niedziela, 28 lutego 2010

Boli, oj boli

I jest! I w końcu się stało! Sezon rowerowy 2010 Roch uważa za otwarty. Początkowo wszystko stało pod znakiem zapytania, ale koniec końców Roch, o godzinie 1000 czasu lokalnego, uroczyście osiadł na siodełku i pierwszy raz w tym roku wpiął się w pedały; pierwszy raz także zahamował, zmienił przełożenie, a także po raz pierwszy przekroczył 30km/h. Wszystko odbyło się po raz pierwszy w tym roku. Takie pierwsze razy zwykło określać się mianem inauguracji, a więc inaugurował się i to nawet dość intensywnie.

Celem wypadu, znowu pierwszy raz w tym roku, był Świerklaniec, bo to cały czas asfaltem, a i droga znana i wiadomo czego można się spodziewać. Pierwsze kilometry były niepewne, bo Roch nie wiedział, czy wszystko dobrze poskręcał, czy bloki w butach są dobrze przykręcone i w końcu czy same pedały są mocno dokręcone. Jednak wraz z upływem kilometrów Roch czuł się coraz pewniej, pozycja za kierownicą wręcz idealna, rower w końcu sterowny, reaguje bez chwili namysłu, tak jakby wiedział co Roch zaraz zrobi.

Co do kondycji, to szczerze pisząc, Roch myślał, że będzie dużo gorzej, a wcale tak nie jest. Owszem, pisząc tę notkę Roch siedzi na jednym pośladku i co chwilę zmienia pozycję, bo cztery litery strasznie go bolą, ale to normalne po takiej przerwie, musi boleć i koniec. Kondycja nawet nie jest zła, ale Roch nie ma zamiaru pisać, że obyło się bez zadyszki, bo to byłoby zwykłe kłamstwo. Zaliczył dwie zadyszki, pod górę było ciężko, ale zaciskał zęby i pedałował dalej. Z tego wynika, że Roch trochę się zaniedbał, ale tak całkiem kondycji nie stracił. Trochę pracy, trochę wysiłku i Roch wróci do pełni formy.

Jutro, choćby się waliło i paliło, Roch musi się przejechać, choćby kawałek, bo trzeba iść za ciosem i rozjeździć się tak, aby nie przekręcać się z jednego pośladka na drugi tylko siedzieć całym swoim jestestwem na krześle. Na zakończenie lutowe statystyki z dzisiejszym wypadem włącznie:


A dzisiaj udało się przejechać 26 kilometrów ze średnią prędkością 17 km/h, co jest niezłym wynikiem jak na pierwszy raz.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 27 lutego 2010

Kolejne plany rowerowe

Kończy się drugi miesiąc roku, a Roch nadal teoretyzuje w sprawach rowerowych. Raz pojawiło się światełko w tunelu, ale szybko zgasło, bo deszcz pokrzyżował plany. Jednak dziś pojawiła się kolejna okazja na rozprostowanie nóg. Nie będzie to mega daleki wypad, bo Roch boi się, że płuca zgubi gdzieś po drodze, ale jakieś kilka kilometrów na pewno uda się przejechać.

Dodatkowym minusem (takim “plusem ujemnym”) jest to, iż w lasach i wszelkich innych terenach leży jeszcze śnieg, albo powstało błoto, które skutecznie zniechęca Rocha do leśnych wojaży. Pozostaje zatem asfalt, co Rocha cieszy niezmiernie, bo jednak na twardym człowiek mniej się męczy, a to dla Rocha jest – do czasu odbudowania kondycji – priorytetem.

Ponownie Roch pozwolił sobie na teoretyzowanie, a wcale nie jest pewne, że jutro będzie ładna i rower stanie się faktem. Może pogoda grymasić, a może spaść śnieg, czego Roch by nie wytrzymał, bo na ten rok – i najbliższe dwa lata – śniegu będzie dość. Zima swoje już zrobiła, a na kolejny kierunkowskaz Roch nie ma już funduszy.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 26 lutego 2010

Inauguracja stanęła pod znakiem zapytania?

Roch myślał i pisał o tym, że już niedługo wskoczy na dwa kółka i pomknie gdzieś przed siebie, ale pogoda szybko zweryfikowała jego plany. Dziś już zaczęło padać i nic nie zanosi się na to, że do weekendu – a on już jest tuż tuż – coś się zmieni. Pozostaje chyba przełożyć plany, bo jazda w zimowo—wiosennym deszczu to żadna przyjemność.

Do pełni szczęścia pozostaje jeszcze zakup tajemniczego gadżetu, o którym Roch nic nie wspomina, ale jak przyjdzie czas to i tym się pochwali, bo przecież nie byłby sobą, gdyby nie umieścił zdjęcia na blogu. Być może gadżet przyjedzie do zaprzyjaźnionego Adventure na początku marca, a wtedy Roch będzie szalał, także ze szczęścia.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 25 lutego 2010

Strasznie wiosennie

Pogoda rozbrykała się strasznie; temperatura wystrzeliła w górę jak prom kosmiczny i poszybowała na poziom +10°C co skutecznie w Rochu wzbudziło nadzieję na rychły wypad rowerowy. W tym celu poczynił nawet pewne kroki, które miały przyczynić się do utrzymania się pogody na takim poziomie do weekendu, bo już jest umówiony na dwa wypady, a kto wie, może i trzeci uda się uskutecznić. Do nowego sezonu Roch postanowił przygotować nie tylko rower, ale i to co ma na głowie i na stopach, a więc kask poszedł do mycia, buty również, bo na nowym rowerze trzeba się odpowiednio prezentować.

Roch, wcale tego nie ukrywa, odlicza już dni, godziny i minuty do momentu, w którym wsiądzie na rower i poczuje ten słodki ucisk siodełka na cztery litery i podmuch wiatru rozwiewający jego bujne włosy pod kaskiem. Początki będą trudne i bolesne, ale Roch sam się o to prosił, bo mógł jeździć więcej, ale mu się nie chciało i teraz będzie cierpiał. Tak więc Roch kończy mottem “oby do wiosny!”.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 24 lutego 2010

Zagubiony w czasoprzestrzeni

Zerwał się Roch z samego rana, nim kur zapiał, bo był umówiony i nie wypadało się spóźnić. Spojrzał na zegarek i szybko oszacował na co może sobie pozwolić. Jako, że do godziny 900 zostało ledwie trzydzieści minut Roch mógł sobie pozwolić na śniadanie, doprowadzenie siebie do jako takiego stanu wizualnego, ale komputer nie wchodził w grę, bo to straszny pożeracz czasu i mogłoby się okazać, że na sprawdzeniu poczty mogłoby się nie skończyć. Na końcu dopiero spojrzał w kalendarz i stwierdził, że dziś dopiero środa, a nie czwartek i całe te szaleństwo można było przełożyć na jutro.

Z planów inauguracyjnych też nic nie wyszło, pewnie dlatego, że Roch – nie mając co robić – poszedł spać i nie pojechał na lotnisko. Z drugiej zaś strony może rozpoczęcie wizyt na lotnisku odbędzie z przytupem, bo pojawiła się informacja, że niedługo ma lądować An-124 Rusłan, więc może uda się go upolować, bo Mriję Roch przegapił, ale wtedy nie wiedział, że takie coś jest.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 23 lutego 2010

Inauguracja sezonu kolejowego

Po wczorajszym zakończeniu akcji “Rower 2010” Roch postanowił, że rozpocznie kolejny sezon. Tym razem udało się uskutecznić podwójne rozpoczęcie, czyli sezon fotograficzny z sezonem kolejowym. Roch, korzystając z idealnej pogody, wybrał się na stację i zaczął polować na pociągi, a te dziś dopisały. Szczególnie, że pojawiła się lokomotywa M62 (bliżej znana jako ST44), co było swojego rodzaju cymesem lub wisienką na torcie. Pośród pasażerskich EN57 i towarowych ET22 taka wisienka to jest coś. Do pełni szczęścia brakowało Frightlinera, ale i jego Roch upoluje.

Do rozpoczęcia pozostał jeszcze sezon lotniczy i – co najważniejsze – sezon rowerowy, ale ten ostatni będzie rozpoczęty jako.. ostatni, bo chlapa i woda z topniejącego śniegu jeszcze długo będzie przeszkadzać w inaugurowaniu rowerowego sezonu. Pozostaje polować na pociągi i samoloty. Dziś było krótko, ale czasem nie można się rozpisywać.

Na zakończenie nowa galeria kolejowa:
Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 22 lutego 2010

I nastał koniec akcji “Rower 2010”

O mały włos Roch zaliczyłby kolejny dzień przestoju, a pogoda robi się coraz ładniejsza. Asfalt już suchy więc można zacząć uskuteczniać wycieczki, ale brak hamulców stanowi pewien problem. Ostatnią rzeczą jaką Roch założył był właśnie przedni hamulec, zapakował się w samochód i obrał cel: zaprzyjaźniony Adventure. Kiedy znalazł już lukę, w którą można było wcisnąć Megi i wydobył rower z bagażnika skierował się ku zaprzyjaźnionemu Adveture.

Po chwili rower wisiał na stojaku i był ubierany w linki i pancerze, potem tylko przyciąć, zacisnąć końcówki i po godzinie z hakiem rower był gotowy do jeżdżenia. Roch zamówi jeszcze gadżet, bo pojawi się on dopiero pod koniec miesiąca, czyli Roch odbije się od finansowego dna. Wychodząc ze sklepu przywitała go lokalna orkiestra dęta, tarnogórskie kwiaciarki wręczyły mu bukiet kwiatów, a w oddali powiewał transparent: “ROCHOWI ŻYCZYMY UDANEGO SEZONU I NIEKOŃCZĄCYCH SIĘ WYPADÓW ROWEROWYCH”. Roch podziękował wszystkim, uderzył się o pedał i sen prysł. Przywitała go jedynie szara rzeczywistość, czarny śnieg i breja, która towarzyszy odwilży.

Najważniejsze jest to, że rower nabrał świeżego wyglądu, a i Roch nabrał ochoty na jazdę, co dobrze rokuje na najbliższy sezon, bo Roch ma kolejny plan wykręcenia nowych i świeżych 10 tyś. km. Na dodatek, wraz z nowym mostkiem, Roch polepszył sobie pozycję i w końcu to jest to. Wręcz ideał. Tak, Roch przejechał się na rowerze – nie mógł wytrzymać.

Na koncie zdjęcie. Rower, wersja 2010 po faceliftingu:

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 20 lutego 2010

Finisz akcji “Rower 2010”

Tak się jakoś dzień Rochowi ułożył, że popołudniu zachciało mu się dokończyć składanie roweru. Składania dużo nie było, bo tylko klamki i manetki, ale zawsze jakieś zajęcie, a i była spora szansa na zepsucie czegoś i z tej szansy Roch skorzystał. Najpierw jednak, w przypływie radosnej twórczości, założył lewą klamkę na prawą stronę kierownicy, a prawa klamka wylądowała na lewej połówce. Wyglądało to komicznie, ale Roch szybko naprawił swój błąd. Później jeszcze stery coś nie złożyły się dobrze, bo jest szparka i trzeba będzie zapytać w zaprzyjaźnionym Adventure, co zepsuł Roch.

Uszkodzeniu uległ też mały Roch, który z dużym Rochem jeździł, a trzymał się plastikowej obejmie, która znienacka pękła przy zakładaniu. W niedzielę trzeba będzie wytężyć szarą komórkę i wymyślić sposób zamocowania go na kierownicy, bo bez niego to jakoś pusto jest. Licznika już nie ma na kierownicy, to chociaż mały Roch mógłby towarzyszyć temu dużemu w rowerowych wypadach.

W poniedziałek najprawdopodobniej Roch wybierze się do zaprzyjaźnionego Adventure żeby założyć linki i pancerze, a także zamówić tajemniczy gadżet, który Roch sobie sprawi z okazji zakończenia sprawnie przeprowadzonej akcji “Rower 2010”.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 19 lutego 2010

Idzie wiosna – podejście drugie

Co prawda na spalenie Marzanny jeszcze za wcześnie, ale już pojawiają się pierwsze oznaki wiosny. Pisząc tę notkę w TV straszą, że na ogłoszenie wiosny jeszcze za wcześnie, bo zima wcale nie myśli odpuszczać, ale Roch wie swoje i wie, że wiosna jest bliżej niż dalej. Żadne to odkrycie, szczególnie, że mamy koniec lutego i teoretycznie niedługo nadejdzie kalendarzowa wiosna.

Korzystając z okazji Roch wybrał się do zaprzyjaźnionego Adventure, bo chce jeszcze kupić ostatni gadżet, na który Roch od dawna choruje. Na szczegóły jeszcze za wcześnie, bo wpierw trzeba sprawdzić, czy finansowo Roch podoła, ale jak wszystko się uda i szczęście dopisze to Roch będzie miał fajny bajer. Najpierw jednak trzeba skończyć rower i to jest priorytet na najbliższe kilka(naście) dni. Linki i pancerze, dokręcenie tego i owego i można ogłosić, że “norma została przekroczona o 200%”.

Później pozostanie czekać na wiosnę i na pierwszą możliwość rowerowania.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 18 lutego 2010

Idzie wiosna – podejście pierwsze

I jest, w końcu stało się to, o czym Roch marzy od momentu kiedy spadł pierwszy śnieg. Nadeszła odwilż i to od razu z przytupem, bo temperatura wskoczyła od razu na 6°C i słupek rtęci ani myślał opaść, jakby był pod wpływem niebieskiej tabletki. W końcu można było zrzucić z siebie kilka warstw kurtek, a i łatwiej zaczęło się chodzić. Same plusy, choć jak gwałtownie zacznie topnieć to może się okazać, że kartografowie będą musieli zweryfikować dotychczasowe mapy, bo powstanie kolejny ocean.

Jutro, według wszelkich prognoz, ma być kolejny dzień z dodatnią temperaturą, a to oznacza, że idzie wiosna i trzeba dokończyć składanie roweru. Pozostało już niewiele do założenia więc trzeba się spiąć i dokończyć montaż, bo wiosna już tuż tuż. Poza rowerem, Roch ma w głowie kompletowanie części do robota, szukanie “gdzie taniej”, a potem jeszcze lutowanie. Pośród tego wszystkiego musi znaleźć się miejsce dla Pythona, w którego Roch wsiąka coraz mocniej i z każdą nowo poznaną biblioteką zastanawia się jak mógł bez niego żyć.

Roch kończy, bo jeszcze jakieś kody zacznie wklejać.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 17 lutego 2010

I są piękne dwie

Roch już dawno zapomniał, że zamówił płytki dla swojego robota, który powstaje w wielkich bólach, ale dziś listonosz przypomniał mu o tym, bo z samego rana był już u Rocha z kopertą. Początkowo Roch myślał, że to jakieś zaległe zamówienie z zeszłego roku, bo każdy wie jak działa Poczta Polska. Okazało się, że w kopercie są piękne i lśniące płytki, które Roch zamówił, bo jego proces technologiczny, czyli żelazko, poległo już w fazie planowania.

Płytki wyglądają profesjonalnie, nie to co te, które wychodzą spod Rochowego żelazka. Teraz tylko zamówić resztę części i można zająć się lutowaniem i uruchamianiem robota, który w końcu powstanie będąc żywym i – Roch ma taką nadzieję – jeżdżącym dowodem na to, że dotrzymuje słowa, nawet tego pisanego. W końcu przestanie mu się nudzić, a zacznie się cięcie, gięcie i wiercenie, czyli to czego najbardziej nie lubią sąsiedzi, ale to ich problem, a nie Rocha. Prawdziwa sztuka musi nieść z sobą ofiary.

Przed Rochem jeszcze wypad do Katowic po w\w części do robota, bo tam taniej jest. Jednak trzyliterowa hurtownia z Łodzi liczy się, a katowicki Nikomp trzyma rozsądny poziomom cenowy nawet doliczając koszt benzyny lub bilet kolejowy, bo Rocha ciągnie aby “wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet” i pojechać do Katowic. Na zakończenie zdjęcie dwóch, lśniących:

 Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 16 lutego 2010

Rower kusiciel

Pojawiły się pierwsze oznaki odwilży choć do pojawienia się przebiśniegów jeszcze daleko. Korzystając z okazji Roch wyszedł trochę ogarnąć dookoła Megi, bo już jest problem żeby wyjechać z parkingu. Wyjął łopatę z bagażnika i zaczął energicznie odkopywać samochód i kiedy był już w połowie złamała się łopata. W pierwszej chwili Roch pomyślał, że ma “power” w rękach, ale po dokładniejszych oględzinach okazało się, że to złośliwość rzeczy martwych, a nie moc Rocha.

Jako, że narzędzie pracy uległo zepsuciu Roch nie ma zajęcia i siedział w domu. Chciał co prawda zająć się rowerem, ale tam już nie ma zbytnio co robić, bo zostały manetki i chwyty do założenia i można nawiedzać zaprzyjaźniony Adventure aby przyciąć pancerze, założyć linki i dokręcić to, czego Roch nie jest w stanie ruszyć z przyczyn technicznych. Jednak Roch czeka na pierwsze, prawdziwe, oznaki nadejścia wiosny, bo skończony rower będzie stał i kusił Rocha, a na zewnątrz jeszcze “tony” śniegu i chlapa.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Wszystko na swoim miejscu

W końcu Roch wybrał się do marketu budowlanego po taśmę dwustronną. Nie obyło się jednak bez drobnych problemów; na początku okazało się, że jest problem z wyjechaniem z parkingu. Weekendowe opady spowodowały to, że samochód zakopał się i tylko solidna łopata była w stanie go odkopać. Po dziesięciu minutach walki z łopatą i śniegiem udało się wyjechać. Cel: Market Budowlany.

Jednak znalezienie taśmy to jak szukanie igły w stogu siana, a więc trzeba było zasięgnąć języka.

- “Przepraszam, gdzie znajdę taśmę dwustronną?” – Zapytał Roch uroczą panią z informacji.
- “Alejka 29 i w prawo” – Odpowiedziała pani Rochowi uśmiechając się do Rocha, który lekko się ślinił.

Poszedł był więc Roch do alejki 29 i w prawo, ale tam były tylko taśmy malarskie, które z założenia nie są dwustronnymi. Znalazł więc Roch fachowca, koniecznie faceta, który będzie bardziej kompetentny.

- “Przepraszam, gdzie znajdę taśmę dwustronną?” – Ponownie zapytał Roch samca, ewidentnie, alfa.
- “Dział techniczny, alejka 16” – Odpowiedział ów fachowiec.

Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę i po chwili Roch był kasowany za taśmę. Później jeszcze formalności, jak to na początku tygodnia, i można jechać do domu zakładać licznik. Nawet szerokość taśmy pasowała, jakby była “dedicated for Sigma”. Po chwili ustawiania, poziomowania, grymaszenia i dumania Roch przycisnął podstawkę i doznał ulgi, bo nic się nie odkleiło i nic nie odpadło. Jednak jest lans:

Teraz można zakładać resztę, czyli klamki, manetki i chwyty. O tym będzie na bieżąco.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 13 lutego 2010

Niech moc Pythona będzie z Wami

Roch myślał, że widział już (prawie) wszystko. Zdawało mu się, że z niejednego pieca chleb jadł, a jednak dziś doznał kolejnego oświecenia. Dostał był Roch plik, który trzeba było trochę “przerobić”, czyli coś wyciąć i coś dodać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że plik miał tysiąc linii, a więc ręczna edycja – nawet w weekend – odpada, bo Rochowi się nie chce. Pozostało napisane jakiegoś automatu, który wytnie z pliku kilka znaków i wstawi kilka innych.

Kiedy Roch stwierdził, że pisanie programu odpada, bo już jest 15 linijek, a wciąż końca pliku nie widać wpadł na pomysł napisania skryptu. Jako, że lubi uczyć się nowych rzeczy sięgnął po Pythona. Wszyscy się nim zachwycają jako on jest prosty i fajny. Roch lubi proste i fajne rzeczy, więc był on w sam raz dla niego. Okazało się, że zapisanie tysiąca linijek bez dwóch pierwszych znaków mieści się w sześciu linijkach:

def writeFile():
    write_file = open("plik.txt", "w")
    for binary in range(1000): 

        write_file.write(bin(binary)[2:])
    write_file.close()
    return

Później okazało się, że odczyt jest jeszcze prostszy, bo mieści się w jednej linijce. Roch zakochał się bez pamięci w prostocie i fajności. Pewnie znajdzie się osoba, która to jeszcze bardziej zoptymalizuje, ale Roch i tak jest z siebie dumny, bo 6 linijek to 15.

Z braku tematów rowerowych Roch rzucił się na tematy informatyczne. To był ostatni raz, bo i tak już Roch przegina z elektroniką i robotami. Wybaczcie.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 12 lutego 2010

Kolejny przestój

Tak już się przyjęło, że im bliżej weekendu tym Roch jest bardziej leniwy, a to lenistwo przekłada się na zajęcia, które Roch zaniedbuje. Od dwóch notek Roch pisze o montażu licznika na mostku, gumkach i taśmach piankowych. Dziś da sobie z tym spokój, chociaż nie kupił taśmy, bo nie było, a market budowlany był Rochowi wybitnie nie po drodze, ale jutro powinien być już na trasie przejazdu to może uda się o niego zahaczyć.

W przyszłym tygodniu rysuje się śmiały wypad do chorzowskiego Twomarku żeby sprawdzić co słychać w szerokim świecie rowerów. Oczywiście Roch ani myśli zdradzać zaprzyjaźniony Adventure, ale dlaczego nie rozejrzeć się w okolicy, może Roch upatrzy coś, co kupi u konkurencji. Wypad oczywiście z Koyocikiem, bo to kolejna okazja do zlotu bezrowerowego. O szczegółach Roch będzie informował na bieżąco.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 11 lutego 2010

Jest gumka, jeszcze taśma piankowa

Ktoś by pomyślał, że mając gumkę Roch będzie w siódmym niebie, ale do kompletu zabrakło taśmy dwustronnej piankowej, bo bez niej podstawka ślizga się i żadna gumka nie pomoże. Z gumką też były problemy, bo okazuje się, że to towar wielce deficytowy i nawet zaprzyjaźniony Adventure miał problem ze znalezieniem takiej gumki. W końcu jednak się udało i Roch włożył “gift” do woreczka, szczelnie zamknął i schował w najgłębszej kieszeni kurtki tak żeby nie zgubiła się. W domu Roch założył podstawkę na mostek i bez przyklejenia jej nic z tego. Już Roch wie po co była tam fabrycznie nowa taśma.

Tyle zachodu tylko po to żeby mieć lansersko założony licznik na mostku, a nie na kierownicy jak ma większość. Poza tym nie ma w tym żadnej głębszej filozofii, czy ergonomii. Roch ma kaprys i go zrealizuje takim lub innym sposobem. Na finał akcji “Rower 2010” już jest Roch umówiony i w przyszłym tygodniu będzie koniec. Orkiestra już jest zamówiona, pompa będzie ogromna, szampan będzie lał się strumieniami, a może nawet Roch będzie nim czyścił łańcuch, w końcu alkohol to alkohol, a przy okazji bąbelkowy masaż.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Tak, dziś tłusty czwartek, ale Roch nie może patrzeć na pączki, a co dopiero o nich pisać.

środa, 10 lutego 2010

Bo z gumką jest bezpieczniej

Od rana Roch myślał skąd wziąć gumkę; gumka bowiem była potrzebna Rochowi do zabezpieczenia licznika przed przypadkowym opuszczeniem kierownicy, bo sama taśma dwustronna miała małe szanse żeby utrzymać licznik na miejscu dla niego przeznaczonym. Oprócz bezpieczeństwa gumka musi jeszcze ładnie wyglądać, bo przecież kto by chciał mieć brzydką gumkę na kierownicy? No właśnie nikt, a na pewno nie Roch.

Pośród różnych gumek, jakie Roch ma w szufladzie nie było takiej jakiej potrzebował. Trochę to krzyżuje plany Rocha, bo chciał założyć sobie licznik, a tak musi czekać do jutra, bo trzeba będzie się uśmiechnąć do zaprzyjaźnionego Adventure i może Roch dostanie taką gumkę, jaką potrzebuje. Wszystkie części są (chyba) skompletowane, pozostało tylko założyć wszystko, ale na to jeszcze jest czas, bo śnieg nie topnieje, a ma go jeszcze przybyć.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 9 lutego 2010

Czarny mosteczek ugina się

Po długich namysłach i obliczeniach, do których Roch zaangażował Excela zapadła decyzja, że mosteczek można kupić, bo funduszy powinno wystarczyć, a jeśli nie to Roch przejdzie na dietę i zaciśnie mocniej pasa. Do momentu przekroczenia progu zaprzyjaźnionego Adventure wszystko szło dobrze. Roch znał długość i kąt wzniosu jaki potrzebuje, ale nie wiedział, że cykloza wagowa go zaatakuje.

Casting zaczął się od przeglądnięcia wagi poszczególnych kandydatów. W przedbiegach odpadł Ritchey WCS, bo cena oscylująca w okolicach 200 zł była dla Rocha i jego Excela zbyt duża, poza tym po takim wydatku zaciśniecie pasa równałoby się zaciśnięciu pętli na szyi. W związku z tym do dwóch parametrów doszedł trzeci: cena, która nie spowoduje nadmiernego zaciskania pasa. Do ścisłego finału przeszedł, rzutem na taśmę, jeden kandydat, który ukrył się w ciemnym rogu. Nie mając innego kontrkandydata, Roch dokonał jedynego i słusznego wyboru.

W domu pozostało już tylko złożyć go i cieszyć się nowym nabytkiem, który w końcu komponuje się z kolorystycznie z resztą roweru.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Koniec postojowego

W końcu Roch przełamał się i postanowił, że zabierze się za dokończenie składania roweru. W ostatnim czasie trochę się rozleniwił, ale jak rower się rozebrało to trzeba go poskładać, bo co Roch będzie robił w letnie popołudnia? A tak wsiądzie na rower i pojedzie popedałować trochę. Zaczął Roch od założenia korby, ale najpierw nałożył solidną porcję smaru żeby nie zapiekła się przypadkiem. Później doszły obie przerzutki i tylny hamulec. Na tym Roch zakończył, bo przód wymaga głębszego zastanowienia się. Roch myśli nad zmianą mostka, więc nie ma sensu składanie jak później trzeba będzie rozbierać.

Później Roch gapił się na rower, który coraz bardziej przypomina ten, na którym Roch spędził najlepsze chwile, czasem w deszczu i błocie. Do zrobienia jest coraz mniej, a końca zimy wcale nie widać. Nadal śnieg i mróz rządzą w pogodzie i szybko to się nie zmieni. Jutro Roch planuje wybrać się do zaprzyjaźnionego Adventure i zrobić mostkowe rozeznanie, a może nawet coś kupić, o ile cena go nie przytłoczy swoją długością.

Zbliża się też czas, w którym Roch znowu zasiądzie przy lutownicy, a tym samym notki na Blogu będą bardziej lutownicze. Być może niedługo firma, w której Roch zamówił wypasione płytki do swojego robota da znać, że już jest gotowe i wtedy rozpocznie testowanie, uruchamianie i zastanawianie się dlaczego nie chce działać. To jednak, nieodległa, przyszłość.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 6 lutego 2010

Przestój przestojem popychany

Przestój przestojem popychany ponieważ, Rochowi, próżniakowi przestało się chcieć, a przecież zostało już tak niewiele do założenia. Hamulce, korba, przerzutki i koniec. Ze dwadzieścia minut powolnej pracy przerywanej popijaniem ulubionej kawy zbożowej. Sobota znowu upłynęła Rochowi pod znakiem lenistwa i nic nierobienia, choć bardzo się starał żeby zakończyć przestój. Tak bardzo się starał, że w końcu zasnął, a jak wstał to nie chciało mu się jeszcze bardziej.

Roch dochodzi do wniosku, że się starzeje. Kiedyś śrubki to była jego pasja, cały czas miał jakieś palmy ze smaru, bo to tu, to tam dokręcał, regulował i smarował. Teraz też ma na to ochotę, ale jakoś jego wewnętrzne “rochostwo” mówi mu nie i koniec. Roch śpi, je i myśli. Być może to zimowe przygnębienie spowodowane tym, że trzeba siedzieć w domu, a jak już się wyjdzie to z czterema kilogramami ubrań na sobie. Pozostaje czekać na moment, w którym Roch będzie mógł założyć coś luźniejszego, niezobowiązującego i bardzo niemodnego.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 5 lutego 2010

Kolejny dzień przestoju

Roch powziął decyzję o kolejny postojowym, bo przyjemność trzeba umieć sobie dawkować i nie można tak wszystkiego od razu zrobić i mieć z głowy. Roch hołduje zasadzie “jestem leniwy, ale się staram” i dlatego u niego czas jakby zwolnił, a niektóre czynności są wykonywane w ślimaczym tempie, które nawet nie jest znane naszym dzielnym Pocztowcom. Na stacji też Roch nie był, a nie miał powodu żeby tam iść. Wczoraj taki powód był, ale zgodnie z tym co Roch sobie przysiągł nie będzie przelewał swoich sercowych rozterek na blog, który w bardzo szerokim założeniu jest tylko rowerowy (u Rocha to szerokie pojęcie, co systematycznie udowadnia).

Odżyły za to inne wspomnienia i pragnienia; mityczne już lądowanie CARGO w Pyrzowicach, na które Roch wybierał się co tydzień, ale nigdy tam nie dojeżdżał. W tę niedzielę są szanse na pomyśle zrealizowanie planu, o ile pogoda nie da popalić gigantycznym mrozem lub jakimś opadem śniegu, który zasypie drogi i zaskoczy drogowców. Roch wyrwa kolejne strony ze swojego kultowego kalendarza i odlicza dni do wiosny, bo wiosna to pora roku, w której wszystko może się zdarzyć, nawet Roch może się (ponownie) zakochać.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 4 lutego 2010

Na peronach

Roch ogłosił przestój w składaniu roweru, bo nie można wszystkiego tak od razu złożyć i później nudzić się. Korzystając z planowanego przestoju Roch wybrał się na stację kolejową żeby pooglądać pociągi, a dziś wyjątkowo obrodziły. Nie dość, że na peronach stały trzy EN57 to jeszcze pojawił się cymes w postaci dwuczłonowej lokomotywy ET41. Roch żałował, że nie wziął aparatu, ale jeszcze mrozy są i mógłby zmarznąć, a Roch nie dorobił się jeszcze futerka dla aparatu.

Pomiędzy jedną lokomotywą, a drugą Roch spoglądał w bezchmurne niebo, bo i tam spory ruch. Tutaj z pomocą przyszedł Lotniczy Guru, który tłumaczył Rochowi, że to leci Ryanair, a tam LOT. Roch patrzył w niebo i dziwił się jak można rozpoznać, który jest który, ale jak widać można. Później jeszcze wypad w miasto i można było kierować się ku domowi.

Oby rychło nadeszła wiosna; pociągi i samoloty kuszą.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 3 lutego 2010

Lekki wżer

Wżer” – słowo, które u wielu osób nie wywołuje gorączki, nie powoduje wystąpienia stanu bliskiego omdlenia. Słowo jak słowo, można się pomylić, ale nic poza tym. Jednak “Wżer” zaatakował Rocha. Wżarł mu się w miski przedniej pasty i tak żarł i żarł. W końcu Wżer spowodował ubytki przez co kulki tocząc wpadały w wyżarte przez wżer żerowisko, które zeżarte było doszczętnie. Na szczęście w zaprzyjaźnionym Adventure nie takie wżery widzieli i szybko z dużego wżera zrobił się malutki wżerek, który nadal powoduje opór, ale dużo mniejszy.

Prędzej, czy później jednak czeka Rocha kupno nowej piasty. Dostał niezłą propozycję, aby zanabyć drogą kupna najbardziej wypasioną, najbardziej kultową, przewspaniałą piastę XTR, czyli kultowość przedniego koła wystrzeli w górę, ale to znowu wydatek, który będzie konieczny jak wżer ponownie zaatakuje i zeżre bieżnie tak, że każdy rozłoży ręce i stwierdzi, że na wżera nie ma rady. Roch musi zasiąść nad Excelem, otworzyć arkusz wydatki i sprawdzić, czy ma gotówkę na taki zastrzyk kultowości.

Oba koła są w domu, rama stoi na kołach, Bomberek jest założony, pozostaje tylko zdecydować się, czy wymieniać mostek i można dokręcać śrubki. Pogoda chyba widzi, że Roch kończy akcję “Rower 2010” i już powoli nadchodzi odwilż. Dziś okrągłe zero, ale śnieg więc to co stopniało zostało szybko zastąpione tym co spadło.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 2 lutego 2010

Los kołem się toczy

A właściwie kołami. Dwoma kołami. Zgodnie z zapowiedziami Roch zjawił się ponownie w zaprzyjaźnionym Adventure z kołami, do których trzeba zajrzeć, czy kulki są jeszcze okrągłe, a bieżnie płaskie. Roch idzie na całość, z małego remonciku, który miał obejmować wyłącznie napęd zrobiło się przedsięwzięcie na skalę akcji serwisowej jednego z producentów samochodów, w których zacina się pedał gazu. Logistycznie Roch jeszcze to ogrania, ale tylko i wyłącznie dzięki kalendarzowi, który Rochowi przypomina co ma odebrać, a co zanieść.

Jutro koła będą gotowe i rozpocznie się składanie roweru. W planach – o ile Roch finansowo podoła – jest zakup mostka, ale bardziej jako realizacja fanaberii niż realna potrzeba. Na zakończenie Roch założy linki, pancerze i ogłosi sukces, bo akcja “Rower 2010” zostanie oficjalnie zakończona i będzie można wyczekiwać wiosny, aby wbić się w koszulkę, spodenki i zaliczyć pierwszy, wiosenny ból części ciała, która styka się z siodełkiem.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Prawie niespodziewany wydatek

Czasem jest tak, że wiemy o czymś, ale nie chcemy w to uwierzyć. Roch też wiedział, że stery prawdopodobnie osiągnęły kres żywota, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Jednak w zaprzyjaźnionym Adventure szybko dowiedział się, że nie ma dla nich ratunku i trzeba myśleć o nowych. Skoro już Roch przytargał ramę to nie było sensu wracać z pustymi rękoma i szarpnął się na całkiem nowe i błyszczące stery FSA, bo jak szaleć to szaleć na całego.

Jutro ponowna wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure; tym razem koła idą na serwis, bo trzeba piasty sprawdzić, tryb odkręcić i modlić się do Rowerowego Boga żeby przednia piasta nie podzieliła losu sterów, bo i tam opór jest większy niż zazwyczaj, a i oś pracuje “krokowo”, a nie płynnie jak to jest w tylnej piaście. Jednak zbytnia oszczędność nie popłaca i niekupienie Shimano XT było błędem, a wszyscy mówili, że co XT to XT, choć trochę droższe.

Na zakończenie trochę cyferek, a właściwie zer, bo tak wyglądają statystyki Rocha za styczeń. Nie ma jednak w tym nic dziwnego, nawet najtwardsi, przy -15°C, nie wychodzą z domu. Roch z niecierpliwością czeka na odwilż, bo kilometry rosną, a jazda na tak wycacanym i wychuchanym rowerze to sama przyjemność i ponowne 10 tyś. km nie powinno być problemem. Właściwie to samo powinno się zrobić.

Roch pozdrawia Czytelników.