piątek, 16 kwietnia 2010

W końcu słonecznie, w końcu rowerowo

W końcu, po czterech dniach niepogody, wyszło słońce; fakt ten bardzo ucieszył Rocha, bo w końcu mógł wyjść na rower. Czterodniowa przerwa spowodowała, że Roch miał wielką ochotę na jeżdżenie, co spowodowało, że kilometry przybywały w zastraszającym tempie.

Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby rozgrzać nogi i przyzwyczaić się (ponownie) do siodełka. Ze Świerklańca Roch wjechał na tamę i pojechał w kierunku Wymysłowa, gdzie wjechał do lasu i wyjechał dopiero w Piekarach Śląskich. Kawałek drogą, potem kawałek ścieżką rowerową i już był Roch w okolicach Kozłowej Góry.

Pozostało pojechać do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity, choć ostatni fragment był największym błędem Rocha, bo koparki i wywrotki rozjeździły - i tak już kiepską - drogę. Roch omijał gliniane kałuże, ale wpadał w inne błotne pułapki, co skutkowało tym, że na oponach było mnóstwo błota i gliny, która przenosiła się na ramę, a także na Rocha.

Trzeba będzie skreślić Dolomity z listy miejsc, w których można jeździć, bo jak powstanie to co tam się buduje, to pewnie położą asfalt, zrobią sygnalizację świetlną i to będzie koniec Dolomitów jako miejsca dla rowerzystów, a takich miejsc jest coraz mniej. Niestety.

Wypad należy zaliczyć do udanych, bo pogoda dopisała, siły nie opuściły Rocha, choć wspomagał się batonem, a i kilometrów przybyło. Cała trasa liczyła ich 40. Na zakończenie szczegóły dystansu, śladu GPS nie ma, bo Roch nie naładował baterii, ale cały czas o tym myśli.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz