siedziała na swoim miejscu.

Przyszła pora na pompowanie. W tym miejscu należy zaznaczyć, że wcześniej nabyta dętka wykazywała sporą niekompatybilność z pompką. Owa niekompatybilność przejawiała się tym, że kominek ledwo wystawał z obręczy i pompka nie chciała go złapać. Przez to nie dało się napompować koła. Jednak przytomność umysłu Michała spowodowała, że udało się napompować koło i można było pedałować do domu.

Nie chcąc ryzykować trzeciego kapcia Roch z Michałem udali się do osiedlowego sklepu i zakupili po Strongu. Bo trzeba oblać nową łatkę na nowej dętce.

Na tym zakończył się wielce pechowy wypad na Chechło.

Kapciowy Roch pozdrawia Michała, który sponsorował klej, łatkę i Stronga oraz pozostałych Czytelników, którzy sponsorują Rochowy zapał do pisania.

środa, 2 kwietnia 2008

Podeszczowe podróżownie

Cały dzień lało. Roch chciał zaznaczyć w statystykach "opady deszczu", które uniemożliwiły wyjście na rower jednak w okolicach 1800 opady ustały i Roch wraz z Michałem mogli uskutecznić błotny wypad na Repty.

Od początku było wiadomo, że błoto będzie dosłownie wszędzie i tak też się stało. Wieczorny wypad odbył się pod znakiem tryskającego spod kół błota, które po krótkim czasie pokrywało każdą część rowerową i każdą cześć ciała.

Po zjeździe z błotnistej górki, na której hamulce pełniły funkcję dekoracyjną Roch z Michałem zatrzymali się aby złapać trochę powietrza. Trudno to wytłumaczyć, ale pogoda powodowała problemy ze złapaniem oddechu co było, delikatnie pisząc, uciążliwe.

Dalsza trasa upłynęła pod znakiem długiego podjazdu, na którym Roch myślał, że wypluje płuco. Wstyd pisać, ale warunki atmosferyczne spowodowały zadyszkę u Rocha. Cóż, nie każdy jest doskonały.

Po pokonaniu podjazdu, na którym opony przegrywały ze śliskim kamieniami, nastała pora na zjazd. W tym momencie Roch doszedł do wniosku, że lepszy był podjazd, przynajmniej nie pryskało błoto spod kół. W ułamku sekundy z prawie czystych i nadal ładnie pachnących rowerzystów stali się błotnymi stworami, których przestraszyła się pani spacerująca po parku.

Skoro jesteśmy już przy tajemniczej nieznajomej. Początkowo tajemniczo uśmiechnęła się do błotnych potworów, a później zaniknęła w otchłani parku Repeckiego. Roch z Michałem postanowili odnaleźć ową nieznajomą, a dokładnie to Roch postanowił, a Michał pojechał z Rochem. W końcu gdy tajemnicza nieznajoma się odnalazła Roch postanowił zagaić.

- Pani sama tak spaceruje? Możemy potowarzyszyć? - Rozpoczął wypluwając resztki błota.
- Do pracy idę.. - Odpowiedziała uśmiechając się.

I na tym zakończył się "podryw", nieznajoma na pożegnanie tajemniczo uśmiechnęła się i podążyła w kierunku ośrodka rehabilitacyjnego. Michał z Rochem skierowali się ku domowi. Jednak nie obyło się bez spożycia napojów energetyzująco-musującego.

OWy napój nosi nazwę Strong i faktycznie jest Strong. Jednak tym razem Roch delektował się smakiem i nie śpieszył się co zaowocowało spokojnym szumem, a nie kopnięciem byka w Rochową głowę.

Dzięki temu Roch wrócił do domu w miarę szybko, zachowując pozory utrzymywania prostego toru jazdy. Napój został spożyty w warunkach polowych, czyli pod sklepem dzięki temu Roch poczuł się jak rasowy degustator.

Na tym zakończył się podeszczowy wypad na Repty wraz z Michałem, któremu kondycja wraca.

Błotny Roch pozdrawia Czytelników i swojego rowerowego Towarzysza.

wtorek, 1 kwietnia 2008

Rozdziewiczanie sprzętu

Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami Roch wybrał się na rower z Michałem. Celem był rekreacyjna wyprawa na Repty. Na Reptach Michał z Rochem jeździli po krzakach w celu znalezienia kondycji, która to gdzieś wyparowała. Jednak nie było źle i kondycja zaczęła wracać.

Aby uczcić powrót kondycji Roch z Michałem udali się do pobliskiej Leśniczówki, aby wypić napój energetyzująco-musujący zwany Heinekenem. Po pierwszym napoju Roch nabrał werwy i zrobiło mu się cieplej, po drugim napoju Roch zaczął rozpoznawać stojące w oddali motocykle co świadczyło, że drugi Heineken wyostrzył mu wzrok.

W kuflu została znaleziona pestka z cytryny co bardzo zdziwiło konsumentów ponieważ ani Roch, ani Michał nie pili piwa z cytryną. Jednak próba reklamacji felernego kufla skończyła się niepowodzeniem ponieważ pani za barem wzruszyła ramionami i nalała drugą, wolną od bugów, kolejkę.

Powrót, po dwóch napojach, nie przysporzył większego problemu w przeciwieństwie do powrotu po dwóch Strongach. Pod domem Roch z Michałem spotkali jeszcze dwóch innych rowerzystów, w tym jednego na BMX'ie.

Na koniec Roch pochwali się statystykami za miesiąc marzec, które można pobrać klikając w poniższy link:

marzec_2008.pdf

Dla osób, które boją się klikać w odnośniki Roch, w kilku zdaniach, opisze osiągnięcia w marcu. W marcu Roch zrobił 684,81 kilometrów w 34 godz. 54 minuty ze średnią prędkością 15,26 km/h. Średnio dzienny dystans Rocha to 22 kilometry. W porównaniu do lutego Roch odnotował spadek, ale to wina pogody. I tego się trzymajmy.

Statystyczny i lekko podchmielony Roch pozdrawia Czytelników.