Śniegu na zewnątrz jest dość na najbliższe dwa lata. Wystarczy wyjść na zewnątrz żeby brnąć po kolana w śniegu, a czasem można zaliczyć poślizg, bo pod białym puchem ukryty jest lód. Dzięki temu Roch ma wewnętrzne “fuj” i nie wychodzi na zewnątrz. Dopiero przymuszony do tego siłą i gwałtem od czasu do czasu idzie wyrzucić śmieci, albo coś załatwić. Gdyby nie ta siła lub inny rodzaj gwałtu to Roch siedziałby w domu i zajmował się rowerem.
Poza rowerem Roch zajmował się płytą główną, której nie udało się naprawić, bo Roch za cienki na to jest, a teraz leży przed nim jakiś zasilacz, z którym jest o tyle łatwo, że ma mało elementów, a więc może się uda. Jak na razie Roch stawia na transformator, ale na ile jest to trafne to się okaże po przelutowaniu. W międzyczasie Roch zajmuje się rowerem, czyści, rozkręca, psuje i składa. W końcu wrzuci ramę do wanny albo – w ramach oszczędności – sam się z nią wykąpie i będzie mógł składać rower. Do zakupienia pozostały dwie zębatki, linki i pancerze. Siłą rozpędu Roch wymieni olej w Bomberku i ogłosi, że rower jest skończony.
Jednak, póki co nie trzeba się śpieszyć; wszystkie prognozy mówią, że śnieg do lutego, a w perspektywie i dłużej poleży to nie trzeba się spinać z rozpoczęciem sezonu rowerowego, choć z drugiej strony obecna laba będzie skutkowała tym, że później trzeba będzie kręcić 1500 km w miesiąc, a kto wie, czy Roch takie tempo wytrzyma. Nadal Roch chce powtórzyć 10 000 km i wydaje się to możliwe szczególnie, że parcie na siodełko jest u Rocha spore.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz