Roch wpadł w monotonię. Podobną do tej małżeńskiej, w której małżonkowie pewne czynności wykonują mechanicznie, nie mając z tego żadnej przyjemności. Ot, odfajkowane i można zająć się czymś innym. Z Rochem jest tak samo, a uświadomił mu to Koyocik, który pokazał Rochowi, że jazda na rowerze może być znowu przyjemna i fajna.
Wspólnie pędzili lasem z prędkością przekraczającą 30km/h w kierunku pączkodajni, ale to nie był ich cel. Celem była szybka jazda przez las, maksymalne zmęczenie, ból nóg, pot lejący się wiadrami i oddech jakby zaraz płuca miały wyskoczć przez gardło. To właśnie osiągnęli na miejscu. Roch nie miał siły nawet zauważyć, że Pani Od Pączków (TM) ma rude włosy, co dla Rocha jest najwspanialszym widokiem pod słońcem. Wspanialszym nawet od widoku lśniącego XTRa wkręconego w ramę.
Roch mechanicznie połknął pączka, popchnął go Oranżadą O Smaku Coli (TM) i pognał z Koyocikiem dalej w las. Licznik wskazywał średnią prędkość nie mniejszą niż 27km/h co było czymś wspaniałym. Roch odkrył na nowo rower, dowiedział się co stracił pedałując mechaniczne przed siebie. Okazało się, że nie ważne ile kilometrów się zrobi, ale jak bardzo bolą nogi i ile potu zostało wylanego po drodze.
Dziś, dzięki Koyocikowi, Roch odkrył rower na nowo. I oto chodziło.
Roch pozdrawia Czytelników.
P.S: Chyba zbyt osobiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz