czwartek, 31 grudnia 2009

Żegnaj stary roku

No i jest – 365 dzień roku powoli dogorywa, a wraz z nim kończy się kolejny rok, który dla każdego był inny. Wszyscy go podsumowują, próbują sklasyfikować jako lepszy lub gorszy od poprzedniego, snują plany na następny rok, a przede wszystkim składają sobie życzenia. I od tego też Roch zacznie.

Wszystkim – bez wyjątku – wszystkiego, co najlepsze, obrzydliwego bogactwa, niekończącej się radości z życia, nieznikającego z twarzy uśmiechu, niegasnącego ciepła, nieskończonej cierpliwości, niewyobrażalnej pogody ducha, nieskrywanego zadowolenia z siebie i z innych. I oby ten nadchodzący Nowy Rok nie był w niczym gorszy od staruszka, który powoli już się kończy.

Jako się rzekło na wstępie i Roch szarpnie się na podsumowanie go, co udało mu się osiągnąć, a i tego co przeszło mu koło nosa, najczęściej z jego winy. Najważniejsze to oczywiście studia, a właściwie ich pomyślny koniec dzięki czemu Roch może nazywać się panem informatykiem. Potem nastała era elektroniki i fotografii, przez co Roch skutecznie zagospodarował sobie czas i tak mu zeszło, aż do grudnia.

W życiu osobistym, które Roch skutecznie oddzielił od życia “blogowego” było nienajgorzej; nowa znajomość z Lotniczym Guru kwitnie i coraz więcej ich łączy; starzy Przyjaciele również nie zawiedli dzięki czemu Roch miło spędzał czas, grzebiąc i lutując wspólnie z Koyocikiem. Ładniejsza połowa Rocha jeszcze gdzieś hasa, ale może w końcu i to uda się pozytywnie załatwić. Ogólnie jest i było dobrze, na szczęście są ludzie, którzy potrafią wytrzymać z Rochem, za co on serdecznie im dziękuje.

No i pora na największą porażkę Rocha, czyli rower, a właściwie to kilometry, których było tyle co kot napłakał. Oficjalna teoria jest taka, że w 2008 roku Roch przesadził z rowerem i zwyczajnie się najeździł na rok do przodu, ale bardziej prawdziwa teoria brzmi: “Rochowi się nie chciało”, co było skutkiem tego, że nie miał z kim uskuteczniać codziennych wypadów, a sam jakoś nie potrafił się zmobilizować do wysiłku większego niż 20km dziennie, a i to było sukcesem. W związku z tym wszystkim cyferki nie są szokujące, ale też Roch nie osiadł całkiem na laurach, choć jeszcze jeden miesiąc i kto wie, może Roch stwierdziłby, że to już definitywny kres jego rowerowych możliwości.


Wczoraj udało się Rochowi wprowadzić w życie jedną z niewielu mądrości jakie z siebie kiedykolwiek wydalił, a brzmi ona tak: “to co stare powinno zostać w starym roku, a wraz nowym rokiem powinno przyjść nowe” i tego Roch się trzyma, więc jak ktoś pożyczył od Rocha “stówę” to nie musi jej oddawać. Wszystko, co jest stare powinno zostać za nami, a Nowy Rok powinien przynieść tylko nowe.

I tego sobie i Wam Czcigodni życzę. Dzięki za kolejny wspólnie spędzony rok.

Roch pozdrawia Czytelników (a i ja się do tego przyłączam).

środa, 30 grudnia 2009

Nagły atak epoki lodowcowej

Wydarzenia dnia wczorajszego spowodowały, że Roch nie miał czasu na sklecenie kilku, mniej lub bardziej, składnych zdań. Najważniejszym wydarzeniem była ponowna wizyta na lotnisku, bo trzeba było przywieźć obieżyświatów z ich wojaży po Świecie. Według tablicy przylotów, lot W06 112 miał się skończyć szczęśliwym lądowaniem o 1700. Po chwili jednak okazało się, że ma już 40 minut poślizgu i nie było sensu wybierać się na lotnisko jak jeszcze nie było lądowania.

Roch uruchomił radar, na którym widać latające nad Polską samoloty i sprawdzał, gdzie aktualnie znajduje się maszyna i czy już ląduje, czy jeszcze nie. W końcu zniknęła z radaru, co oznaczało, że albo wylądowała, albo się rozbiła. Tak, czy inaczej można było jechać. A na drogach lodowisko, bo drogowcy nie spodziewali się, że wieczorem może nastać epoka lodowcowa i samochody zaczną niespodziewanie gubić kierunek jazdy. W końcu udało się jakoś dojechać, a i wrócić.

Po powrocie Roch nie miał już siły na nic, sprawdził tylko pocztę i poszedł spać. A dziś nic się nie działo, w końcu nudny dzień, w którym nic się nie działo, poza tym, że padał śnieg i zrobiło się trochę zimniej. Jednak już jest z górki, kilka miesięcy i można będzie inaugurować sezon rowerowy, a i lotniczo-pociągowy.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Pogodowe psikusy

Święta A.D 2009 można uznać za dokonane; prezenty rozdane, życzenia złożone, potrawy zjedzone, czyli wszystko zgodnie z tradycją. Jednak w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu, którą był brak śniegu. Wszyscy przyzwyczaili się do białych Świąt, ze śniegiem i mrozem, a tu szaro i ciepło, a miejscami nawet bardzo ciepło. Za to po Świętach pojawiły się pierwsze opady śniegu połączonego z deszczem, bo temperatura wciąż powyżej zera, choć już coraz mniej.

Roch zaplanował wizytę w zaprzyjaźnionym Adventure żeby umówić się na wizytę, bo rower wymaga kilku napraw, trzeba mu zaaplikować przegląd no i – co najważniejsze – trzeba wymienić olej w Bomberku. Na miejscu okazało się, że wszystkie części, które Roch, ewentualnie, mógłby potrzebować są na miejscu i nie trzeba będzie na nic czekać. Znając jednak swój rower Roch wie, że będzie czekał na przednie zębatki, bo one nie są “towarem pierwszej potrzeby”.

Teraz pozostaje tylko rozkręcić rower, umyć go i zaciągnąć na zaplecze sklepu, gdzie zostanie przeprowadzona operacja “rower 2010”, bo trzeba nadrobić tegoroczne zaległości w kilometrach. Roch, oczywiście, na bieżąco będzie informował o postępach w akcji “rower 2010”.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 26 grudnia 2009

Trochę ruchu, trochę zdjęć

W końcu Roch oderwał się od stołu i wyszedł na zewnątrz; pogoda ponownie dopisała, pachniało wiosną i taka też była temperatura. Roch, z plecakiem na plecach, i towarzystwem u boku wybrał się na pociągi. Po drodze wypadało jeszcze zahaczyć o pobliskie lodowisko, na którym ludzie walczyli z grawitacją. Kilka upadków Roch uwiecznił, ale i tak te najefektywniejsze przeszły Rochowi obok nosa.

Później poszli na stacje z nadzieją, że coś pojedzie i prawie pojechało. Zatrzymało się pod semaforem, postało i wróciło, czyli manewry szły pełną parą, choć lokomotywa w pełni elektryczna. Niestety, Święta spowodowały to, że innych pociągów było jak na lekarstwo i na prawdziwe polowanie trzeba będzie się wybrać już po Świętach.

Jeszcze chwila wypatrywania, czy coś z oddali nie nadjeżdża i powrót na lodowisko, a  stamtąd prosto do domu, bo już zaczynało robić się zimno i ciemno. Jednak warto było ruszyć się sprzed stołu, bo taka wycieczka ożywiła Rocha i spowodowała, że minione już Święta nie były z cyklu tych siedzących.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 25 grudnia 2009

To za dużo, nawet jak dla Rocha

Gdyby na nowo pisać definicję Świąt brzmiała by ona mniej więcej: Święta służą bezkarnemu obżarstwu połączonemu z permanentnym brakiem ruchu. Tak też jest w przypadku Rocha, który przez cały dzień nie rusza się, a pogoda aż prosi żeby zabrać aparat na jakąś wycieczkę. O ile z obżarstwem Roch sobie poradził, bo każdą propozycję ucinał krótkim i stanowczym “nie”, o tyle z rekreacją nie było już tak różowo.

Jednak jutro Roch planuje śmiały wypad na stację, może jakaś świąteczna lokomotywa się trafi, a jeśli nie to i tak warto iść i spalać świąteczne kalorie. Całe szczęście ten okres roku nie trwa wiecznie i niedługo Roch nie będzie pamiętał o tym wszystkim, a jedyny ślad po Świętach A.D 2009 pozostanie na Rochowym blogu.

Tak więc do jutra i oby pogoda dopisała tak jak dziś. Wtedy jakieś zdjęcia na pewno powstaną.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 24 grudnia 2009

Niebanalnych Świąt!

W ferworze świątecznej walki Roch śpieszy złożyć wszystkim Czcigodnym Czytelnikom najlepsze i najszczersze życzenia wesołych, rodzinnych, pogodnych i udanych Świąt, oby Wam się dobrze wiodło, Internet ciągle przyśpieszał, a pingi malały. Również, a może w szczególności, wszystkim jeżdżącym na rowerach Roch życzy nieskończonego łańcucha, pancernych dętek, równych dróg i jak najmniejszej ilości korzeni, które potrafią niespodziewanie wyrosnąć tuż pod kołem, a także bezpiecznych wycieczek rowerowych.

Tym, którzy miast rowerowej kierownicy trzymają w ręku aparat fotograficzny Roch życzy, aby zdjęcia nie były prześwietlone, nieustannie dobrego światła, wytrzymałych migawek i niekończącej się pamięci, a przede wszystkim wielu okazji do udanych i celnych pstryknięć.

Na teraz tyle, ale można się spodziewać wieczornej notki.

Wesołych Świąt!

środa, 23 grudnia 2009

Drzewko zwane choinką

- “Choinkę trzeba ubrać” – Wydobyło się z kuchennych czeluści.

Jednak Roch udał, że nie słyszy tego złowieszczego zdania, ale w końcu został postawiony pod murem i chcąc nie chcąc musiał zabrać się za robotę, a tej trochę było. Najpierw pozbycie się zbędnych gałązek, potem przycięcie, a w końcu wykopanie zgrabnej dziury w doniczce i zamocowanie krzaka w miejscu do tego przeznaczonym. Z każdym pociągnięciem siekierką Roch drżał o swoje członki, które w każdej chwili mogły paść ofiarą ułańskiej fantazji Rocha.

Na szczęście Roch nic sobie nie obciął; pozostała jeszcze kontrola poziomu i pionu i można było wieszać to, co znajdowało się dookoła Rocha, czyli bombki, grzybki, bałwanki, które wiekowo są równe z Rochem, jakieś łańcuchy, korale i wszystko co nawinęło mu się pod rękę. Po godzinie Roch usiadł i powiedział, że ma dość, bo ubieranie choinki, choć odbywa się tylko raz w roku, jest bardzo męczące. Z rozebraniem będzie łatwiej, ale to jak w życiu – rozebrać jest zawsze łatwiej niż ubrać.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 22 grudnia 2009

Jak się stąd wydostać?

Brak orientacji w terenie dał się Rochowi we znaki; jako dobry i uczynny sąsiad obiecał innym sąsiadom, że zawiezie ich na lotnisko, bo mają zamiar spędzić Święta z córką, która wyemigrowała z kraju. Roch, korzystając z okazji, załatwił swoją prywatę, bo zabrał aparat licząc na to, że coś “sfoci”. Droga szybko minęła, nie to co rowerem i przez las.

Na miejscu Roch pobrał bilecik i podjechał pod budynek z napisem “Terminal A”, wyładował bagaże, pożegnał się życząc udanego startu i jeszcze bardziej udanego lądowania; postanowił też, że weźmie aparat i pójdzie na taras. Pech chciał, że nic fajnego nie stało, a jego “Guru lotniczy” mówił, żeby “Wizzów nie focić”. Roch zapakował się z powrotem do samochodu i rozpoczął próbę wyjechania z przepastnego parkingu, przy którym te hipermarketowe to pikuś.

- “Hmm, może tutaj.. Nie.. Zakaz wjazdu.. Ale tam coś jest..” – Duma Roch, kręcąc się jak bąk w kwiatku.

W końcu udało się zlokalizować bramki i mógł spokojnie wyjechać z lotniska. Nie ma się co dziwić, Roch na lotnisku bywa “od tyłu”, a tam tylko płot i pola, więc nie ma problemu z wyjechaniem. Teraz już nie będzie i tego problemu, a w planach jest kolejna wizyta, tym razem z “Guru lotniczym”, który ma do Rocha sporo cierpliwości i cały czas coś podpowiada, doradza.

Wycieczka udana, choć jest lekki niedosyt, bo Roch wrócił z pustą kartą.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Życie bez Sieci

Przy okazji ponadprzeciętnych mrozów padła Rochowi sieć. Od wczoraj kabel doprowadzający życie do Rochowego komputera był jakiś taki zwiotczały i bez życia. Normalnie płynęły w nim miliardy bitów, tętni zero-jedynkowe życie, a od wczoraj wszystko jakby zamarło. Życie bez Internetu jest jakby nudniejsze, ale nie niemożliwe. Roch skutecznie zorganizował sobie czas z dala od komputera.

Słupek rtęci od rana piął się w górę, aż finalnie wskazał zero, czyli o 15° więcej niż wczoraj, co Rocha niezmiernie cieszy, bo skończy się obawa o to, że Roch wyjdzie i nie odpali samochodu, albo coś w nim pęknie. Poza tym Roch czuł się jakby było lato, bo różnica temperatur jest kolosalna.

Na zakończenie trzeba wspomnieć o tym, że od dzisiaj dnia przybywa! Tak, dzień robi się coraz dłuższy choć póki co jest to bardziej efekt psychologiczny niż realne wydłużenie dnia, ale zawsze coś. Teraz będzie z górki i już niedługo Roch będzie pedałował na rowerze lub robił zdjęcia.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 19 grudnia 2009

Przykleić język do klamki. Bezcenne.

W ramach zabijania zimowej nudy Roch obserwował termometr, który ani myślał ruszyć się z poziomu -10°C; po chwili wpatrywania się w niebieski słupek i to Rochowi się znudziło. Ptaków w karmniku też nie było, pewnie im też było zimno i nie chciało się latać po jedzenie. W końcu Roch otworzył okno i zaczął robić własny śnieg. Posłużył mu do tego celu spryskiwacz (czy jak tam to się zwie) do kwiatków. Po chwili generowania śniegu Roch stwierdził, że ręka już jest zamarznięta, bo śnieg miast padać osadzał się na przedramieniu.

Chcąc iść na całość Roch przyłożył czubek języka do metalowej części po czym stwierdził, że przymarzł do niej i teraz ma problem. Jednak po chwili język był wolny, a Roch szczęśliwy, bo przypomniały mu się czasy dzieciństwa, gdzie oprócz lizania różnych rzeczy, jadł śnieg (tą białą część), jeździł na sankach i miał w głębokim poważaniu wszystko, co nie przynosiło mu radochy.

Ot i tak – w prosty, acz niebezpieczny sposób – Roch zafundował sobie odrobinę rozrywki w te mroźne dni. Jednak już pojawiają się jakieś konkurencyjne niże, wyże i inne izobary, które skutecznie podniosą słupek rtęci w okolice zera (ci odważniejsi wieszczą nawet okolice plus dziesiątki) i powróci normalność, czyli ciepło, ciepło i jeszcze raz ciepło.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 18 grudnia 2009

Minus szesnaście

Zima dała o sobie znać i to przez krakanie Rocha, który pozwolił sobie drwić z tego, że zimy w tym roku nie będzie. Teraz tego żałuje i to bardzo, bo termometr wskazuje -16°C, a to nie wróży nic dobrego. W dodatku słońce zachodziło “na czerwono”, czyli lepiej nie będzie. Tak niska temperatura powodowała u Rocha permanentny strach przed jakimkolwiek wyjściem z domu, a wyjść trzeba było.

Po powrocie do domu gorąca herbata, ale bez “prundu”, bo jeszcze trzeba było wyjść. Jednak Roch uzbroił się w Buffa, który latem służył mu jako bandanka, zakładana pod kask. Uniwersalność tego wynalazku spowodowała, że zimą Roch będzie jej używał jako szalika, którego nigdy nie miał, ale taka temperatura chyba zweryfikuje fakt nieposiadania przez Rocha szalika.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 17 grudnia 2009

Świątecznych porządków moc

Rok można podzielić na dwa okresy; okres porządków wiosennych i okres porządków świątecznych. Roch – poza tym, że nie lubi poniedziałku – żyje od okresu do okresu. Akurat dziś nastał okres porządków świątecznych, a wszystko zaczęło się od sakramentalnego:

- “Rochu, porządek już zrobiłeś?” – Padło trudne pytanie.

Odpowiedź była oczywista na tyle, że Roch ją przemilczał. Twórczy nieład panuje u Rocha niezależnie od pory roku i okresu, który akurat Roch przechodzi. Tak więc na środku leży rower, a właściwie to, co z niego zostało, w kącie koła, biurko można zlokalizować tylko po komputerze, bo akurat na niego musiało znaleźć się miejsce. Patrząc na to wszystko Roch stwierdził, że dość i trzeba tę stajnie Augiasza, a właściwie Rocha, uporządkować.

- “Backup.. backup.. backup.. zdjęcia.. backup.. dokumenty.. backup” – Mruczał Roch przeglądając płyty, które były wszędzie.

W sumie backupów były dwa worki; to efekt pedantycznej wręcz dbałości o Rochowe dane zapisane w postaci cyfrowej. Niektóre osoby spędzają niedzielę w rodzinnym gronie, a Roch robi kopie zapasowe. I tak od 2007 roku, bo taka znalazła się najstarsza płyta.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 16 grudnia 2009

Miękki, biały puch

W końcu spadł owoc zbliżenia pary wodnej i niższej temperatury, czyli śnieg. To dziecko procesu zwanego resublimacją pokryło wszystko co mogło, łącznie z nowo wybudowanym i zamocowanym karmnikiem, który Roch budował co najmniej tyle, ile zajmuje wybudowanie dwupoziomowej, okazałej willi, ale liczy się efekt końcowy, a ten jest w miarę sympatyczny.

Z okazji opadu śniegu i spadku temperatury Rochowi padł akumulator w samochodzie, co zresztą nie jest dziwne, bo średnio co dwa lata Roch budzi się z ręką w nocniku, a właściwie w śniegu. Wstępne naładowanie pokaże, czy to chwilowy grymas, czy definitywny kres życia akumulatora. Cytując lekarzy to “najbliższe 24 godziny będą decydujące”. O ile rano wszystko zażre będzie można mówić chwilowej niedyspozycji, w przeciwnym wypadku Megi dostanie pod choinkę nowy akumulator.

Poza przygodami motoryzacyjnymi są też przygody poślizgowe, bo pod puszystym i skrzypiącym śniegiem kryją się lodowe niespodzianki, które mogą przypominać, że grawitacja jednak działa i to, co pionu nie trzyma przyjmuje pozycję horyzontalną, która w większości przypadków boli, oj boli. Jeśli do weekendu śnieg nie przestanie padać, to wypad w Dolomity będzie całkiem możliwy. Mowa oczywiście o tych Dolomitach lokalnych, a nie tych globalnych, w których burżuazja lansuje się ze swoimi węglowymi kijkami i kosmicznymi butami narciarskimi.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Pracowity poniedziałek

Roch, znany z tego, że nie lubi poniedziałku musiał wstać wcześnie, bo był umówiony na poranne spotkanie i nie wypadało się spóźnić. Poniedziałek jednak sprawił, że Roch spóźnił się, ale tylko trochę i można było zwalić winę na złe warunki pogodowe, bo przy -4°C ciężko się chodzi. W końcu doszedł w umówione miejsce i po godzinie był w domu. Przyniósł metolową obudowę, którą trzeba przystosować do robota, ale podstawa konstrukcji już jest. Reszta napędu też się znalazła i można przystąpić do próby złożenia tego w jakąś składną konstrukcję.

Jako, że zima zaatakowała przyszła pora żeby uszczęśliwić ptactwo i w końcu założyć karmnik, który Roch kiedyś zbił z kilku desek. Premiera nowego domku dla ptaków odbyła się z pompą, a chwilę po przecięciu wstęgi zawitali pierwsi mali goście. Pozostaje tylko czekać z aparatem przy oknie i pstrykać co ciekawsze ptaszki.

I tym mało rowerowym wpisem Roch uważa poniedziałek za dokonany.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 13 grudnia 2009

Pomysłem znienacka zaatakowany

Siedzi Roch przy komputerze, ze słuchawek wydobywa się kolejny kawałek grupy Molotov, w głowie pustka, kolejny raz CARGO zagrało na Rochowym nosie, czyli niedziela dokonuje się w pełni. Roch przegląda Sieć w poszukiwaniu jakiejś wyjątkowej strony, na której można by zawiesić oko, ale wszystko jakieś takie nudne. Fora w ostatnim czasie też Rochowi się przejadły, a te komputerowe to już dno kompletne.

- “Niedziela, psia mać” – Pomyślał Roch.
- “Jeszcze myszka wysiadła” – Dokończył myśl po czym walną gryzonia w grzbiet, bo i jemu niedziela się udzieliła.

Nagle Roch doznał olśnienia i nie był to skutek zwarcia, ale pomysł. Tak, Rocha nawiedził znienacka pomysł, który został natychmiast uwieczniony na papierze, bo pamięć Rocha przypomina kolejkę FIFO, czyli pierwszy pomysł wszedł i pierwszy wyszedł. Pomysł dotyczy robota, a dokładnie robota zrobionego z [fanfary, oczekiwanie, niepewność] części rowerowych. Tak, w kartonach Roch zgromadził pokaźną ilość starych gratów, z którymi nie ma co zrobić i z nich poskłada robota, a właściwie układ jezdny i większość mechaniki.

Od jutra Roch zabiera się do roboty, póki pomysł jest świeży i Roch ma zapał do roboty. Rowerowy Robot Rocha (w skrócie RRR) to jest to czego Roch potrzebował. A i blog będzie jeszcze bardziej rowerowy, bo brak prawdziwych wypadów Roch nadrobi wypadami z Rowerowym Robotem Rocha, czyli RRR.

Roch, i jego RRR, pozdrawiają Czytelników.

sobota, 12 grudnia 2009

I jest! Zima nadchodzi

Wszyscy Ci, którzy myśleli, że Święta będą szare, mgliste i nijakie dziś przekonali się, że wcale tak być nie musi. Roch przekonał się o tym, że zima nadchodzi, w dość bolesny sposób. Jak co sobota trzeba było założyć czapkę szofera i rozpocząć wojaże po mieście. A to apteka, a to jakieś warzywniaki, a to jakiś market, etc. Z wrodzonym obrzydzeniem Roch spogląda na coraz dłuższe kolejki i coraz większe chamstwo tych, którzy te kolejki generują.

Jednak za nim wjechał z parkingu musiał pozbyć się lodu z szyb. Tradycjonalista Roch ma w schowku skrobaczkę i nią rozpoczął walkę z lodem. Lód nie chciał się poddać, a więc Roch wbił mu nóż w plecy, czyli włączył ogrzewanie i zaczął pokonywać lód “od tyłu”. Nie zmieniło to faktu, że przyzwyczajone do ciepła dłonie zaczerwieniły się niczym u Wokulskiego i odmówiły posłuszeństwa. Trzeba zacząć wozić, oprócz łopaty, jeszcze rękawiczki.

Po powrocie Roch zaległ na łóżku i rozpoczął zaległą lekturę Elektroniki dla Wszystkich, czyli leniwa sobota, ale coraz bardziej biała, a to oznacza, że może niedługo Roch wybierze się w zaśnieżone Dolomity i pochwali się białymi zdjęciami, a kto wie, może jakąś panoramą nawet.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 11 grudnia 2009

Pierwsze ptaki wiosny nie czynią

Z powodu deszczu karmnik Rocha czeka na lepsze czasy, czyli takie bardziej zimowe, a przynajmniej mniej deszczowe. Jednak ptaki o Rochu nie zapomniały i już zaczęły się dopominać o swoje. Póki co w prowizorycznej podstawce, ale i tak nie trzeba ich prosić żeby przyszły. Z tego właśnie powodu Roch stał z aparatem i czekał, aż któryś przyjdzie.

I oto co powstało:

Dziś było bardzo krótko, ale czasem obraz mówi więcej.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 10 grudnia 2009

Prośby zostały wysłuchane

Wczorajsze utyskiwania Rocha dotyczące nocy za dnia dotarły tam, gdzie dotrzeć miały i dziś było normalnie. Normalnie, czyli szybka pobudka, o rozsądnej godzinie i rozpoczęcie kolejnego nudnego dnia. Widoczność poprawiła się znacznie, co Rocha ucieszyło, bo mógł zobaczyć co dzieje się nie tylko na końcu balkonu, ale także dalej, w szerokim Świecie. Jednak, jak to w przyrodzie, bilans plusów i minusów musiał się zgadzać, a więc w zamian za widoczność temperatura spadła już w okolice zera, co może oznaczać rychły spadek śniegu.

Z dwojga złego lepiej żeby spadł śnieg; będzie można jakiegoś bałwan ulepić, pojeździć na sankach albo iść gdzieś w knieje śniegiem zasypane, aby strzelić kilka zimowych zdjęć. Poza tymi plusami będą oczywiste minusy, czyli tony ubrań wiszące na Rochu, wygrzebywanie samochodu spod śniegu i niespodziewane utraty pionu, a tym samym bolesne spotkania z poziomem.

Jeśli chodzi o sprawy rowerowe, wbrew pozorom to nadal blog rowerowy, to wszystko idzie w (bardzo) dobrym kierunku. Zapasy sklepowe są, zapasy finansowe są (ostatnio Roch wymienił słoik na większy), a więc wszystko wskazuje na to, że do wiosny rower będzie jak ta lala malowana lala i będzie można jeździć, oby tylko więcej niż w tym Roku. Jeszcze tylko list do Gwiazdki z prośbą o jakiegoś rowerowego towarzysza, a jeszcze lepiej towarzyszkę, bo samemu tak nudno pedałować, a w grupie – wiadomo – raźniej i weselej.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 9 grudnia 2009

Noc polarna

Zjawisko znane w okolicach koła podbiegunowego zawitało w okolice ponurego blokowiska, na którym przyszło Rochowi mieszkać i żyć. Początkowo Roch zerwał się o swojej normalnej porze, czyli w okolicach godziny 800 i stwierdził, że to środek nocy, a w nocy to Roch śpi, a snuje się po pustym pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Jak pomyślał tak zrobił. Po jakimś czasie Roch czuje rękę na głowie i wcale nie był to dotyk anioła.


– “Żyjesz synu?” – Ktoś zadał trudne pytanie.
– “Żyję, która godzina?” – Zapytał nieświadomy tego, co za chwile usłyszy.
– “Dochodzi 1100 – Usłyszał Roch.
– “Co?!” – Zdziwił się Roch.

W taki oto sposób naturalny zegar biologiczny zastał skutecznie zakłócony przez mgłę, która symulowała noc polarną. Brakowało tylko pingwinów, żeby Roch uwierzył w to, że znajduje się gdzieś na kole podbiegunowym. Później było tylko gorzej, a przynajmniej nie lepiej, bo taka smętna pogoda powodowała tylko senność, która skutecznie przykuła Rocha do łóżka. Teraz znowu jest ciemno, bo jest noc, ale taka prawdziwa, z księżycem i gwiazdami, których nie widać, a które nie mają zwyczaju tańczyć.

Jeśli jutro będzie tak jak dziś, to Roch zatrzymuje Świat i wysiada. Nie jego cyrk i nie jego małpy.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 8 grudnia 2009

Wszyscy o nim mówią, a nikt go nie widział

Pogodynki z różnych stacji telewizyjnych od jakiegoś czasu wspominają o zimie. Wróżą i wróżą, a ich wróżby nie chcą się spełnić. Dziś też miał spaść śnieg, a nie spadł. Pojawiła się za to mgła, czyli pionowy substytut śniegu, który też jest biały, ale nie leży tylko wisi. Wisi i ogranicza widoczność, a dodatkowo powoduje u Rocha myśli o założeniu melonika i pozdrawianiu innych, typowo angielskim “how are You”. Oprócz tego Roch próbuje pchnąć sprawę robota na właściwe tory, ale o tym jak już się wszystko głodko potoczy.

Poza wczorajszym wypadem na lotnisko to Roch z domu się nie rusza. Można by wyskoczyć na stację, jakieś lokomotywy zobaczyć, ale co chwilę pada deszcz i trzeba weryfikować plany. Lepiej jakby ten śnieg już spadł, przynajmniej Roch miałby zapewnioną codzienną dawkę ruchu, bo auto spod śniegu samo się nie wykopie. A tak, łopata w bagażniku pokonuje z Rochem kolejne kilometry, a śniegu ni widu, ni słychu.

Wyszło smętnie, ale taka pogoda.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Niespodziewanie dużo szczęścia

Zaszła potrzeba rozruszania Megi; stała biedaczka nieruchomo od zeszłej środy i były spore szanse, że akumulator się rozładuje, a przynajmniej jego sprawność znacznie spadnie. Problem był z określeniem punktu docelowego, do którego Roch mógłby pojechać, a takie bezproduktywne kręcenie się w miejscu do niczego nie prowadzi. W końcu Roch wymyślił, że połączy przyjemne z pożytecznym i pojedzie na lotnisko. Dystans też słuszny, bo w jedną stronę okrągłe dwadzieścia kilometrów.

Problemem mogła się okazać pogoda, bo chwilę temu padał deszcz i zanosiło się na powtórkę. Jednak Roch podjął ryzyko i wybrał się w kierunku Pyrzowic. Na tylnej kanapie dumnie prężył się plecak, a w nim aparat, który mógł się przydać. Na miejscu okazało się, że coś stoi pod terminalem. Jednak słaba widoczność nie pozwalała stwierdzić, czy to coś ma zamiar dokonać startu. Po kolejnej chwili było widać, jak kołuje na pas, a po następnej chwili było widać cały samolot, jak wzbijał się w powietrze.

Roch pstryknął parę zdjęć i wrócił do domu. I tak, prawdopodobnie ostatni raz w tym roku, Roch pojawił się pod płotem na lotnisku. Szczęśliwie coś startowało i Roch nie wrócił ze zdjęciami, choć pogoda nie zachwyciła i nie ma co wrzucić na Piakasę.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 6 grudnia 2009

A co Ty co dostałeś od Świętego Mikołaja?!

Nadszedł ten długo oczekiwany przez wszystkie dzieciaki dzień, w którym sympatyczny gość w czerwonym stroju rozdaje prezenty grzecznym i rózgi niegrzecznym dzieciom. Roch zestawił wszystkie dobre uczynki z tymi złymi i okazało się, że był pod kreską i to grubą kreską. W związku z tym czekał na rózgę od Świętego. Na tę okazję nauczył się nawet wierszyka, ale szybko go zapomniał.

Jednak Mikołaj nie zapomniał o Rochu; dostał symbolicznego cukierka, z czego się wielce ucieszył, bo prezent leży w plecaku, a teraz Roch klepie biedę, ale już nie długo. Nowy Rok, nowe otwarcie i nowe plany, ale o tym Roch dopiero napisze jak nadejdzie stosowny do tego czas. Na zakończenie Mikołaj, który dał Rochowi cukierka:


Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 5 grudnia 2009

Mglisto się zrobiło

Mgła na dobre zadomowiła się w okolicy, w której Roch zwykł przebywać. Czym wyżej wspinała się wskazówka zegara, tym mgła coraz mocniej atakowała. W końcu okazało się, że sąsiedniego bloku już prawie nie widać. Poza tym robiło się ciepło, co dodatkowo sprzyjało parowaniu, wilgotnieniu i innym zjawiskom, które przyczyniały się do powstania mgły.

Wieczorem mgła opadła, ale cóż z tego skoro mgłę zastąpił księżyc. Jesień i zima do zdecydowanie najbardziej smętne pory w całym roku. Nie dość, że rano jest szaro i zimno, to jeszcze o 1600 robi się ciemno i zimno. Wszelkie plany trzeba upychać w dwie – góra trzy – godziny, bo potem robi się ciemno i czas otarcia migawki drastycznie wzrasta i obraz zaczyna się rozmazywać pomimo włączonego VR.

Może jutro uda się wyskoczyć z aparatem gdzieś w pola, albo – co byłoby dużo lepszym rozwiązaniem – na lotnisko ustrzelić w końcu mityczne CARGO.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 4 grudnia 2009

Pierwsze zakupy rowerowe

Grudzień się zaczął i nadeszła pora, aby pomyśleć o rowerze i zakupach rowerowych. Na pierwszy ogień idzie napęd, bo on najbardziej niedomaga, potem trzeba będzie zakupić linki, pancerze i pomniejsze elementy, które przez około 15 tyś kilometrów wiernie służyły Rochowi i nigdy go nie zawiodły. Ceny już mniej więcej są znane i wiadomo ile taka przyjemność może Rocha kosztować.

Poza zakupowymi planami Roch śledzi pogodę, bo weekend się zbliża trzeba by popełnić jakieś zdjęcia, a do tego potrzebna jest pogoda i w miarę wysoka temperatura, o ile taka jest możliwa w grudniu. Jak się uda to Roch wyskoczy na stację strzelić jakąś lokomotywę. O, i tak jakoś smętnie i nudnie wyszło.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 2 grudnia 2009

I znowu rok spokoju

Nadszedł ten dzień, w którym elektroniczny kalendarz rozbrzmiał ochoczo fanfarami, zaczerwienił się i oznajmił, że dziś trzeba jechać z samochodem na przegląd. Nie było innego wyjścia, Roch ubrał się, zszedł na dół, wymienił żarówkę, którą wymieniał kilka tygodni i pojechał do stacji diagnostycznej. Tam miły pan popadł w zachwyt nad Rocha samochodem.

- “Jaki zadbany samochód” – Słodził Rochowi.
- “W końcu to dama, musi być zadbana” – Odpowiedział Roch.

Jednak okazało się, że nie do końca jest tak cudownie, bo Roch w końcu dowiedział się co uszkodził, gdy kilka miesięcy temu wpadł w dziurę. Cóż, polskie drogi są jakie są i tak też stwierdził technik, podbijając dowód rejestracyjny na kolejny rok. Później tylko szybka wizyta u mechanika, wymiana urwanego sworznia i Megi już całkiem jest cacy.

Jeśli chodzi sprawę robota, to zostało wysłane zlecenie do firmy, która zrobi Rochowi płytkę, bo jego proces technologiczny nie ogarnia tak skomplikowanych układów i trzeba było szukać pomocnej ręki. Firma z Katowic okazała się tania i solidna, a przynajmniej tak piszą o niej Internauci. Jak płytki będą gotowe to i Roch dorzuci swoje trzy grosze.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 1 grudnia 2009

Sknera

Kompletowanie elementów, składających się na robota, Roch rozpoczął od rekonesansu cenowego, bo aktualnie jest on w dołku finansowym i z gotówką bywa krucho. Chcąc iść na łatwiznę Roch podjechał do ukrytego w bramie sklepu elektronicznego żeby zapytać ile go ta zabawa szarpnie. Po sprawdzeniu w sklepowym komputerze wyszło, że z jeden scalak około 11 zł, a to pomnożone przez dwa daje oszałamiające 22 zł, a na to Roch nie może sobie pozwolić. Odszedł z pustymi rękami, ale z to z “pełnym” portfelem. Szoping, jakkolwiek rozumiany, jest pod pełną kontrolą Rocha.

Pogoda zdecydowanie się pogorszyła, zaczął padać deszcz, zrobiło się szaro i buro. Wypad na dworzec, albo na lotnisko zostaje odroczony, może weekend coś wyjaśni w kwestii jakiegoś wypadu, ale póki co prognozy nie są zachwycające. Pozostaje siedzieć w domu i coś tam grzebać, choć ileż można wdychać opary cyny. Rower stoi jak stał, od czasu do czasu Roch odkurzy go, żeby jeszcze można było go odnaleźć.

W statystykach czerwono i nie warto tam nawet zaglądać. Cały miesiąc to jedno wielkie zero, w dodatku czerwone. Jedynie z kronikarskiego obowiązku Roch o nich wspomina, bo jak zaczął w styczniu, tak trzeba w grudniu skończyć, a od nowego roku trzeba będzie zweryfikować swoje noworoczne postanowienia. Gdyby ktoś odczuwał nieodpartą chęć pobrania PDF to można to uczynić tutaj: Listopad 2009.

Roch pozdrawia Czytelników.