czwartek, 28 sierpnia 2008

Na rowerze zachowaj ostrożność!

Ogólnie rzecz ujmując Roch (prawie) zawsze ma jakiś ogólny zarys wycieczki. Zazwyczaj modyfikacje są wprowadzane na bieżąco, ale dziś było inaczej. Roch wiedział tylko, że pojedzie do Świerklańca, a nóż znowu jakaś panna zapyta Rocha o lokalizację budki z lodami lub inną atrakcję typu Pałac Kawalera.

Jednak wskazania Rochowego licznika zaniepokoiły go ponieważ dumne dwanaście kilometrów było tylko grą wstępną do jakiegoś dłuższego dystansu. Roch zaczął wybierać jakiś dalszy cel, ale wybitnie mu nie szło. Skończyło się na leśnych ścieżkach prowadzących na Chechło. Z nadzieją na zgubienie się gdzieś w leśnych czeluściach Roch ruszył przed siebie.

Jednak Automatyczny Pilot Rocha (TM) nie pozwolił mu się zgubić, nie licząc wjechania w krzaki przez dziewczyny paradujące w bikini. Kto to widział chodzić po lesie w bikini! Jeszcze je jakiś Roch prze.. jedzie. Po wyjściu z krzaków i otrzepaniu się z flory krzakowej ruszył dalej przed siebie.

Gdy był na Chechle zaczął zastanawiać się gdzie tu jeszcze pojechać. Minąwszy posterunek Policji Roch ruszył do Miasteczka Śląskiego. Lasem, a jakże, patrząc przed siebie i uważając na wyrastające nagle krzaki. W Miasteczku Śląskim na twarzy Rocha pojawił się uśmiech. Licznik wskazał akceptowalny dystans, a doliczając powrót można było uznać, że wycieczka się udała.

Powrót odbył się Drogą Wewnętrzną PKP (TM), którą Roch dojechał do samych Tarnowskich Gór.

Warto nadmienić, abstrahując od tematyki krzakowo-rowerowej, że ujawniła się kolejna Czytelniczka, która nawet pochwaliła Rocha, że posty płodzone przez niego są nawet ciekawe.

Roch dziękuje za miłe słowa i pozdrawia Czytelniczkę, jak również wszystkich pozostałych Czcigodnych.

P.S: Trochę prywaty jeszcze nikogo nie zabiło.

środa, 27 sierpnia 2008

Roch w swoim żywiole

W końcu Roch przypomniał sobie o tym, że gdzieś na jego biurku leżą rozładowane akumulatorki. Postanowił, że ubierze się świątecznie i weźmie w podróż aparat. Pojechał więc na Suchą Górę i tam zaczął szukać jakiegoś widoczku.

W końcu z braku sensownych widoczków postanowił, że z siebie zrobi widoczek. A nóż Roch zaliczy dzwona lub glebę i będzie wartościowe zdjęcie.

Wyszło, zdaniem Rocha, całkiem miłe dla oka (pomijając obecność Rocha na pierwszym planie) zdjęcie, które ocieka dynamiką ruchu i ekspresją przekazu.

Można kliknąć to Roch się powiększy, ale czy warto to już Wasza sprawa.

Później Roch pojechał na Dolomity gdzie ponownie spróbował znaleźć jakiś miły dla oka widoczek i nawet się udało ustrzelić kwiatka bo tylko on nie uciekał przed Rochem. Po owocnym polowaniu Roch udał się do domu i nigdzie więcej nie jechał.


Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Hibernacja Rocha

Od rana zapowiadał się senny dzień. Niby ciśnienie było w normie, niby pogoda była znośna, a Rochowi i tak ziewało się na każdym kroku. Rano trzeba było jechać do miasta, ale to nie postawiło Rocha na nogi. Sennie jakoś tak było za kierownicą, czasami nawet nudno.

Po powrocie Roch położył się, ale obiad nie pozwolił mu zasnąć. W końcu przysypiał na nudnie zieloną brukselką. Po obiedzie Roch w końcu poszedł spać. Obudził się jak było już grubo po 1700 i w związku z tym nie poszedł na rower.

Tyle pisania żeby napisać "Roch nie jeździł na rowerze".

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Jest lans

Co tu dużo pisać - pogoda wraca do normy, robi się cieplej, aż chce się jeździć. Od kilku dni Roch nie schodzi z prędkością poniżej 25km/h i czuje się jak nowo narodzony. Rower smakuje inaczej, lepiej, Roch czuje, że - pomimo podeszłego już wieku - może jeszcze coś osiągnąć, coś pobić albo po prostu dobrze się bawić.

Dzisiaj Roch pojechał na Pniowiec i Repty. Tam testował w warunkach terenowych nową geometrię roweru. Testy wypadły pomyślnie, pozycja za kierownicą jest dosyć komfortowa. Podjazdy, zjazdy, Roch próbował wszystkiego.

W końcu wrócił do domu. Zadzwonił Michał i zapytał, czy Roch przejdzie się z nim do Adventure. Roch ubrał się i zszedł na dół. Wizyta w Adventure jak zawsze była owocna. I tak zakończył się kolejny dzień Rocha.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 24 sierpnia 2008

Przelotne opady deszczu

Wszystkie prognozy pogody grzmiały, że możliwe są przelotne opady deszczu. Roch wziął te słowa za pewnik i nie oddalał się zbytnio od domu. Wiaterek powiewał, chmury się zbierały, ale nie padało. Roch zaczynał oddalać się od domu, aż w końcu pogoda pokazała Rochowi żółtą kartkę.

Roch uciekł do domu, a chmury zaczęły odsłaniać słońce. Delikatne promienie oświetliły matrycę Rocha i ten szybko wyłączył komputer i poszedł jeździć. W tym momencie ponownie chmury szczelnie zasłoniły słońce. Jednak Roch nie poddawał się i jeździł dalej.

W końcu po przekroczeniu 30km i osiągnięciu średniej prędkości na poziomie 25km/h Roch wrócił do domu.

Pogoda jak zawsze popsuła ostatni dzień weekendu.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 23 sierpnia 2008

Przejadło się

Najgorsze co może być to ulubiony obiad i później wypad na rower. Bo jak obiad jest ulubiony to musi być pochłonięty w całości wraz z dokładką, a to jest zabójcze dla późniejszej chęci pedałowania. Roch pochłonął obiad z dokładką, a potem miał iść na rower z Michałem, ale tak jakoś ciężko się jechało.

Cel był jasno określony - festyn w Wilkowicach, choć początkowo Roch z Michałem zajechali do Zbrosławic. Na festynie jak to na festynie, dużo okolicznego kolorytu, piwo "Rybnickie" no i szlagiery. Do tego wóz straży pożarnej, strzelnica i kilka skuterów.

W drodze powrotnej Roch zauważył na parkingu Wartburga, piękne cacko na zabytkowych numerach:

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 22 sierpnia 2008

Faaaajnie

Roch wpadł w monotonię. Podobną do tej małżeńskiej, w której małżonkowie pewne czynności wykonują mechanicznie, nie mając z tego żadnej przyjemności. Ot, odfajkowane i można zająć się czymś innym. Z Rochem jest tak samo, a uświadomił mu to Koyocik, który pokazał Rochowi, że jazda na rowerze może być znowu przyjemna i fajna.

Wspólnie pędzili lasem z prędkością przekraczającą 30km/h w kierunku pączkodajni, ale to nie był ich cel. Celem była szybka jazda przez las, maksymalne zmęczenie, ból nóg, pot lejący się wiadrami i oddech jakby zaraz płuca miały wyskoczć przez gardło. To właśnie osiągnęli na miejscu. Roch nie miał siły nawet zauważyć, że Pani Od Pączków (TM) ma rude włosy, co dla Rocha jest najwspanialszym widokiem pod słońcem. Wspanialszym nawet od widoku lśniącego XTRa wkręconego w ramę.

Roch mechanicznie połknął pączka, popchnął go Oranżadą O Smaku Coli (TM) i pognał z Koyocikiem dalej w las. Licznik wskazywał średnią prędkość nie mniejszą niż 27km/h co było czymś wspaniałym. Roch odkrył na nowo rower, dowiedział się co stracił pedałując mechaniczne przed siebie. Okazało się, że nie ważne ile kilometrów się zrobi, ale jak bardzo bolą nogi i ile potu zostało wylanego po drodze.

Dziś, dzięki Koyocikowi, Roch odkrył rower na nowo. I oto chodziło.

Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Chyba zbyt osobiste.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Wyhaczanie Rocha

Roch z góry przeprasza za wczorajszą ciszę, ale coś mu odebrało chęć i pisania i jeżdżenia. Za to dziś się działo.

Rankiem Roch udał się do Adventure i zakupił nową kierownicę, prostą jak drut, czarną i wypasioną (co może być wypasionego w kawałku aluminium 6061?). Wrócił do domu i rozpoczął montaż. Wykręcił starą, odkręcił małego Rocha, który zadomowił się na starej kierownicy i zaczął montaż.

Korzystając z okazji wymienił także mostek na nowy, dłuższy i.. srebrny. Ni jak to nie pasuje do siebie, ale co tam. W pewnym momencie Roch zobaczył Pierwszą Ofiarę Montażu (TM). Obcięty został kabelek, i to przy samej podstawce, który łączy podstawkę licznika z czujnikiem, który odbiera impulsy. Mogło urwać się wszystko, a urwał się najważniejszy element, bo bez licznika jak bez ręki.

Początkowo Roch sięgnął do portfela, ale postanowił, że sam naprawi usterkę. Sięgnął więc po swoją lutownicę i cynę. Rozpoczął się demontaż podstawki. Chińczycy, składający podstawki, chyba nie przewidzieli, że trafi się taki Roch, który rozbierze nierozbieralne i naprawi nienaprawialne.

Po udanym zalutowaniu kabelków okazało się, że licznik jest jak nowy. Działa i to jest najważniejsze. Już z ciekawości Roch zajrzał do Internetu po ile są podstawki - 23-y złote zaoszczędzone. To będzie jakieś osiem Strogów.

****
Po montażu przyszła pora na testy. Roch, z Nosiem, pojechał do Świerklańca gdzie posiedział chwilę i postanowił, że wróci do domu. Wyjeżdżając ze Świerklańca Roch został zaczepiony przez zagubioną, młodą i głodną wiedzy niewiastę.

- Przepraszam, czy są tu jakieś atrakcje? - Zapytała z uśmiechem.
- Noooo, ja jestem - Odpowiedział Roch.
- A są jakieś budki z lodami? - Zapytała Pani z jeszcze większym uśmiechem.
- No tam dalej Pani ma - Odpowiedział Roch wskazując azymut.
- A jakieś inne atrakcje? - Zapytała.
- No jest Pałac Kawalera - Odpowiedział Roch.
- A Pan stamtąd wraca? - Zapytała Rocha.
- Oczywiście, jako kawaler mam tam wstęp - Odpowiedział Roch w mig załapując aluzję.

Chwilę jeszcze pogadali i Pani poszła do budki z lodami, a Roch pojechał przed siebie. Jednak Pani narobiła mu smaka na lodzika. Zatrzymał się w Nowym Chechle i kupił lodzika. Gdy go tak lizał podeszła do niego druga kobieta i zapytała, czy świecą jej stopy. Rochowi stopy od Świerklańca świeciły, ale jej chodziło o tylne światła w jej samochodzie.

Ehh Roch był dziś rozrywany przez fanki, a to wszystko dzięki nowej kierownicy, którą Roch założył do swojego roweru. Taka mała rzecz, a tyle radości.

A rower wygląda tak:

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Blisko, coraz bliżej

Wielkimi krokami zbliża się upragnione i wyczekiwane 10 tyś kilometrów na rowerze. Do pełni szczęścia brakuje 2 900 km, które Roch dokręci z dziką przyjemnością. Dzisiaj pękła kolejna pięćdziesiątka zrobiona samotnie pedałując po asfalcie w kierunku Dobieszowic.

Roch wrzucił kilka kawałków do mp3grajka i pognał przed siebie. Najpierw na Nowe Chechło i Świerklaniec. Tam polansował się w parku i stamtąd pojechał do Wymysłowa. Roch nieustannie liczy na to, że spotka tam starą znajomą, z którą nie widział się dobre trzy lata, a którą poznał w autobusie wracając z uczelni.

Jednak los nie chce doprowadzić do spotkania i Roch przemyka samotnie z Wymysłowa do Dobieszowic. Tam zawsze ma dylemat, czy jechać prosto i ryzykować skończenie "pod kreską", czy odbić w lewo i solidnie wyskoczyć ponad kreskę, która oscyluje w granicach pięćdziesięciu kilometrów. Dziś jednak zaryzykował znalezienie się "pod kreską" i pojechał prosto.

Najgorsze jest to, że cały czas jest delikatnie pod górkę, nie ma typowego podjazdu, ale cały czas asfalt stawia opór. Nie ma niczego gorszego jak taki pseudopodjazd. Jednak Roch zacisnął zęby i pojechał prosto. Wyjechał gdzieś w okolicach Kozłowej Góry i udał się do domu.

Wiedział, że będzie "pod kreską" dlatego brakujące kilka kilometrów dokręcił na ulicy Gr.. no wiadomo.

No i Roch wypłynął nad kreskę.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Bond to przy Rochu pikuś

Popołudniu Roch udał się do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Adventure celem zanabycia drogą kupna kierownicy, bo obecna już zaczyna "cykać" co może oznaczać, że niedługo Roch przywali zębami w mostek. Niestety upragnionej kierownicy nie było i trzeba czekać do jutra. Później pojechał z Nosiem na Suchą Górę, aby trochę posmakować błota.

Gdy już Roch miał dosyć błota, a nogi miały dosyć pokrzyw Roch udał się na Dolomity i stamtąd do domu. W między czasie Nosiu dostał sms i nieopatrznie wygadał się, że ma spotkanie z jakąś tajemniczą Anią o 1800. Roch znany jest z tego, że potrafi być niezłą mendą jeśli chodzi o, nie koniecznie swoje, sprawy sercowe.

- O 1800 muszę jechać na Wilkowice do Ani - Wygadał się Nosiu.
- Jedź, po co mi to gadasz - Zakonspirował się Roch.
- Ale nie przyjedziesz? - Nosiu zrozumiał swój błąd.
- Jaaa? Po co? Nawet nie wiem gdzie to jest - Odpowiedział Roch.

Jednak kłamał jak z nut. Roch doskonale wiedział gdzie są Wilkowice i jak tam dojechać. W domu nasmarował łańcuch żeby móc bezszelestnie podjechać i pstryknąć zakochanym gołąbeczkom zdjęcie. Gdy Roch zajechał na Wilkowice rozpoczął poszukiwania.

Jeździł po lokalnych uliczkach i wypatrywał odstrzelonego Nosia. W końcu go zobaczył, a ten mało co nie spadł ze skutera. Przyśpieszył i wyminął Rocha. Roch ruszył w pościg. Wiedząc, że skuter ma mocno ograniczoną moc postanowił dogonić go.

W końcu poszedł po rozum do głowy i zobaczył, że Nosiu skręcił w lewo. Roch wjechał w pierwszą boczną uliczkę, dojechał do głównej drogi i dogonił go. Pod blokiem Nosiu, niczym Romeo, wypatrywał swojej Juli.

W końcu Roch objechał blok i przejechał obok nich. Zdjęcia nie ma, ale zabawa była przednia. Z Wilkowic Roch pojechał do Miedar i Pniowcem wrócił do domu.

Z Rocha to jednak wredna menda :D

Roch pozdrawia Czytelników. Strzeżcie się bo nie znacie dnia, ani godziny.

niedziela, 17 sierpnia 2008

Zaległości poburzowe

Ostatnimi czasy trochę się działo. Wszystko zaczęło się od załamania się pogody, które nastąpiło w piątek i postępowało przez całą noc i dzień następny. W tym czasie Roch nakręcił całkiem niezły film, który zostanie opublikowany jak tylko Tuba przestanie grymasić.

W między czasie, a dokładnie w sobotę, Roch świętował 24-e urodziny. Prezent sam sobie kupił, a i życzenia sam sobie złożył. Później wegetował w domu bo burza szalała w najlepsze. Podobno w okolicach pojawiła się trąba powietrzna, ale Rochowi nie zrobiła prezentu.

Po przejściu burzy padła sieć. Padła całkowicie i jedyny sposób na jako takie korzystanie z Internetu to telefon zamieniony w modem. Rachunek będzie imponujący, ale trzeba było sprawdzić pocztę i takie tam. W końcu Admin stanął na wysokości zadania i już dzisiaj sieć śmigała aż miło.

Dla Admina solidne brawa i butelka dobrej wódki, bo mógł czekać do poniedziałku, a nie pracować przy niedzieli. W ten oto sposób minął Rochowi długi weekend. Na koniec zdjęcie prezentu, jaki Roch sobie kupił. Wygodna deseczka:

Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Jak miło być online :)

sobota, 16 sierpnia 2008

Urodziny w trybie offline

Po ostatniej burzy Roch został odcięty od sieci. Burza rozwaliła połowę sieci dzięki czemu nie na sieci.

W związku z tym Roch używa telefonu do pisania tej notki i dlatego nie będzie ona długa.

będący poza siecią Roch obchodzi dziś urodziny i nawet nie moze sie pochwalić prezentem.

Roch pozdrawia Czytelników. W poniedziałek pewnie zajrzy na blog.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Daleko posunięta monotonia

Roch, jak codzień, wyszedł na rower. Powietrze było ciężkie, co wróżyło opad deszczu. Roch nie chciał jechać nigdzie daleko, ale Nosiu się uparł. Roch zacisnął zęby i pojechał na Dolomity. Na samych Dolomitach Roch jeszcze mocniej zaciskał zęby żeby nic spod kół nie syczało na niego.

Jednak wszystkie gady gdzieś się schowały i można było przejechać Dolomity w miarę spokojnie. Z Dolomitów Roch pojechał do Świerklańca, a po drodze zakupił butelkę kondycji wraz z bąbelkami, gdzie spoczął na ławeczce i rozpoczął intensywny odpoczynek.

Ze Świerklańca Roch skierował się do domu, nigdzie nie skręcał, nie szukał bocznych ścieżek. Jednak codzienne kręcenie pięćdziesiątek powoduje pewne zmęczenie u Rocha.

Cóż, Roch nie popisał się w tej notce, ale i tak czasem musi być.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 13 sierpnia 2008

Sykło i uciekło

Roch postanowił, że pojedzie w las pojeździć po czymś innym niż asfalt. W tym celu udał się na Dolomity i tam postanowił, że zakończy rowerowy dzień. Zazwyczaj Roch nie spogląda pod koła ponieważ Bomberek wybiera nierówności, ale Roch coś tknęło i spojrzał pod przednie koło, który właśnie przejeżdżało po ogonie jakiejś małej żmijki lub innego zaskrońca.

Wygrzewa się to to na środku ścieżki jakby nie mogło sobie znaleźć bardziej ustronnego miejsca, a później jeszcze syczy na człowieka jak ten niechcący przejdzie po ogonie. Roch nie miał zamiaru dyskutować i pognał czym prędzej przed siebie.

Nie zatrzymywał się nigdzie, gnał przed siebie, aż wyschnął mu Buff na głowie. Zatrzymał się dopiero pod Dobieszowicami. I tak z rekreacyjnego wypadu do lasku zrobił się wypad do Dobieszowic i Świerklańca.

Dziś jednak Roch nie ustrzelił żadnego zdjęcia pośladków, ale z to cyknął rodzynka ortograficznego:

Roch nic nie chce spszedać, ale chce pozdrowić Czytelników.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Gajowy Roch

Tytuł nieco mylący, ale Roch chciał zaznaczyć, że dziś polował. Polował na pośladki, takie jędrne z prawdziwego zdarzenia, takie na których Roch mógłby dokonać żywota. I znalazł. Przypadkowo co prawda, ale znalazł. Jednak po kolei.

Roch wyskoczył na rower i od razu pojechał na Świerklaniec. Pędził sobie 30 km/h, suszył Buffa więc patrzył w asfalt. Jednak co chwile spoglądał co tam dzieje się przed nim. Podniósł głowę i o mało co nie spowodował wypadku.

- O kur*a, ale pośladki - Zapiał zaśliniony Roch i zatrzymał się w miejscu.

Samochód, który jechał z nim zostawił trochę gumy na asfalcie, ale kierowca zrozumiał jak sam zobaczył to co Roch. Wyjął szybko aparat, ustawił, wycelował i.. ciach. Pośladki ustrzelone. Roch otarł ślinę i pojechał dalej. W między czasie rozesłał MMS ze zdobyczą.

Ze Świerklańca Roch wrócił tą samą drogą, a nóż coś znowu ustrzeli. I ustrzelił. Spotkał Koyocika, który wracał z pracy. Nie można było zmarnować takiej okazji i Roch wraz z Koyocikiem postanowili trochę pojeździć.

Najpierw Chechło, a później Miasteczko Śląskie. Na zakończenie Pniowiec i kontrolny przejazd obok pączkodajni, która była zamknięta. W Tarnowskich Górach pożegnali się i rozjechali się każdy do swojego domu.

Na koniec pośladki:

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Się nie chciało

Pogoda dopisała więc Roch postanowił, że zaatakuje upragnioną stówkę. Zaczął jak zawsze od Świerklańca i dalej pojechał do Wymysłowa, Dobieszowic. Pedałował sobie podśpiewując pod nosem bo mp3grajek odmówił posłuszeństwa.

Będąc już w okolicach Dolomitów Roch wstąpił do sklepu i zakupił najtańszą wodę jaka była. Portfel świecił pustkami, a klepaków było akurat na najtańszą dostępną wodę. Na bąbelki nie starczyło. Z uzupełnionymi płynami Roch pojechał na Dolomity i tam zakończył pierwszy etap.

Licznik wskazał 50 kilometrów i można było wracać do domu. W domu Roch opuściła chęć do jazdy. Jednak ustawienie odpowiedniego opisu na komunikatorze spowodowało, że odezwał się Nosiu. Roch pomyślał, że można zaryzykować kolejną wizytę na Pniowcu.

Jednak trasa była inna. Ponownie Roch wylądował na Świerklańcu, ale tym razem skierował się w kierunku Chechła. Z Chechła można było atakować Miasteczko Śląskie, ale Rochowi wybitnie się nie chciało. Wrócił zatem do domu z 70-ma kilometrami.

I tak nieźle.

Roch pozdrawia Czytelników.

Kłody pod nogami

I wcale nie będzie o kaprysach pogodowych, a raczej programowych. Rochowy komputer odmówił posłuszeństwa, a właściwie to Vista przestała chcieć współpracować z Rochem. Ten bez chwili zastanowienia wpisał to co każde dziecko zna na pamięć i już po 40 minutach komputer posiadał nowiutki system.

Później przyszła pora na aktualizacje, konfiguracje, a jeszcze Roch chciał wyskoczyć na rower. Dlatego podzielił sobie wszystko na określone kawałki dnia i dzięki temu już o 1400 był na rowerze. Wraz z Nosiem pojechali na Świerklaniec, a później do Wymysłowa i Dobieszowic.

Z Dobieszowic wypadało jechać na Kopiec, a stamtąd na Księżą Górę. Tam Roch chciał się popisać i mało co nie wpakował się w jedyne stojące drzewo. Przypadkowo wjechał na korzeń, który podbił Rochowy rower, który to rower stracił kontakt z podłożem przez co stał się niesterowny.

Gdy Roch tak leciał w powietrzu zastanawiał się, czy kolejne spotkanie z drzewem będzie tak samo bolesne jak poprzednie. Czuł, że jednak trochę zaboli chociaż drzewo nie było specjalnie grube. Gdy już koła otrzymały względną przyczepność Roch rozpoczął hamowanie. Jednak, tutaj kłania się doświadczenie motoryzacyjne, nie zablokował kół żeby znowu nie stracić upragnionej przyczepności. A drzewo się zbliżało.

W końcu, jakiś metr przed drzewem, udało się zatrzymać szalejący rower i Roch nie musiał sprawdzać, czy będzie bolało, czy nie.

Po tych doznaniach Roch udał się na Dolomity i wrócił do domu. W normalnej sytuacji Roch zasiadłby do komputera i rozpoczął pisanie kolejnej, nudnej, notki, ale nie wczoraj. Do zainstalowania pozostał Service Pack 1 dla Visty bo bez niego nie da się korzystać z systemu. Godzina z głowy, a później Mama Roch zapragnęła pączków.

Trzeba było się ubrać, wsiąść do Megi i jechać do pączkodajni. Wrócił o 21sup]00 to już nawet nie chciało mu się włączać komputera.

Na koniec Roch:

sobota, 9 sierpnia 2008

Pogodo! Nie idź tą drogą

W skrócie można by napisać: było tak samo jak wczoraj, lało i chmurzyło się. Jednak jest pewne ale. Popołudniu zaczęło się wypogadzać więc Roch postanowił spróbować wyrwać się z domu i chociaż chwilkę popedałować.

Początkowo bał się, że wczorajsza historia powtórzy się i znowu trzeba będzie uciekać przed deszczem. Jednak słońce nieśmiało wyglądało zza chmur co dla Rocha było dobrym znakiem. Im więcej słońca tym Roch dalej wypuszczał się, aż dojechał do Pniowca.

Dalej nie było czasu jechać gdyż słońce wyszło dopiero w okolicach godziny 1800. Na dłuższą wycieczkę, na przykład stukilometrową, było odrobinę za późno, ale według wszelkich znaków na niebie i ziemi jutro ma być ładnie i będzie można spróbować uskutecznić stówkę.

Dziś tylko 30 kilometrów, za to w błocie co liczy się podwójnie.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 8 sierpnia 2008

Pogoda też czyta Rocha blog

Jeśli ktoś w to nie wierzy to Roch zaraz to udowodni. Wczoraj ujawnił swój tajny plan, który zakładał, że Roch będzie robił codziennie sto kilometrów. Od rana nic nie wskazywało na to, że popołudniu pogoda załamie się.

Od popołudnia zaczynało lekko pokropywać deszczem, ale Roch nie poddawał się. Przelotny opad jeszcze nikogo nie zabił, a na pewno nie spowoduje, że Roch da sobie spokój z rowerem. Wyruszył zatem na jazdę testową. Będąc już pod Wymysłowem Roch obejrzał się za siebie.

Zobaczył gigantyczną, czarną chmurę, która złowrogo szła w kierunku Rocha. Ten czym prędzej pognał do domu, a chmura za nim. Już pod domem zaczęło kropić, ale rozlało się dopiero jak Roch wszedł do domu. Ta pogoda nie jest, aż taka zła, ale ewidentnie czyta to co Roch pisze.


Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 7 sierpnia 2008

A może by tak stówa?

Jakiś tydzień temu Roch odkrył niezłą trasę, która umożliwia zrobienie 50 kilometrów w ciągu niespełna dwóch godzin. Przez ten tydzień Roch jeździł nią, aby szybciej zbliżać się do upragnionego dystansu. I dziś Roch pojechał ową trasą, jednak w połowie naszła go wspaniała myśl.

- A może by tak jeździć nią dwukrotnie? - Pomyślał Roch i rozpoczął kalkulację.

W końcu ułożył wstępny plan jutrzejszej wycieczki. Jeśli zacząć od 1500 jeździć to do 1700 jest pierwsza pięćdziesiątka. Godzina odpoczynku i od 1800 do 2000 można śmiało machać drugą pięćdziesiątkę.

Dzięki temu dziennie Roch machałby sto kilometrów i to spowodowałoby spore zamieszanie w statystykach Rocha. Póki co Roch objechał trasę jeden raz i czuł się jakby mógł jeszcze ze dwa razy ją objechać. Jutro Roch przeprowadzi test, czy wydoli kondycyjnie i czasowo. Jeśli wszystko uda się to wycieczki Rocha staną się jeszcze bardziej ekscytujące ponieważ w tydzień będzie robił prawie tyle ile miał robić w miesiąc.

Rachunek jest prosty jak drut.

Pomysłowy Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 6 sierpnia 2008

Paraliż ustąpił

Od rana Roch czuł, że jego nogi rwą się do pedałowania. Jednak poranki u Rocha są zbyt leniwe żeby pedałować, a sam Roch staję się w miarę przytomny dopiero po drugiej kawie zbożowej. Mniejsza z tym co i kiedy Rochowi staje.

Popołudniu Roch ubrał się, wrzucił na głowę genialnego Buffa i zaczął pedałować. Tradycyjnie pojechał do Świerklańca i Wymysłowa. Później już tylko Dobieszowice, Piekary Śląskie i można było zaczynać etap terenowy wycieczki.

Na Dolomitach Roch pojechał swoją ulubioną trasą i już miał skręcać na Repty, ale coś go tknęło i wrócił do domu. W domu do Rocha zagadał Koyocik i zaproponował pączusie. Roch przystał na propozycję i w ten sposób Roch miał zagospodarowany wieczór.

Pod pączkodajnią (jakże smaczna nazwa) była straszna kolejka, ale w końcu udało się zakupić soczyste, duże, mięciutkie, pulchniutkie, cieplutkie, brązowiutkie pączusie w polewie czekoladowej i z nadzieniem różanym.

Roch zatopił się w tym cudzie cukierniczym wyobrażając sobie Panią z Twomarku, o której Koyocik wspomniał podczas jazdy. I tak Roch spędził miło wieczór.

Kończąc Roch pozdrawia Koyocika, a także pozostałych Czcigodnych, i już niecierpliwi się na kolejny pączkowy wypadzik.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Paraliż nóg

Od rana Roch wyglądał przez okno w poszukiwaniu deszczowych chmur. Jednak porywisty wiatr przeganiał wszystko i niebo było stawało się coraz czystsze. Z biegiem dnia wiatr ustawał, a słońce mocniej grzało.

W końcu Roch wyszedł na rower, ale postępujący paraliż nóg spowodował, że dojechał tylko do Pniowca. O Świerklańcu, czy Dobieszowicach nie było mowy. Na Pniowcu Roch kupił sobie soczek (marchwiowo-brzoskwiniowy), posiedział, popatrzył i wrócił do domu.

W domu sięgnął do lodóweczki, w której od wczoraj chłodzi się, sprezentowany przez Reeda, Strong i zasiadł przed komputerem, aby napisać kilka słów. Roch przeczytał notkę Reeda i postanowił, że opije pomyślność i długowieczność kółek Reeda. W końcu komplet nowych piast XT na sześć śrub, w dobie wszechobecnego Center Locka, jest czymś tak nie możliwym jak dziewica u Rocha na osiedlu.

Tak więc Twoje zdrowie Reed i żeby kółka się lekko kręciły. Wirtualnie, ale szczerze :)

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Strasznie pechowo

Kolejny dzień "przelotnych" opadów deszczu. Do komplety brakowało porywistego wiatru, który dziś się pojawił. Od rana rower stał pod znakiem zapytania. Jednak Roch wpadł na pomysł, że wyskoczy między jednym opadem, a drugim i zrobi chociaż kilka kilometrów.

Jednak przeliczył się i wstrzelił się w początek nowego opadu dzięki czemu wrócił cały mokry. Dalszych planów nie było. Roch udał się do Reeda dokończyć dila. Na miejscu okazało się, że Reed ma dla Rocha prezent. Napój Bogów, czyli Strong. Roch nie oczekiwał żadnej zapłaty za dil, ale Reed był nieugięty.

I na tym kończy się dzień Rocha.

Roch pozdrawia Reeda i pozostałych Czytelników.

niedziela, 3 sierpnia 2008

Pogodowa huśtawka

Wczoraj lał deszcz, a dziś świeciło słońce. Normalne, pogoda się zmienia, ale dlaczego do jasnej tralala zawsze przytrafia się to w weekend? Wtedy właśnie Roch ma największą ochotę pojeździć jakieś dłuższe dystanse żeby w poniedziałek cieszyć się nową cyferką w dystansie całkowitym.

Korzystając z ładnej pogody Roch pojechał do Świerklańca i dalej do Wymysłowa. Później już było tradycyjnie, czyli Dobieszowice, Radzionków i potem etap terenowy, a więc na pierwszy ogień poszły Dolomity, a później Repty.

Roch pędził przed siebie chcąc dokładnie przetestować nowy nabytek. Okazuje się, że wszystko działa, owady już nie łażą po Rochowej głowie, a pot nie ścieka z kasu na okulary. Do tego jest lans bo nikt nie wie kto to taki. Podobno tajemniczość przyciąga Fanki.

Zamaskowany Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 2 sierpnia 2008

Pogoda pod psem

Kiedy coś się planuje to deszcz wszystko zepsuje. I tak było dzisiaj. Planowany był spontaniczny wypad na Świerklaniec, ale pogoda z minuty na minutę się pogorszyła. U Rocha lało jak z cebra co zostało uwiecznione za pomocą wideotelefonu Rocha. W tle, oczywiście, kwalifikacje F1 (go, go Kimi!): leje

Jednak do Reeda przyszła paczka, w której Roch miał także swój udział. Wsiadł w Megi i za całe 30 minut był w Chorzowie. AutoMapa uparcie twierdziła, że Roch jest u celu, ale cel był jakieś dwa kilometry w przeciwnym kierunku. Żeby było zabawniej będąc już u celu właściwego AutoMapa poprawnie pokazała nazwę ulicy! Te upały zaszkodziły nawet GPSowi.

Zlot odbył się statycznie, w towarzystwie padającego deszczu. Roch odebrał część swojej paczuszki, w której znajdował się Buff. Kawałek szmatki, z której można robić cuda-niewidy. Od dzisiaj Roch porusza się rowerem zamaskowany. A to wszystko dzięki Reedowi.

Roch serdecznie dziękuje Reedowi za pomoc w zakupach i pozdrawia :)

Na koniec Roch w wersji letniej:

piątek, 1 sierpnia 2008

Spontanicznie całkiem

Oczywiście chodzi o pierwszy dzień nowego miesiąca. Jakoś tak Rochowi nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chciały robić kolejnej pięćdziesiątki. W tym postanowieniu Roch wytrwał dzięki dwóm dodatkowym czynnikom. Pierwszy z Nich to Nosiu, który marudził niemiłosiernie, a drugi czynnik to parność.

Owa parność zapowiadała, że coś z nieba poleci, ale na kilku grzmotach się skończyło. Roch zasiadł przed komputerem i tak już został. Dzięki temu, całkiem spontanicznie, powstał plan zorganizowania zlotu, w którym udział zapowiedzieli Reed i Roch. Koyocik niestety nie rozdwoi się, ale następny zlot nie zostanie mu odpuszczony.

I tak jutro odbędzie się dwuosobowy zlot w Świerklańcu. Fanki mogą, jak najbardziej, wpadać (na zlot oczywiście).

Roch pozdrawia Czytelników.