Pot na skroni, drżenie rąk, majaczenie, omamy wzrokowo-słuchowe, suchość w ustach, spękane wargi, niepokój w nogach z takimi objawami obudził się Roch, ale nie była to grypa. Dała znać o sobie cykloza. Po dwóch dniach bez roweru Roch postanowił sprawdzić jak tam mają się obiecane uszczelki.
Okazało się, że nie dojechały, a jutro sobota to nie ma szans, czyli najwcześniej w poniedziałek. Słysząc te słowa w słuchawce swojego wypasionego telefonu Rochowi ciekły łzy po policzkach, głos się łamał, a życie uchodziło wszystkimi dostępnymi otworami.
- Nie dożyję do poniedziałku - Pomyślał Roch.
Chwycił za klucze i zbiegł do piwnicy. Tam, wśród ogórków, znalazł stary amortyzator, który kiedyś dzielnie służył Rochowi. Zamknął piwnicę i wbiegł po schodach na czwarte piętro. W bieganiu ma wprawę, w końcu 20 lat dyma po tych samych schodach.
Wpadł do domu i rozpoczął montaż amortyzatora. Początkowo wszystko szło jak po maśle, ale nie mogło być tak do końca. Rura sterowa zaszła trochę rdzą, ale Roch mając w ręku papier ścierny szybko zdarł rdzę i górna część sterów była na swoim miejscu. Zostały tylko hamulce, koło i licznik. Rower stoi złożony i gotowy do jazdy.
Pierwsze metry i od razu "to nie to samo". Owszem, ale desperacja Rocha sięgała zenitu i gotów był jechać na wszystkim co przypomina rower. Na mieście wolał się nie pokazywać z "nowym" amortyzatorem. Od razu pojechał na Repty gdzie śmiały się z niego tylko wiewiórki. Miał z sobą aparat dzięki czemu powstała galeria. Ze względu na oszczędność miejsca Roch umieścił ją na zewnętrznym serwerze, o tutaj.
W krzakach Roch, dosłownie, bujał się na tym wynalazku zwanym amortyzatorem. Bomberek to jednak klasa sama w sobie, zero bujania, doskonałe tłumienie, o którym można zapomnieć podczas jazdy na "amortyzatorze" RST. Tutaj każdy korzeń od razu powodował wstrząs mózgu, ale desperacja Rocha była większa.
I pomyśleć, że takie wstrząsy mózgu będą jeszcze przez weekend.
Wstrząśnięty, ale nie zmieszany, Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz