wtorek, 31 sierpnia 2010

Koniec miesiąca, pora na podsumowanie

Koniec miesiąca zaskoczył Rocha, jak śnieg drogowców, ale cóż poradzić, stało się i już. Nie pozostaje Rochowi nic innego jak tylko podsumować się, ale nie będzie cyferek, bo zabijają one przyjemność pedałowania. Niech za podsumowanie posłuży tylko to, że jak zawsze było fajnie, choć znowu Roch ma dziury w Excelu spowodowane deszczem i ogólnym "nie chce mi się". Jak zawsze można je zobaczyć online w Dokumenty Google.

Pogoda nadal jest pod psem, a ma być jeszcze gorzej; według pogodynek dopiero trzeciego września ma powrócić temperatura w okolicach 20°C. Może więc Roch jeszcze coś pojeździ przed tym jak spadnie śnieg i rower trafi do serwisu na wymianę piasty.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kursie Euro, spadaj!

Idąc za ciosem, Roch kontynuuje radosną twórczość pod tytułem "pisząc o wszystkim, byle nie o rowerze"; dziś będzie o podwójnym przewalutowaniu, zakupach i o wszystkim, co nie jest związane z rowerem, ale tak to już jest, gdy na zewnątrz robi się chłodno i Roch nie potrafi zmusić się do wyjścia na rower. Kiedy tak siedzi przed komputerem, popijając zbożową kawę, różne myśli przychodzą to Rochowej głowy, na przykład taka, aby wykupić konto PRO w serwisie Flickr, w którym Roch gromadzi swoje zdjęcia. Dzięki temu pozbędzie się reklam, zwiększy limity, a niektóre usunie i w końcu będą dostępne wszystkie zdjęcia, a nie tylko dwieście najnowszych.

Szkopuł w tym misternym planie jest tylko jeden -- inna waluta, a więc i ograniczona paleta płatności i pojawia się zgrzyt; o ile Roch ma kawałek plastiku, o tyle już bank przeliczy mu należność na dolary i to jeszcze po kursie niezbyt korzystnym (dla Rocha oczywiście). I tu dochodzimy do clou dzisiejszego wpisu: podwójnego przewalutowania, które dotknie Rocha za transakcję w amerykańskiej walucie. Po długich poszukiwaniach i Roch sobie przewalutował. Niby prosty inżynier, a zdolności ma nie mniejsze niż prezes Banku Centralnego.

Rekapitulując: trzeba czekać, aż spadnie kurs Euro, wtedy niekorzystny przelicznik banku będzie mniej niekorzystny i Roch na tym mniej straci.

I tak całkiem na koniec już: wybaczcie Rochowi te ostatnie wpisy, ale rower coraz częściej odpoczywa, a Roch siedząc w domu za dużo myśli i czasem zdarza mu się ten ogrom myśli przelać na blog, czego dowodem jest niniejsza notka.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Czas rozpogodzeń, czas jeżdżenia

Wczoraj było jeszcze deszczowo, dlatego Roch spędzał rowerowy czas na stacji PKP, gdzie obserwował przejeżdżające pociągi, a dziś w końcu nadeszła ładna pogoda, choć było zimno co zmusiło Rocha do wskoczenia w długie spodenki lecz dzięki temu kultowość jeszcze mu podskoczyła. Na początek Roch podskoczył na wiadukt, z którego widać całą stację, ale to nie był jego cel. Celem było Miasteczko Śląskie.

Ma miejscu Roch podjechał do Huty Cynku Miasteczko Śląskie, gdzie pooglądał sobie jakieś silosy, kominy i inne budowle, na których Roch wcale się nie zna, ale i taka technika go fascynuje, a im coś jest większe tym Rocha bardziej cieszy. Roch nie ustalił jeszcze, czy można zrobić zdjęcie czterem 120-o metrowym kominom, ale kiedyś zaryzykuje i zrobi im zdjęcie, bo widok jest całkiem przaśny.

W drodze powrotnej Roch podskoczył jeszcze na kolejowy wiadukt i wrócił do domu, bo robiło się coraz zimniej, choć Roch uzbroił się w kamizelkę, która nie przepuszcza wiatru (nie licząc "otworów" na ręce, które nie są szczelne). Blog coraz szerzej traktuje o technice niekoniecznie rowerowej; samoloty, kolej, a teraz jeszcze Huta Cynku, ale tak już jest, że Roch -- umysł bądź co bądź ścisły -- interesuje się techniką wszelaką, a im większa, ta technika, tym lepiej.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 28 sierpnia 2010

Na stacji PKP

W końcu, po dwóch dniach, przestało padać; najwidoczniej przez circa półtorej dnia wypadało się i dzięki temu można było pojechać na jakąś rowerową przejażdżkę. Co prawda przejażdżka skończyła się na stacji PKP, ale w końcu nie można było się oddalać zbytnio ponieważ co rusz padał przelotny deszcz. Na stacji lokomotywy sobie jeździły w te i wewte i tak czas mijał.

Wreszcie wyszło słońce, bo ostatnie dwa dni były mokre, wietrzne i zachmurzone i pewnie tak będzie coraz częściej, bo w końcu jesień już tuż tuż i trzeba będzie się powoli przestawiać na tryb jesienny, czyli lutownica pójdzie w ruch. Póki co jednak, Roch wykorzystuje każdą chwilę żeby móc pojeździć na rowerze zanim piasta kompletnie wyzionie ducha.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Kolejne "nie chce mi się"

To już ewidentnie jesień, a na pewno schyłek sezonu rowerowego ponieważ Roch coraz częściej mówi "nie chce mi się" i nie wsiada na rower. Żeby jednak nie wyjść na permanentnego malkontenta Roch zacznie usprawiedliwiać się deszczem, który przez chwilę popadał, a to skutecznie go zniechęciło do wychodzenia na rower. Szczególnie, że wcześniej pokazywał i chwalił się lotniskiem i jak przystało na prezentację, akurat w tym czasie nic nie startowało. Tak jakby wieża kontroli lotów wiedziała o tym, że Roch komuś pokazuje lotnisko i wstrzymała jakikolwiek ruch.

Po powrocie znowu spadło ciśnienie, ale Roch nie dopuścił do zamknięcia powiek, dzięki czemu teraz przysypia, ale w nocy będzie mu się lepiej spało, choć jutro pewnie zostanie wyciągnięty z łóżka wcześnie, bo dzień targowy i trzeba robić za taksówkę. Może jutro uda się uskutecznić jakiś rower, ale według wszelkich prognoz ma być deszczowo, więc wszystko stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 25 sierpnia 2010

Lotniskowo i zdjęciowo

Zgodnie z wczorajszą obietnicą Roch odważył się pokazać kilka zdjęć, które "wywołał" przy pomocy niedawno zdobytego PSE. Trochę mu się zapomniało jak to zrobić, ale w końcu prawie miesiąc nic koło zdjęć nie grzebał. W końcu jednak w czym pracować więc i na lotnisko można jeździć i nie tylko, ponieważ Roch myśli nad jakimś kolejowym wypadem, bo sezon się kończy, a na stacji można spotkać stojący InterCity z lokomotywą EP07, czyli cacko, które mknie 160 km/h po CMK, ale póki co Roch zabiera się za samoloty, na pociągi będzie czas.

****
Jeśli chodzi o dzisiejszy wypad rowerowy to Roch pojechał w kierunku lotniska, ale nie po kolejną porcję zdjęć lecz ot tak sobie, żeby się przejechać. Większą ilość kilometrów zapewnił objazd przez Miasteczko Śląskie i Brynicę. Po drodze Roch spotkał kierowniczkę, która właśnie wracała z pracy i serdecznie Jej pomachał, po czym zaczął walczyć w wiatrem, który nie chciał wiać w plecy. Nawet gdy, teoretycznie, jedzie się w kierunku wiejącego wiatru to on i tak wieje w twarz.

W drodze powrotnej wcale nie było lepiej, prędkość średnia spadła z 26 km/h na 25 km/h, a nogi bolały i bolą nadal. Trzeba przyznać, że Rochowi coraz ciężej się jeździ, ale tak to jest jak przez dwa dni regenerował się, bo nie chciało mu się wsiadać na rower. Teraz trzeba trochę powalczyć i nogi przestaną boleć (o ile Roch ponownie nie zacznie regenerować się).

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 24 sierpnia 2010

W końcu jest długo wyczekiwany prezent

Długo Roch marudził, że nie ma narzędzia do "pracy", aż w końcu dziś zadzwonił telefon, choć Roch go nie słyszał, bo ciśnienie drastycznie spadło i ścięło go z nóg. Tuż po tym jak Roch zerwał się z łóżka i zobaczył, że ma jedno połączenie nieodebrane. Numer jakiś taki znajomy, 32 wskazywało na Śląsk, więc Roch oddzwonił i usłyszał, że to zaprzyjaźniony foto-sklep i Roch może przyjechać po długo wyczekiwanego PSE.

Po przyjeździe do domu, Roch był tak -- nie bójmy się tego słowa -- podniecony, że zapomniał pójść na rower, choć jego Towarzysz ciągnął go i nęcił czterdziestoma kilometrami. Jednak Roch, wyjątkowo, odmówił, bo białe pudełko przesłoniło mu oczy. Dziś jeszcze nie będzie zdjęć, bo "trwa aktualizacja miniaturek", ale jutro już Flickr powinien puchnąć od zdjęć.

Roch wraca do miniaturek, jutro pewnie będzie notka rowerowa.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Kolejny piknik lotniczy

Niedziela, tradycyjnie już, upłynęła pod znakiem siedzenia na podkładach i obserwowania tego, co leniwie wytacza się spod terminalu. Fajna sprawa, bo łączy same przyjemności: dobre towarzystwo, które zawsze Rochowi dopisuje, fajne miejsce i samoloty, które czasem startują. Dzisiaj Rochowi udało się ustrzelić trzy sztuki, w tym jeden, który ma szanse na dostanie się do Airliners.net i pewnie coś pójdzie na Skrzydła.org, pod warunkiem, że Roch będzie miał narzędzie do "pracy", czyli upragniony program graficzny.

Droga tradycyjna, więc nie ma co się rozpisywać, wpierw lasem, potem asfaltem do Ożarowic i jest się na lotnisku, czas to jakieś 40 - 45 min, przy średnim tempie pedałowania. Jutro być może Roch będzie się regenerował, bo trzeba nogom dać odpocząć i zabrać się za elektronikę, którą Roch znów zaniedbał. Poza tym, koniec sezonu i już pierwsza część rowerowa zaczyna niedomagać.

Jak to mówi stare przysłowie "chytry dwa razy traci" i tak też stracił Roch; pierwszy raz stracił, gdy nie posłuchał głosu zaprzyjaźnionego Adventure, a drugi raz stracił kiedy kupił jakiś wynalazek, a nie sprawdzone w bojach Shimano. Defektu doznała przednia piasta, która dostała luzów i koło zaczęło wesoło wpadać w rezonans. Do końca sezonu Roch -- przynajmniej takie jest założenie -- będzie jeździł na starej piaście, a przez zimę będzie zbierał fundusze i szarpnie się na jakiegoś XTR. I to będzie -- kolejne założenie -- jedyna inwestycja rowerowa w tym roku.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 21 sierpnia 2010

Sheriff

Nadszedł weekend i trzeba było przejechać parę kilometrów, żeby nie zapuścić korzeni w domu. Jednak, aby przejażdżka nie była nudna Roch musiał znaleźć jakiegoś towarzysza, który dotrzymałby mu towarzystwa, bo w grupie jest raźniej. W końcu udało się odbyć wspólny wypad, początkowo we dwójkę, a ostatecznie we trójkę, bo tuż po starcie dojechała jeszcze jedna osoba i było już całkiem miło. Na początek Roch przejechał się na Chechło, a stamtąd do Świerklańca i Piekar Śląskich. Jeszcze tylko wizyta w Radzionkowie i można wracać do domu.

Jeśli o kilometry chodzi to Roch nie wie, bo licznik wziął i zepsuł się, co – poniekąd – jest dobre, bo Roch nie ma funduszy na nowy, a to znowu wymusza jazdę bez licznika, czyli statystyki przestaną być najważniejsze i Roch odnajdzie przyjemność z jazdy na nowo. Do pomiaru pozostał puls, ale to Roch będzie notował, bo warto wiedzieć jak zmienia się kondycja i średni puls wraz z upływem sezonu. Jeśli dobrze pójdzie, to Roch na zawsze pożegna się z tym diabelskim urządzeniem, które zostało nazwane licznikiem rowerowym.

Na zakończenie Roch pochwali się kolejnym cymesem, który trafił mu się w okolicach domu. Fajny samochód, amerykan z krwi i kości i marzenie Rocha, które – jak się dorobi – to zrealizuje, bo amerykańska motoryzacja od zawsze Rocha fascynowała i zawsze chciał jeździć takim “potworem”. Na zdjęciu, najprawdopodniej, Ford LTD, produkowany w latach 1969 – 1972. Marzenie jednym słowem.

Ford LTD
Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 20 sierpnia 2010

Śledząc śmigłowiec

Pogoda robi się coraz ładniejsza i trzeba wykorzystywać ją do granic możliwości ponieważ nikt nie zna dnia, ani godziny kiedy ponownie nadejdą tygodniowe opady i nie będzie zmiłuj się. Roch planował przejechać się do Piekar Śląskich, tak żeby było czterdzieści kilometrów, ale zafrapował go helikopter, który "wisiał" nad Nowym Chechłem. Co prawda Roch ma go już w swojej kolekcji, ale zawsze był w ruchu. Zmienił palny i pojechał w jego kierunku, ale na miejscu Roch nie był w stanie określić po co ona tak "wisi". Jedynym plusem tego wiszenia było to, że pilot pomachał Rochowi gdyż śmigłowiec był jakieś 10 - 20 metrów nad ziemią.

Później już nie chciało mu się już jechać do Piekar Śląskich, więc odbił do Orzecha i wrócił przez Radzionków, gdzie podziwiał dostojnie toczącą się lokomotywę ET05 "CTL Logistics". Później już pozostało przejechać się na Dolomity i można było wracać do domu. Założone 40 km udało się przejechać, choć trzeba było nieco zmodyfikować plany, ale tak to już jest jak kogoś fascynuje technika jeżdżąca i latająca.

Z frontu zakupu licencji PSE wypada donieść, że dziś zaprzyjaźniony foto-sklep przełożył termin dostawy na środę, ponoć są jakieś kłopoty logistyczne, za co -- oczywiście -- Roch został przeproszony, choć wcale się nie gniewał.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Po czterech dniach znowu w siodle

Ostatnie cztery dni Roch spędził w domu; raz, że miał prezydencką przypadłość, a dwa, że padał deszcz. Padał on non-stop, przez cztery dni, a wszelkie przerwy były na tyle krótkie, że Roch nie zdążył się ubrać i zejść z rowerem na dół. Jednak dziś udało znaleźć się taką "chwilę", która była na tyle długa, że Roch zdążył wskoczyć w spodenki i trochę pojeździć.

Na początku Roch pojechał do Miasteczka Śląskiego i to miał być koniec jego podróży, ale pogoda nie psuła się więc Roch podjął męską decyzję, że jedzie dalej. I pojechał do Żyglina, a stamtąd do Brynicy i wylądował pod lotniskiem, ale nie jechał "pod płot", bo niedawno był przecież tam był, a trzeba zostawić sobie trochę przyjemności na weekend, bo właśnie wtedy Roch planuje odbyć spotting.

Po powrocie do domu, znowu trochę popadało, ale wygląda na to, że są to resztki i kolejne dni będą bardziej słoneczne i mniej mokre. Jeśli prognoza Rocha się sprawdzi, to jedna z weekendowych notek będzie lotniskowa.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Photoshopa dalej nie ma.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Lotniskowy niewypał

Zaszła potrzeba przejechania się Megi, bo stoi biedactwo i kurzem zarasta. Trzeba było wybrać jakiś dłuższy dystans, że silnik sobie pomruczał, a wszystkie wałki, sworznie, łączniki i inne ruszające się elementy popracowały, o co na polskich drogach wcale tak trudno nie jest. Wybór, co jest oczywiste, padł na rejon lotniska, bo to połączenie przyjemnego (prowadzenia samochodu i obserwowania samolotów) i pożytecznego (rozruszania sworzni i wałków Megi).

Przed wyjazdem Roch umówił się ze swoim Guru, a prywatnie Przyjacielem, z którym wspólne wypady są zawsze przyjemnością. Pod terminalem było pusto, jedyny LOT Charters, który startował, ale pochmurne niebo wcale Rochowi nie pomogło i zdjęcie z całą pewnością wyszło poruszone, ale jeszcze będzie okazja na ustrzelenie tego LOTu. Później zaczął padać deszcz i z obserwacji nic nie wyszło. Lecz Roch nie powiedział ostatniego słowa.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Ćwierć wieku (i jeden rok)

Tak się złożyło, że bocian, choć są teorie o kapuście, przyniósł Rocha właśnie dziś. Później było z górki, Roch rósł i rósł i w końcu założył bloga, którego prowadzi po dziś dzień i nie zamierza przestać; ale wystarczy tych wspomnień. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Rocha ma swoje święto choć on wcale nie świętuje, dzień jak co dzień.

Rano było ładne słońce więc Roch wykorzystał ten fakt i podskoczył do zaprzyjaźnionego sklepu foto żeby zakupić w końcu program, o którym trąbi od jakiegoś czasu, jednak ostatnia sztuka była już zamówiona i Roch musi czekać na swoją kolej, choć Pani uspakajała, że do końca tygodnia na pewno będzie. Nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.

Skoro rano było słońce, to -- dla równowagi -- popołudniu musiała być burza. I tak było. Lało, grzmiało przez 45 minut, a potem niebo zrobiło się błękitne, słońce wyszło i po burzy nie było śladu (poza mokrym asfaltem). Pogoda pokrzyżowała Rochowi plany bowiem chciał pojechać na spottnig, wraz z Guru Lotniczym, ale deszcz i burza skutecznie uziemiła ich w domach. Obserwacje i zdjęcia zostają przeniesione na jutro (o ile pogoda pozwoli).

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 15 sierpnia 2010

Niemiłosierna zemsta

Wczoraj znów udało się Rochowi zapomnieć o napisaniu notki, ale większość czasu spędzał w miejscu, do którego królowie zwykli chodzić piechotą, a to za sprawą zimnych frytek, które zemściły się na nim niemiłosiernie. Jednak dziś już jest lepiej i można stukać placami w klawiaturę. Jeśli chodzi o dzisiejszy wpis to nic poza "od rana pada deszcz" Roch nie wyciśnie z siebie. Teraz trochę się przejaśniło, ale poza tym epizodem leje i grzmi, a więc rower odpada.

Wczoraj za to, Roch przejechał 40 kilometrów i dzięki temu ma już 3100 kilometrów. Do wyrównania zeszłorocznego wyniku zostaje mu 600km, a to jest w zasięgu nóg Rocha. Jutro, o ile pogoda pozwoli, Roch wybierze się w wiadome miejsce, bo dawno już nie siedział na podkładach w oczekiwaniu, aż coś wzbije się w niebo.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 13 sierpnia 2010

Międzynarodowy Dzień Osób Leworęcznych

Roch, jako przeciwnik świąt wszelakich, zrobi jednak wyjątek i zasygnalizuje, że dziś oto jest jego święto. Roch bowiem należy do zacnego grona osób, które używają lewej ręki zamiast prawej, a u Rocha jest to jeszcze dalej posunięte ponieważ prawą ręką nie robi praktycznie nic (poza obsługą myszki komputerowej). Pozostaje życzyć wszystkim leworęcznym osobom tego, aby nożyczki miały symetryczne oczka, a atrament szybko schnął i żeby nie rozmazywał się.

Rower drugi dzień odpoczywa, a Roch kończy płytkę, którą zaczął; dodatkowym powodem siedzenia w domu jest upał, który znowu zaatakował okolicę Rocha. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że weekend będzie chłodniejszy, a przynajmniej deszczowy. W przyszłym tygodniu kolejne święto, ale o tym Roch na pewno napisze.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Wrzesień miesiącem spottingu

Roweru dziś nie było; nie ma co się nadymać szczególnie, że  wcześniej Roch miał robotę (ponownie płatną), a później musiał chciał skończyć płytkę termometru, która to jest pierwszym projektem elektronicznym w tym roku i na pewno nie ostatnim. Po wprowadzeniu drobnych poprawek i ponownym wydrukowaniu w zaprzyjaźnionym PWiK, Roch przystąpił do prasowania. Płytka udała się za pierwszym razem, pozostało tylko wywiercić otwory, ale to już jutro.

Z zasady Roch nie przepada za telewizją, ale mimochodem doszły do jego uszu, które szczelnie są przykryte słuchawkami, informację, że we wrześniu do Pyrzowic przyleci 90 samolotów przekierowanych z Okęcia, które intensywnie remontuje pasy startowe. Dla Rocha, spottera, to informacja na wagę złota ponieważ wrzesień jest już zaplanowany. Częste wizyty na lotnisku to obowiązkowy punkt, dużo zdjęć i może kilka trafi do jakiś galerii.

Już początek września będzie z przytupem ponieważ na 4 i 5 dzień miesiąca planowany jest przylot Boeinga 767, czyli budzik(i) idą w ruch, poranna pobudka i prawdziwy spotting, czyli to w co Roch mocno się zaangażował. Odliczanie czas zacząć.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 11 sierpnia 2010

Spotting bez aparatu?

Kolejny wypad z Rowerowym Towarzyszem (TM), z którym Rochowi jeździ się doskonale, choć na podjazdach nie jest tak kolorowo. Problemem dla Rocha jest wwiezienie całego siebie na szczyt ponieważ waga Rocha przybrała słuszny kierunek1, choć jeszcze tragedii nie ma. Jednak na zjazdach Roch jest niczym torpeda; szybki, ciężki i jak walnie to wszystko idzie na dno.

Za cel wypadu obrali sobie lotnisko, choć miało być z dopiskiem "dookoła", ale Roch dał za wygraną. Usiadł na podkładach i patrzył co startuje, a co ląduje. Wyposażony w dwie butelki wody mineralnej siedział i patrzył w niebo. W końcu towarzysz Rocha objechał lotnisko i wrócił na podkłady. W drodze powrotnej dwie butelki zaczęły się mścić. Pierwszy postój był w okolicy Brynicy, a drugi miał się odbyć już w Miasteczku Śląskim, ale Roch zacisnął zęby -- i nie tylko -- i dojechał do domu.

Cały dzień był jakiś taki zalatany, ale w ferworze walki Roch "zarobił" parę groszy, które wylądowały w słoiku, a docelowo na koncie bankowym, które Roch założył, bo Poczta Polska zaczęła go robić w balona i gubić przelewy. Cel środków finansowych jest jasny: zakup licencji Photoshop Elements, bo trzeba jakieś zdjęcia w końcu pokazać.

Roch pozdrawia Czytelników.

1: "KAŻDY KILOGRAM OBYWATELA Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM SZCZEGÓLNYM DOBREM NARODU"

wtorek, 10 sierpnia 2010

Roch 3000

Tytuł dzisiejszego wpisu przypomina te, które są wymyślane w Hollywood, brakuje jeszcze podtytułu, na przykład "ostateczne rozwiązanie" i mamy gotowy tytuł kolejnego kasowego hitu z Ameryki. Niestety, to tylko Roch zasiadł przed ekranem i postanowił coś napisać, a jest co pisać. Kilka dni temu Roch chwalił się, że jeszcze chwila i będzie miał kolejną okrągłą liczbę. Później nadeszły deszczowe dni, ale ostatecznie wypogodziło się i dziś można było pedałować.

Zgodnie z tym, co licznik wskazał, do 3000km brakowało mu jedynie 40 kilometrów i mógł świętować. Jednak najpierw trzeba było trochę popedałować, bo "bez pracy nie ma kołaczy". Na początek Roch pojechał do Radzionkowa, później Księża Góra i Świerklaniec. Kiedy wracał spoglądał na licznik żeby móc zmodyfikować trasę, gdyby jakimś cudem dystans się zwiększał, a nie zmniejszał. Jednak wszystko szło po jego myśli i pod domem licznik zaczął wskazywać 3001 kilometrów.

Kiedy jednak Roch spojrzy wstecz to nie ma czego świętować; kilometry wymęczone, mało ich coś jest, a koniec sezonu jest już całkiem bliski. Albo to starość albo Roch się wyjeździł za wszystkie czasy i teraz pozostała mu drobnica. Oby jeszcze tysiąc wypedałować i można odpoczywać.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Lotniskowo

Ponownie doszło do zaniechania, ale tym razem Roch ma solidne usprawiedliwienie. Lansował się samochodem na lotnisku, a żeby było ciekawiej to Roch tym razem pełnił funkcję balastu zwanego pasażerem. Wszystko to przez burze, które od jakiegoś czasu przechodzą nad okolicą, w której Roch mieszka. Spotting był owocny, ale Roch jeszcze nie dorobił się licencji na PSE więc zdjęć, tradycyjnie już, nie będzie.

Panorama Sączowa
Jednak nie wszystkie zdjęcia czekają na swoją kolejkę. Wracając z lotniska podjechali, Roch i "Guru Lotniczy", do Sączowa i tam, korzystając z dobrej widoczności, Roch popełnił kolejną panoramę. Wprawne oko zobaczy Osiedle Tysiąclecia w Katowicach, a i kilka innych charakterystycznych budowli. Fajny punkt obserwacyjny, dobra widoczność i można robić panoramy, które po samolotach są ulubionym "tworem" Rocha.

****

Dziś ponownie szleją burze, więc rower stoi i się nudzi, a Roch wykonuje płytki. Na pierwszy ogień poszedł zegarek z termometrem, płytka udała się za pierwszym razem, co Rocha zaskoczyło, bo zazwyczaj trzeba było prasować dwa albo i trzy razy zanim jako tako wyszło. Jednak trawienie i wiercenie musi czekać na swoją kolej ponieważ zabrakło środka trawiącego i Roch stoi z robotą do jutra.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Picasa uparcie zmniejsza panoramę, przez co traci ona na szczegółach. Wersję pełną można zobaczyć tutaj: Panorama Sączowa.

sobota, 7 sierpnia 2010

Przelotne opady deszczu

Weekend, zgodnie z zapowiedziami, upływa pod znakiem "przelotnych opadów deszczu", czyli takimi, które nadchodzą niespodziewanie, są intensywne i równie niespodziewanie ustępują. Początkowo Roch już widział jak ponownie "regeneruje się", bo przecież nie wiadomo kiedy znowu deszcz spadnie i można z czystym sumieniem byczyć się.

Jednak sumienie Rocha -- choć on twierdzi, że go nie posiada -- nie dawało Rochowi spokoju; w końcu zebrał się i poszedł na rower, z planem maksimum w okolicach 20km, żeby się nie przemęczyć, a i krótki dystans gwarantował to, iż deszcz go nie zaskoczy. Jednak po spotkaniu się z rowerowym towarzyszem plan uległ modyfikacji i z dwudziestu kilometrów zrobiło się ich czterdzieści.

I całkiem dobrze, bo to była maksymalna ilość kilometrów, które przejechali bez deszczu. Tuż pod domem zaczął padać deszcz, a w trakcie pisania tej notki zaczęło także grzmieć, choć niebo jest błękitne. Nic by się nie stało gdyby jutro scenariusz się powtórzył ponieważ do pełnych 3 000 km brakuje Rochowi tylko 40 km, czyli jutro może być całkiem okrągła notka.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 6 sierpnia 2010

Wieszcz, jakby na to nie patrzeć

Roch czasem sam siebie potrafi zadziwić; tym razem Roch bezbłędnie przewidział pogodę już w pierwszym akapicie wczorajszej notki. Roch, jako prorok, zaczyna się sobie podobać, jeszcze tylko "wywieszczy" numery w lotka i będzie całkowicie szczęśliwy. Na dowód swoich wybitnych zdolności po lewej stronie zdjęcie z zapowiedzią burzy. Chmura chyba się oberwała, bo przez dziesięć minut Roch nie widział własnego samochodu, a później wyszło słońce, zrobiło się ciepło i po burzy pozostał tylko mokry asfalt, który był doskonałym usprawiedliwieniem dla piątkowego lenistwa.

Z elektroniką też Roch nie ruszył, a to z powodu porannego wyjazdu i po powrocie nie było już czasu na wizytę w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie Roch drukuje mozaiki płytek, które potem prasuje. Weekend zatem upłynie, o ile nie zacznie padać, pod znakiem rowerowo-lotniskowym, czyli rowerem na lotnisko, tam piknik połączony ze spottingiem i powrót do domu. Może przez weekend trafi się jakiś rodzynek, a jeśli nawet nie to i tak 40 kilometrów zostanie dopisane do statystyk.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Buszując w krzakach

Wieje strasznie, a to oznacza, że z wiatrem coś przyjdzie. Według wszelkich prognoz będzie to deszcz, na pasku jego wypasionej przeglądarki już pojawiają się chmurki, a to nic dobrego nie wróży. Być może jest to ostatnia rowerowa notka, jaką Roch popełnia, a więc trzeba się przyłożyć, bo później będzie tylko o tym, że "ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną".

Na początku wypadu Roch słownie starł się z kierowcą swojego wspaniałego i drogiego samochodu, który to samochód wyłącza myślenie u kierowcy, który o mały włos nie zahaczył o Rocha. Na propozycję "zatrzymaj się, to cię ku**a nauczę jeździć" dumny kierowca już nie odpowiedział tylko dodał gazu, a szkoda, bo może pompka przekonała by go, że rower to też pojazd i w pewnych sytuacjach trzeba jechać jezdnią. Cóż, polscy kierowcy nadal są przekonani, że w swoich wspaniałych maszynach sprowadzonych od naszych zachodnich sąsiadów są bogami i pewnie dlatego najczęściej zajmują lewy pas ruchu.

Później, nie chcąc już angażować się w ustne potyczki wjechał w krzaki i tam jeździł. W sumie krzakami i leśnymi duktami Roch pokonał 35 km po czym wrócił do domu. Zasiadłszy (podobno geniusze używają imiesłowów przysłówkowych) przed monitorem Roch postanowił, że jeszcze raz rzuci okiem na pierwszy elektroniczny projekt w tym roku. Okazało się, że Roch zapomniał o bezpieczniku, a jego dodanie pociągnie za sobą trochę pracy. Roch myśli, czy warto.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 4 sierpnia 2010

Elektronika powoli powraca

Pogoda robi się coraz bardziej jesienna, choć do nadejścia jesieni jeszcze trochę czasu zostało. W związku z tym Roch coraz częściej zamiast za kierownicę łapię za lutownicę i coś zaczyna robić, bo zaległości są kolosalne. Nie dość, że Rowerowy Robot Rocha zarósł grubą warstwą kurzu, to jeszcze inne "projekty" trzeba ruszyć z miejsca. Prawdziwy elektronik amator -- podobnie jak prawdziwy mężczyzna, który musi spłodzić syna, wybudować dom i posadzić drzewo -- powinien w życiu zrobić: migającą diodę, termometr i zegarek. Obecnie Rochowi dużo łatwiej jest zrobić termometr niż syna więc zaczyna od elektroniki.

Ale rower bynajmniej nie idzie w odstawkę. Roch nadal będzie pedałował, żeby wyrównać, a najlepiej przekroczyć, zeszłoroczny wynik, bo nie może być tak, że z roku na rok Roch będzie jeździł coraz mniej. Młode wilczki już zaczynają kąsać Rocha po kostkach i trzeba im pokazać, że Roch nie od dziś jeździ na rowerze. Dziś Roch znacznie zbliżył się do 3000 km, i pewnie w weekend przekroczy tą magiczną granicę.

Plan na ten rok, podobnie jak budżet, trzeba zweryfikować i obniżyć planowaną ilość kilometrów do pięciu tysięcy i oby chociaż tyle udało się przejechać.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Przerwa w rowerowaniu, czyli ponowna regeneracja

Jeśli chodzi o poniedziałek to Roch obserwował samoloty, a po powrocie do domu nie było czasu, bo ledwo odłożył rower, a już dostał do rąk inną robotę i z wieczornego pisania nic nie wyszło. Trafiło się kilka smaczków, ale nie ma czym obrobić zdjęć więc w dalszym ciągu Roch wstrzymuje się przed ich publikacją. Jednak gdy PSE zostanie zanabyty drogą kupna, Roch zaleje bloga i serwis Airliners.net zdjęciami.

****

Dzisiaj Roch od rana siedział w domu, kończył to co wczoraj wieczorem zaczął, a potem byczył się oglądając przepychanki w wiadomej sprawie, ale blog nie jest miejscem na uprawnianie polityki (tak jak i nie jest miejscem na reklamowanie czegokolwiek - przyp. Roch). Jedyna aktywność fizyczna jaką wykazał się Roch to zamknięcie okna, bo przytrafiło się całkiem niespodziewane oberwanie chmury.

Korzystając z tej okazji, jaką stworzyła mu pogoda, Roch postanowił nie iść dziś na rower, bo trzeba trochę się zregenerować, zatroszczyć się o prostatę, a i dać nogom odpocząć. Z jego planów odwiedzenia Tour de Pologne też nic nie wyszło, bo trzeba by poczynić inwestycję w bilet autobusowy i jakiś prowiant, a obecnie każdy grosz jest na wagę złota.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Statystyki i trochę zaległości

Oczywiście, jak przystało na Rocha, wczoraj znowu mu się zapomniało napisać kilka zdań, ale koniec miesiąca zaskoczył Rocha i musiał nadrobić trochę kilometrów. W sumie udało się odrobić 59km, co w efekcie dało 752 kilometry w miesiącu, a to - jak do tej pory - najwięcej ze wszystkich miesięcy. Roch powoli się rozkręca, ale pewnie roku braknie na solidne pedałowanie, bo do 1000km w miesiącu jeszcze brakuje.

Jeśli ktoś pała nieodpartą ochotą zajrzenia Rochowi w "metrykę", może to uczynić za pomocą Google Docs, gdzie nie trzeba posiadać czytnika PDF, wszystko jest zdalnie i niezależnie. Takie to mądre wszystko jest. Link do lipcowych statystyk to: Lipiec 2010 - Google Docs.

****
Dzisiaj Roch planował pojechać na lotnisko, ale niedziela to ruch mógł być taki jak ostatnio, czyli praktycznie zerowy, nie licząc WizzAir'a. Z tego wszystkiego Roch pojechał na Repty i Dolomity, a tam błoto po kolana. Skutkiem dzisiejszego wypadu jest rower, który nadaje się do mycia i buty, które już Roch umył.

Trzeba będzie odżałować trzy złote i pojechać na ręczną myjnie, która jest po sąsiedzku i zmyć to błoto, bo jutro pod rowerem będzie piaskownica, a Roch będzie musiał to posprzątać. Jednak, pomijając ilość przywiezionego błota, było fajnie i od czasu do czasu, jak będzie wolne trzy złote, można powtórzyć taki wypad.

Roch pozdrawia Czytelników.