sobota, 31 maja 2008

Suwacz

Wczesnym rankiem Roch siedział już w Megi i gnał do Chorzowa. Nie ma sensu tego opisywać, ale warto zaznaczyć, że w drodze powrotnej Roch przegrał wyścig z Ferrari F430. Wykazał się słabym refleksem, spóźnił się z redukcją i konie spod maski Megi poszył w powietrze. Kierowca Ferrari wykorzystał spadek mocy w Megi i z ledwością wyprzedził pędzącego Rocha. Zapis na końcu notki w postaci filmu.

Poza tym wypadkiem, Roch był na rowerze. Z Nosiem. Pojechali na Pniowiec, ale Roch całą drogę nie mógł przeboleć, że dał się wyprzedzić. Na Pniowcu spożyty został napój energetyzujący Strong, niestety ciepły, ale nie ma co narzekać.

W drodze powrotnej Roch "zajrzał" do Sylwii. I to było powodem tak późnej notki na blogu. Podczas wizyty w Rochowej głowie zrodziło się słowo suwacz, które powstało z połączenia ścigacza i suwania (nie posuwania!).

Roch nie będzie się rozpisywał, ale dzień został spędzony miło - szczególnie końcówka dnia nie została zmarnowana.

Roch pozdrawia Współtowarzysza jak i pozostałych Czytelników.

P.S: aaaa Roch by zapomniał - obiecany filmik. Niestety, bolesna to porażka dla Rocha, a wystarczyło zredukować i Ferrari zobaczyłoby tylko dupkę Megi i poczuło zapach 95 oktanów.

piątek, 30 maja 2008

Nie miało co pęknąć

Późnym popołudniem Roch zabrał się za klejenie dętki. Po wyjęciu koła i zdjęciu opony rozpoczęły się poszukiwania dziurki i przyczyny powstania tejże dziurki. Po dłuższym obmacywaniu dętki w końcu została zlokalizowana. W samym środku starej łatki.

W oponie Roch znalazł kawałek szkła, który przeciął dętkę. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że więcej potencjalnych generatorów dziurek nie ma. Można było zabrać się za klejenie. Nowy klej to i szybkość wiązania znacznie większa. Po chwili można było zakładać koło do ramy.

Wcześniej jednak Roch wziął obręcz i umył ją. Okazało się, że obręcz jest czarna podobnie jak szprychy. Po złożeniu nowego koła do przodu będzie można powiedzieć, że obie obręcze są identyczne i piasty również. Kolejne 10 minut zajęło złożenie wszystkiego do kupy i napompowanie dopiero co zaklejonej dętki.

Testy pojemnościowe wypadły pomyślnie i 4 atmosfery nie zrobiły jakiegoś większego wrażenia na dętce. Można było się umyć, ubrać i iść śmigać. Szczególnie, że pogoda doskonała, słońce praży, a słupek rtęci wskazuje okolice 30°C.

Roch ostrożnie pojechał na Repty, ale w połowie drogi rozmyślił się i obrał kierunek na Pniowiec. Cały czas asfaltem, żeby czuć ewentualne początki marszu, które mogły go czekać gdyby łatanie zawiodło. Jednak dojechał do domu o własnych kołach. Chwilę posiedział przy komputerze, zjadł coś lekkiego i wybrał się na wieczorny wypad. Tym razem przez las ponownie na Pniowiec i dalej na Repty.

Na Reptach zagościł na dłużej, nie wyjeżdżając z krzaków. Ludzi na ścieżkach masa, rowerzystów jeszcze więcej, a samotnych rowerzystek jak na lekarstwo. Wszystkie albo na piechotę, albo w towarzystwie opalonych metroseksualistów z małymi łydkami. Normalnie Roch miał wewnętrzne fuj i ble, że zacytuje Klasyka, czyli Reeda.

Z wewnętrznym fuj i ble udał się do domu. W końcu 50 kilometrów piechotą nie chodzi, a szczególnie jak średnia prędkość to ~25km/h.

Roch pozdrawia Czcigodnych.

czwartek, 29 maja 2008

Gumowy tydzień

Gumowy tydzień zaczął się na początku tygodnia notką zatytułowaną Się przebiło. Wtedy to Roch obwieścił, że złapał gumę i musiał jechać do Adventure po łatki. I już myślał, że w tym miesiącu limit pękniętych gum został wyczerpany.

A tu proszę - nie dalej jak dziś Roch złapał kolejną gumę, tym razem w tylnym kole. Cała historia zaczęła się na Pniowcu gdzie wyczuł dziwne pływanie tyłu. No więc zatrzymał się i sprawdził twardość tylnej opony. W tym momencie zalał go zimny pot, a kolana ugięły się pod nim niczym pod mitologicznym Atlasem.

Już wiedział ten dziesięciokilometrowy marsz pchając rower. Jednak postanowił maksymalnie skrócić sobie marsz dojeżdżając ile tylko się da, a właściwie ile tylko powietrza jest w dętce. Oczywiście został wybrany wariant asfaltowy, możliwie równy. Co chwilę zatrzymywał się i sprawdzał, czy przypadkiem nie jedzie na obręczy.

Na szczęście powietrze schodziło na tyle wolno, że pokonał cały dystans, czyli 10 kilometrów i znalazł się tuż pod domem. Wychodzi na to, że dziurka jest mikroskopijna, albo nawalił wentyl. Tak czy inaczej jutro Roch czeka bój z tylnym kołem, które - korzystając z okazji - zostanie umyte tak żeby jego przedni odpowiednik nie musiał się wstydzić za (lekko) starszego brata.

No i to chyba koniec przygód Rocha - obie gumy zostały przebite więc na jakiś czas jest spokój.

Szczęśliwy Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Poza Pniowcem zostały jeszcze zaliczone Repty.

środa, 28 maja 2008

I co tu począć?

Na pierwszy ogień pójdzie miła dla Rocha wiadomość, a mianowicie zbliżające się zakupy rowerowe. Przednie koło w Rochowym rowerze zaczyna odmawiać posłuszeństwa dlatego Roch sięgnął do słoika z napisem "skarbonka Rocha. Co łaska.", który od dawien dawna świeci pustkami. To był znak dla rodziców, że coś się święci.

Kolejnym znakiem były wyniesione śmieci, do których Roch zabrał się bez ponaglania i podstawiania worka pod nos. W końcu padło sakramentalne "ile potrzebujesz?". Roch popadł w zadumę po czym powiedział, że 200 zł na pewno wystarczy.

I tak, z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka, do Rochowej skarbonki trafił banknot o wyżej wymienionym nominale z przeznaczeniem na przednie koło. Później wizyta w Adventure gdzie Roch, wraz z Michałem, przebierał w dostępnych częściach.

Po godzinie, z dużą górką, Roch był gotów do przedstawienia listy części. I tak zakupiona obręcz to Alexrims DH22, piasta to kooltowe Shimano XT HB-M775 i szprychy, nie mniej kooltowe, Sapim.

****
Po zakupach Roch chwile posiedział w domu, a o godzinie 1800 wybył na wieczorną przejażdżkę. Udał się na Pniowiec, dostojnie pedałując i wybierając co chwilę owady spod kasku. Jednak do tego jest już przyzwyczajony i opanował sposób zdejmowania kasku bez zatrzymywania roweru. Na Pniowcu postanowił, że powrót będzie typowo siłowy, tak żeby wykręcić niezłą średnią.

I wykręcił. Na odcinku 10-u kilometrów (lekko pod górkę lub płasko) licznik wskazał średnią prędkość 26km/h co jest dobrym znakiem. Roch nie wyszedł z wprawy i nadal jego nogi są w stanie zostawić niejednego w tyle.

Miał też opisać pewnie spotkanie, ale szkoda pisać. Gdyby jednak chcieć to streścić jednym słowem to, bez namysłu, Roch napisze: zawiedziony. O, i to byłaby kwintesencja wpisu, jak to mawiała Pani od fizyki.

Zaproszenie na VII mistrzostwa w kolarstwie górskim "Repty 2008"

Wszystkich miłośników kolarstwa górskiego Roch pragnie zaprosić na zawody MTB "Repty 2008", które odbędą się 1 czerwca 2008 w Reptach Śląskich. Początek zawodów przewidziany jest na godzinę 1100. Start odbędzie na stadionie sportowym "tarnowiczanki".

Długość pętli ok. 3,5 kilometra. Kategorie wiekowe:

1. 5 - 9 lat (1 pętla) start godz. 1100
2. 10 - 14 lat (3 pętle) start godz. 1130
3. 15 - 19 lat (5 pętli) start godz. 1230
4. 20 - 30 lat (5 pętli) start godz. 1400
5. 31 - 49 lat (5 pętli) start godz. 1530
6. powyżej 50 lat (3 pętle) start godz. 1130
7. Pracownicy GCR Repty (3 pętle) start godz. 1130

Dekoracja zawodników odbędzie 20 minut po zakończeniu wyścigów w danej kategorii wiekowej. Wpisowe wynosi 5 złotych, czyli tyle ile kosztuje paczka papierosów, a zyskujecie wspaniałą zabawę i zdrową rywalizację.

Uwaga! Aby wystartować w zawodach należy posiadać:

a) Sprawny rower.
b) Kask.
c) Zgodę rodziców na uczestniczenie w zawodach.

P.S: Będzie to także okazja do spotkania się z Rochem "twarzą w twarz".

wtorek, 27 maja 2008

Się przebiło

Na wstępie wieczornego wpisu Roch śpieszy przeprosić Czcigodnych za wczorajszą ciszę, ale stan w jakim Roch wrócił do domu uniemożliwił mu otwarcie lodówki, nie mówiąc o tym, że skutki wywrotki na schodach czuje do dziś. Nadarzyła się okazja żeby świętować to i Roch zaszalał. Szkoda pisać - wstyd i gańba.

Jednak dziś w rześki Roch postanowił, że dzień spędzi na rowerze. I tak też się stało. Nie licząc drobnej wpadki z pineską, która przebiła oponę, że o dętce Roch nie napisze. Szybko udał się do Adventure po komplet łatek, które miały załatać powstałą dziurkę.

Po powrocie do domu Rochowi nie bardzo chciało się wyjmować koło, zdejmować oponę, ale w niedalekiej perspektywie był wypad z Michałem to i warto było zakleić dętkę.

Po szybkiej naprawie Roch był zwarty i gotowy do intensywnej jazdy. Jednak ani Michałowi, ani Rochowi nie chciało się jeździć. Plan więc był prosty - Repty i tam lans po ścieżkach, zero wysiłku, ani kropli potu na skroni. Tak też się stało - wypad był bardzo rekreacyjny do tego stopnia, że zakończył się na ławce na rynku gdzie podziwiali różne różności.

Zdarzył się rowerzysta, który przypiął rower do barierki i usiadł z piwem po drugiej stronie, tak żeby jego "wypasiony i cudowny" full był ogólnie podziwiany przez pospólstwo "się nie znające". Śmiechu było co nie miara, ale z drugiej strony lanserska Merida to duży powód do parkowania pod ogródkiem piwnym.

Na zakończenie Roch pragnie jeszcze raz przeprosić spragnionych - o ile tacy są - twórczości Rocha, ale wczoraj był wyjątkowy dzień.

Późną porą Roch pozdrawia Czcigodnych Czytelników.

poniedziałek, 26 maja 2008

Wszystkim mamom

Roch życzy tego co najlepsze, a zdrowia i cierpliwości do swoich pociech przede wszystkim i śpieszy z kwiatuszkiem:

niedziela, 25 maja 2008

Czysto prywatna Jura Rocha

Od wczoraj wiadomo, że planowana na dziś Jura nie wypaliła, ale zastępczo został zaplanowany wypad na Zatopioną Kopalnię. Zbiórka w Miasteczku Śląskim o godzinie 0900 (z tolerancją +- 10 minut). Roch zjadł solidne śniadanie, które przygotował sobie sam ponieważ reszta domowników jeszcze spała. Wchłonięte kanapeczki zostały popchnięte ciepłą kawką.

Jeszcze krótka drzemka nad pustym talerzem i już o 0830 Roch był wypoczęty. Szybka toaleta, znalezienie jakiejś, w miarę czystej, koszulki i już można pędzić do Miasteczka. Trasa przyjemna, ruch zerowy ponieważ w lesie zazwyczaj samochody nie jeżdżą.

Punktualnie o umówionej godzinie Roch zasiadł na ławeczce i podziwiał manewrującą lokomotywę SM42. Od dawien dawna Roch jest fanem kolejnictwa to i jedna lokomotywa sprawiła mu wiele przyjemności. W między czasie rozbrzmiał telefon Rocha.

- Cześć.. - Powiedział Koyot.
- Sie ma - Odpowiedział Roch.
- .. stary, zaspało mi się - Dokończył.
- Każdemu się zdarza, nie ma sprawy - Powiedział Roch.

I faktycznie nic się nie stało - wyjazd został przełożony, ale nie odwołany. Roch postanowił, że jednak zrobi kilka kilometrów. Popedałował w kierunku Chechła, na jednym z odcinków specjalnych towarzyszył mu pies dobierający się do jego łydki, ale szybkość Rocha nie zna granic.

Z Chechła pojechał do domu i tam zabrał się za pracę. Nie przesadzał z tworzeniem bo powszechnie wiadomo, że nie można się przemęczać, szczególnie w niedzielę. Nastało popołudnie.

****
Po tym jak na Nasz Wielki Polak w F1 zajął drugie miejsce Roch nie mógł wytrzymać i też musiał poczuć wiatr pod kaskiem. Megi nie fatygował, ale wsiadł na rower i postanowił, że zaliczy kilka ciasnych wiraży, poczuje jak to jest gdy przeciążenie sięga 4G. Gdy skończył już marzyć napisał do Michała, czy nie chciałby mu towarzyszyć.

Niestety, jak na złość, też nie mógł bo lansował się gdzieś daleko. Kolejna samotna przygoda tym razem na Reptach. Roch manewrował między drzewami niczym Nasz Wielki Polak w F1 na torze wyścigowym pokonując kolejne ciasne zakręty.

Od czasu do czasu Roch zajeżdżał do pit stopu żeby uzupełnić płyny, znaczy paliwo tudzież kondycję. Po kilku pętlach na Reptach Roch stwierdził, że są kobiety, które potrafią jeździć na rowerze! ba, mają uśmiech na twarzy gdy pedałują (uprzedzając komentarze - mają siodełka).

To dlaczego do jasnej cholery Roch nie trafił na taką pedałującą niewiastę? Jedne nie mają na czym, a inne wolą spędzać czas w zadymionym PUBie lub lansować się gdzieś tam indziej.

Jednak są w życiu Rocha Przyjaciele i jedna Przyjaciółka(!!), którzy podzielają rowerową pasję i to się liczy i to jest najważniejsze.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 24 maja 2008

Samotnie w krzakach

Sławne już trampki lub, jak niektórzy wolą, halówki Rocha dokonały żywota. Szczęście, że w sobotę nie ma żadnego święta i można było pojechać na zakupy. Sklep od dawna ten sam, cena również stała (ciekawe kiedy będzie rabat). Jedyne co nie jest stałe to rozmiar. Raz jest 44, a raz 45. Akurat dziś Roch trafił na partię robioną przez Chińczyka, który ma duże stopy bo zakupiony rozmiar to 45.

Po udanych zakupach wrócił do domu, zjadł obiad i wyszedł na rower. Początkowo chciał jeździć z Michałem, ale nie udało się więc Roch zabrał z sobą mp3grajka, a w nim mnóstwo nowej muzy, ale o tym przy końcu dzisiejszej notki. W związku z samotnym wypadem Roch pojechał, bezpiecznie, na Repty i tam buszował po krzakach.

Przed nim jednak smutna konieczność poinformowania Koyota, że jutrzejsza Jura jest raczej niemożliwa bo Roch dał ciała i popołudniu musi być w domu. Usiadł więc biedny Roch na murku, wyjął telefon, wcisnął klawisz 2 i zieloną słuchawkę.

- Cześć gusiu - Usłyszał delikatne głosik w słuchawce.
- Yyyyyyyeeeeeeeeeeeeoooooooooooooohmmmmmmmm - Roch okazał zdziwienie bo spodziewał się gromkiego "joł, joł Roch!".
- Halo, halooooo - Testował rozmówcę.
- Słyszę Cie doskonale - Odpowiedział głosik.

Roch uruchomił procedurę przypominania sobie kto ma taki głos i po dłuższej chwili wypowiedział, mniej lub bardziej, składne zdanie.

- Kasia????? - Zapytał.
- Tak, Koyot śpi - Odpowiedziała rozmówczyni.
- Aaaa już myślałem, że numery pomyliłem - Odpowiedział będąc nadal zdziwiony.

W ten sposób Rochowi udało się ujść z życiem bo wyspany Koyot jest mnie groźny niż ten niewyspany. Po ustaleniach i negocjacjach jutrzejszy wypad dojdzie do skutku, ale tylko na zatopioną kopalnie, gdzie Roch zapuści swój szalony aparat i postara się pstryknąć kilka miłych dla oka zdjęć.

Ot i na tym koniec.

Nadal zdziwiony Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Jeśli ktoś ma zapis rozmowy to proszony jest o udostępnienie w celach ustalenia, co Roch wygadywał bo on sam nie jest w stanie przypomnieć sobie.

P.S.2: Licznik wskazał 3407km w 2008 roku.

P.S.3: Obiecana muza: Shanks & Bigfoot - Sweet Like Chocolate

piątek, 23 maja 2008

Relaks

Od rana Roch siedział nad płytką drukowaną i lutował poszczególne elementy tworząc coś co, przynajmniej w założeniu, miało przypominać jego pracę dyplomową. Po sześciu godzinach w oparach cyny i kalafonii Roch ogłosił wiktorię i spalił procesor podczas testowego uruchomienia. Na szczęście w zapasie jest kilkanaście innych procesorów dzięki czemu Roch może szaleć.

Ale nie o tym chciał pisać. Są rzeczy ważniejsze niż jakieś tam procesory, maksy232 lub inne kalafonie. To wspólny wypad, z Michałem, który dokonał się dziś w godzinach wieczornych. Obejmował on Dolomity, które zostały zdobyte pomimo błota, które było wszechobecne.

Z Dolomitów Roch wraz z Michałem planowali pojechać na Chechło, ale późna godzina skłoniła ich do pozostania blisko domu. Tak więc pozostał lans na Rynku. Było to o tyle dobre rozwiązanie, że nie trzeba było nigdzie daleko jechać żeby zobaczyć skąpo ubrane Panie w swoich mini paskach na biodrach - w końcu piątek wieczór mamy.

Na tym kończy Roch pisanie swoje gdyż zmęczenie i odurzenie oparami cyny zrobiły swoje. Roch wtula się w swą poduchę i idzie spać.

Zanim jednak pójdzie spać to pragnie pozdrowić "tajemniczą" Grażynę, która co jakiś czas napisze do Rocha miłego maila dzięki czemu Roch nadal ma ochotę opisywać swoje rowerowe podboje.

Śpiący Roch pozdrawia tajemniczą Grażynę i pozostałych, równie tajemniczych, Czytelników.

czwartek, 22 maja 2008

Świąteczne pedałowanie

W końcu przestało padać chociaż chmury pozostały. Cały czas straszyły deszczem, ale jakoś nie padało. Roch wybrał się na rower żeby przewietrzyć umysł, pozbyć się tych wszystkich rejestrów SFR, SBUF i innych mało ważnych pierdół. Wziął z sobą aparat, ale podczas próby użycia okazało się, że akumulatorki, jak zawsze zresztą, są rozładowane.

Początkowo Roch udał się w miasto żeby sprawdzić, czy faktycznie pogoda nie spłata figla i nie zmoczy Rocha w najmniej oczekiwanym momencie. Dodatkowym zabezpieczeniem była kurtka, która przemaka dopiero po 50-u kilometrach w pełnym deszczu co zostało sprawdzone podczas jednego z zeszłorocznych wypadów. Pogoda chyba wyczuła Rocha i nie starała się go zaskoczyć bo wiedziała, że i tak nie zawróci do domu.

Gdy był już pewien pogody wybrał się na Repty bo wiedział, że w świąteczny dzień nikogo tam nie będzie. Na miejscu okazało się, że faktycznie nikogo tam nie ma, poza garstką jeźdźców na quadach napędzanych zbożem. Efektem ubocznym takiego napędu jest to, że taki quad, od czasu do czas, wydala resztki z siebie wprost na ścieżkę, po której jedzie Roch. Jednak lepsze to niż ryk ich młodszych mechanicznych braci.

Z Rept Roch pojechał na Pniowiec celem zrelaksowania się i oczyszczenia opon z resztek błota, którego na Reptach było pod dostatkiem. W Pniowcu Roch został wyprzedzony przez chłopaczka jadącego na swoim komunijnym fullu. Dał za wygraną - niech inni też mają satysfakcję z wyprzedzenia Rocha.

Spokojnie pedałując dojechał z powrotem w okolice domu swojego, ale wskazania liczniki go nie satysfakcjonowały. Marne 30 kilometrów to każde dziecko na swoim komunijnym rowerku potrafi zrobić. Roch rozpoczął drugą pętlę tak, aby mieć przynajmniej 40 kilometrów. Pojechał do lokalnego parku może kogoś tam spotka, ale jak na złość wszyscy siedzieli w domach bojąc się tych strasznych chmur.

Całość wypadu została zamknięta w 45 kilometrach. Bo trzeba zostawić trochę sił na niedzielę i Jurajski wypad. Szczególnie, że zaplanowane zostało około 100 kilometrów w siodle. Hmmm można obstawiać, czy Roch wytrzyma z Cyborgiem Koyotem taki dystans.

Tak czy inaczej Roch pojedzie i dojedzie, a czy wróci to już inna kwestia.

Roch pozdrawia Czytelników, tych wiernych i tych okazjonalnych.

środa, 21 maja 2008

Czas goni nas

Nas, czyli Rocha, a dokładnie to gonią Rocha terminy. Zbliża się termin oddania pracy dyplomowej, a Roch - delikatnie pisząc - wyszedł dopiero co z lasu na polankę, ale nadal wpada w dziury. Dokument Worda, w którym Roch piszę prace, puchnie z dnia na dzień, przybywa rozdziałów. To samo z częścią praktyczną - przybywa linii kodu, jutro zrobi się urządzenie i może zadziała.

Ale koniec smęcenia. W najgorszym wypadku Roch powtórzy semestr, a dzięki temu kolejny raz ucieknie od wojska, nadal będzie biednym studentem. Trzeba jednak być dobrej myśli, zacisnąć zwieracze i wziąć się do roboty.

Dziś udało się wyrwać na rower - co prawda na chwilę tylko, ale co Roch pojeździł to jego. Podjęta została próba zaliczenia Pniowca, ale na pewnej ulicy Rocha zawróciły chmury. I dobrze bo po chwili z nieba ponownie lunęło.

Na weekend została zamówiona super pogoda ponieważ planowana od dawna Jura musi w końcu dojść do skutku i trzeba zaliczyć Mirów i pierogi.

Roch nie pisze dużo bo od tej cholernej pracy to palce go bolą.

Obolały Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 20 maja 2008

Deszczowo i bezrowerowo za to w butach

Z samego rana Roch udał się do zaprzyjaźnionego PWiK sprawdzić co tam słychać nowego, a nóż jakiś nowy serwer przyjedzie lub inne fajne urządzenie, które można skonfigurować tak, że przestanie działać.

Niestety nic nie przyjechało to Roch pstryknął dawno zapowiadaną fotkę ostatniego serwera jaki zagościł w klimatyzowanym pomieszczeniu. Jak na nowego przystało od razu dostał najgorsze miejsce bo cały czas jest obijany drzwiami. W końcu zastrajkuje i odmówi posłuszeństwa.

Zdjęcie pozostawia wiele do życzenia, ale lepsze takie niż żadne. W tle widać skromne zasilacze UPS, na których swego czasu Roch testował działanie czajnika elektrycznego. Niestety UPS'y nie wytrzymały bujnej fantazji Rocha i się zepsuły.

Poza wizytą w zaprzyjaźnionym PWiK Roch pojechał do Katowic celem zakupienia sobie wypasionych i bardzo młodzieżowych butów. Błądząc w czeluściach Silesia City Center, w poszukiwaniu Salomona, Roch przyglądał się przebywającym tam dziewczynom, które obłożone stosami toreb chodziły od sklepu do sklepu i grymasiły.

Całe zakupy Rocha wyglądały tak:

(jeszcze w samochodzie):

- Dzień dobry, chciałbym zapytać, czy mają państwo w ofercie takie młodzieżowe buty? - Zapytał telefonicznie.
- Dzień dobry, tak mamy. Jaki rozmiar pana interesuje? - Zapytał miły, o zgrozo!, pan.
- Minimum 43.. - Odpowiedział Roch.
- O! Są akurat i mamy jeszcze 44,5 - Odpowiedział Pan.

(już w Salomonie):

- Witam, dzwoniłem w sprawie młodzieżowych butów - Powiedział Roch.
- O! Tutaj proszę 43, a tu 44,5 - Powiedział tenże pan podając dwa pudła.
- Hmmmm to poproszę 43 - Powiedział po chwili Roch.

Jeszcze wizyta w kasie, spłukanie się i można powiedzieć, że kupno butów zajęło Rochowi circa 10 minut. Bez wybierania, bez grymaszenia, bez zbędnych pytań. Niektóre kobiety powinny uczyć się jak dokonywać zakupów. Roch chętnie udzieli kilku lekcji.

Siedzący w młodzieżowych butach Roch pozdrawia Czytelniczki i Czytelników.

poniedziałek, 19 maja 2008

Zwlekał do ostatniej chwili

Od rana padał deszcz dlatego Roch siedział w domu. Z jednej strony to dobrze ponieważ znowu posunął swoją pracę, dzięki czemu jest coraz bliżej, ale jeszcze kilka razy będzie musiał ją posunąć. Z drugiej strony siedząc w domu Roch nie potrafił znaleźć sobie miejsca i wena co rusz to uciekała.

Po południu zakończył posuwanie pracy i zajął się czynnościami przyjemniejszymi, czyli przeglądaniem zasobów Internetu. W tle przygrywała muzyczka, czyli sielanka. Do póki nie przestał padać deszcz. Wtedy to Rochem zaczęły targać dylematy moralne.

Niczym Hamlet zadawał sobie pytanie: "iść albo nie iść, oto jest pytanie". Zadawał sobie je długo, a deszcz nie powracał. W końcu nastała pora kolacji, niebo ponownie zaszło chmurami i z roweru nic nie wyszło. Może to i dobrze ponieważ Roch ponownie miałby problemy z wejściem do domu.

Tak więc Roch przesiedział cały dzień w domu i zadając sobie pytanie, czy iść na rower, czy nie. I nie poszedł.

Kiwający Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: Jedna z niewielu notek, w których pojawił się akcent literacki świadczący o tym, że Roch to - jakby na to nie patrzeć - bystra i skromna bestia.

niedziela, 18 maja 2008

Coś jak melanż

Coś tknęło Rocha i poszedł z Nosiem na rower. Do kompletu brakowało tylko Michała, który nie mógł wyjść na rower, niestety. Nie mniej jednak Roch z Nosiem pojechali na Dolomity i tam odbili na Repty. Całą drogę Nosiu straszył, że kupi "połówkę i popychacz", ale Roch za dobrze go zna żeby w to uwierzyć.

Z Rept pojechali na Pniowiec i tam spożyli napój energetyzujący. Niestety Nosiu nie załapał przenośni i kupił jakiegoś tam Tigera z kofeiną, który nie dość, że nie pobudził Rocha to jeszcze ciężko wchodził pomimo popychacza pod postacią czekolady. Nie ma co się dziwić - po Prawdziwym Napoju Energetyzującym (TM) Nosiu rozczula się i robi głupie rzeczy.

Z Pniowca, w lekkim deszczu, wrócili do Tarnowskich Gór gdzie zalegli na Rynku. Niebo coraz bardziej zachodziło chmurami, z których co rusz kropił deszcz. Był to znak żeby zbierać się do domu. Pod samym domem lunęło z całej pary, a właściwie z całej chmury.

W garażu Nosi zaproponował spożycie jakiegoś napoju, ale znowu nie trafił w gust Rocha. Mimo, że etykieta zachęcała do spożycia to jednak kolor napoju odrzucał Rocha od gwinta.

Zresztą po spożyciu napoju ciężko byłoby napisać cokolwiek z powodu ciemności jaką by Roch ujrzał. W nocy ciężko trafić w małe klawisze laptopa.

Skończyło się na kulturalnym podziękowaniu za poczęstunek i powrocie do domu.

Zmoczony Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 17 maja 2008

Spotkanie na szczycie

- Where R U? - Zapytał poprzez SMS Koyot.
- In my home, jem obiad i idę na rower z Michałem - Odpisał Roch.

Okazało się bowiem, że Koyocik od dziesięciu minut siedzi pod Rocha klatką i czeka na niego, aż zje obiad i zejdzie z rowerem na dół. W międzyczasie Roch dał cynk Michałowi, że można się zbierać i cała trójka spotkała się przed Rocha klatką.

Nastała wiekopomna chwila - Roch znalazł się wśród swoich przyjaciół. Do pełni szczęścia brakowało tylko czwartego, czyli reeda, ale z racji odległości jaka ich dzieli nie było możliwe spotkanie się we czterech. Cała trójka uskuteczniła lans na Rynku, gdzie zobaczyła solarną panią w różowym stroju.

Później skierowali się ku Suchej Górze, jednak Koyocik musiał odłączyć się od wycieczki. Tak więc Michał z Rochem popedałowali na Suchą Górę sami. Z Suchej Góry pojechali na Księżą Górę, gdzie doskwierał im gorąc połączony z dusznością. Nie dało się oddychać.

Sytuacja polepszyła się na Kopcu, na którym dokonali dłuższego odpoczynku. Z Kopca postanowili jechać do Świerklańca gdzie spożyty został pierwszy napój energetyzujący. Ze Świerklańca wypadało udać się na Chechło jednak po drodze zostały zrobione zakupy.

- Połówkę i popychacz poproszę - Powiedział Michał.

Pani zza lady spojrzała na drugą panią, a wspólnie spojrzały na Michała. W końcu panie zrozumiały o co chodzi i zakupy zostały dokonane. Po krótkim poszukiwaniu prawidłowego wjazdu na Chechło w końcu się udało. Nad samą wodą spożyte zostały zapasy zgromadzone w plecaku.

Powrót okazał się baaaardzo długi i baaaardzo kręty, ale udało się dojechać do domu i nawet zdać relację z dzisiejszego wypadu.

Abstrahując od dzisiejszego wypadu Roch pragnie donieść, że w najbliższy długi weekend odbędzie się wypad w Jurę. Pierwszy w tym sezonie, ale w doborowym towarzystwie. Punktem obowiązkowym wypadu jest Mirów i tamtejsze pierogi.

Ale o tym Roch doniesie w fotorelacji po długim weekendzie.

Zmęczony Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 16 maja 2008

Wczoraj uciekł, dziś dostał podwójnie

A miało być tak pięknie: od rana słońce grzało, ptaki co rusz przylatywały do wodopoju, który znajduje się na Rochowym balkonie. Z samego rana Megi, drugi lecz tak samo ukochany pojazd Rocha, pojechał do przeglądu.

Dzień zaczął się od pisania pracy dyplomowej, w której Roch dostrzegł sens i motywację do dalszego tworzenia. Nim się obejrzał z godziny 0900 zrobiła się godzina 1300, a w pracy przybyło dwadzieścia stron. Trzeba było odpocząć. Najlepiej na rowerze.

Roch zszedł na dół i spojrzał w niebo, które zaczynało przybierać granatowy kolor, ale Rocha to nie przerażało. Wyjechał sobie dostojnie na miasto uskutecznić jakiś lans, a nóż spotka kogoś dawno niewidzianego, kogoś kto przyjacielsko uśmiechnie się do Rocha.

Niestety, Roch zobaczył tylko uśmiech strażnika miejskiego, który usiłował go zatrzymać, ale jakoś nie doszło do skutecznego zatrzymania lansującego się Rocha. Głupich nie ma - raz Roch dał się zatrzymać i powiedział, że więcej nie zatrzyma się chyba, że na jego drodze stanie strażniczka miejska.

Niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Roch pedałował na Repty, tam chciał pojeździć, ale nie było mu to dane. Zaraz po tym jak Roch wjechał do Rept zaczął padać deszcz. Powrót w deszczu nie należy do przyjemnych, szczególnie temperatura drastycznie spada, zaczynać wiać wiatr, a koszulka zaczyna komponować się z erotycznym ciałem Rocha.

Po powrocie do domu zasiadł przed monitorem i próbował stworzyć jakiś nowy, wypasiony nagłówek o tematyce rowerowej, ale wena gdzieś przepadła i jakoś nie chce powrócić. Może wieczorem się znajdzie i wtedy Roch uskuteczni jakiś nowy wygląd. Się zobaczy.

Mokry Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 15 maja 2008

Burzowo. Prawie.

No i stało się. Pierwsza wiosenna burza zmusiła Rocha do ucieczki do domu. Zaczęło się niewinnie. Lekkie zachmurzenie, delikatny wiaterek powiewał, ale nie były to oznaki zbliżającej się burzy. Roch, jak zawsze, pedałował sobie w kierunku Pniowca. Jednak plany zostały pokrzyżowane przez grzmot, który zaskoczył Rocha na pewnej ulicy, której nazwa nie chce przejść przez klawiaturę Rocha.

Po powrocie do domu okazało się, że burza to tylko straszyła, a Roch nie potrzebnie uciekał do domu. W między czasie zadzwonił Michał co było znakiem, że wieczorny wypad odbędzie się. Po wczorajszych szaleństwach dziś wypad był czysto rekreacyjny.

Po objechaniu Rept pozostała wizyta w Leśniczówce celem spożycia jakiegoś napoju. Nic specjalnego się nie działo, a więc Roch kończy pisanie.

Pora zająć się pracą.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 14 maja 2008

Ciężki dzień - dosłownie

Początkowo Roch planował spędzić dzień w pasażach handlowych szukając dla siebie odpowiedniego obuwia, najlepiej marki Ecco, ale na planach się skończyło. Wygrał, jak zawsze, rower. Początkowo Roch jeździł sam, nie licząc towarzystwa mp3grajka. Po odwiedzeniu Rept i Pniowca Roch pojechał do domu na jakiś obiad.

W między czasie zadzwonił Michał i zaproponował wspólny wypad. Roch nie miał nic przeciwko i o godzinie 1620 już wspólnie pedałowali. Na początek wizyta na Dolomitach, gdzie zakupione zostały napoje energetyzujące, a później Sucha Góra, na której odbyło się wspólne spożywanie.

Jakby tego było mało Roch z Michałem pojechali na Chechło. Na miejscu przycupnęli na krótki odpoczynek, a w międzyczasie zapoznali pewną dziewczynę, ale o tym nie ma co pisać. Z Chechła udali się do Miasteczka Śląskiego. Tam Roch, jako przewodnik, trochę pogubił drogę, ale wszystko wróciło do normy.

Z Miasteczka Śląskiego wykończeni udali się do Tarnowskich Gór, gdzie zalegli na Rynku. Podziwiając przechodzące dziewczyny i lansujących się lanserów odpoczywali po 40-u kilometrach, które wspólnie pokonali.

NA tym pora zakończyć dzisiejszą notkę. Wybaczcie Czcigodni, ale Roch nie potrafi przelać swoich myśli na ekran monitora.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 13 maja 2008

Kompaktowanie i upychanie

Nastał wtorek. Sądny dzień dla Rocha ponieważ pierwsza faza projektu została zakończona i trzeba było pochwalić się efektami przed promotorem. Początkowo Roch chciał ubrać się w garnitur, założyć ulubioną koszulę wraz z ulubionym - bo jedynym - krawatem. Szybko jednak wycofał się z tego pomysłu zważywszy na pogodę jaka była zapowiadana.

- No ładnie pan to zrobił - Powiedział Promotor.
- Zabieram się za robienie płytki - Odpowiedział Roch.
- Proszę się wstrzymać - Odpowiedział.
-Musimy to jakoś upchać - Dodał po chwili.

Roch w tym momencie pobladł. Zdał sobie sprawę, że większe upakowanie oznacza większe problemy z lutowaniem. Póki co to faza planów, ale trzeba jakoś uciec od tego upakowania ponieważ Roch nie potrafi upychać.

Po powrocie planowany był rower, ale zmęczenie dało o sobie znać i Roch zasnął. A później już nic mu się nie chciało i tak zaległ w domu na dobre. Rower został odłożony na jutro. Dystans oczywiście podwójny. Za dziś i za jutro.

Leniwy Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 12 maja 2008

Ciastowy potwór

Z wielkim bólem Roch zwalił się z wyra. Spojrzał na zegar, który wskazywał 1000. Początkowo chciał udać się do zaprzyjaźnionego PWiK, ale dał sobie spokój. Myślenie jakoś było ograniczone, a i sprawność ruchowa też mocno upośledzona.

Poszedł do kuchni, poszukał czegoś do picia i położył się z powrotem spać. W końcu studentowi na wylocie wolno spać do południa. Druga próba pobudki nastąpiła godzinę później, a spowodowana była wizytą gazownika, który chciał spisać licznik.

- To był znak z nieba, że koniec spania - Pomyślał Roch i ponownie zwalił swoje cielsko z wyra.

Gdy już zaczął przypominać tego pięknego i szalonego Rocha chciał ponownie iść do zaprzyjaźnionego PWiK, ale coś go powstrzymało. Przypomniał sobie, że musi iść do Marketu i kupić Petrygo. Nie po to żeby zabić klina po wczorajszym spożywaniu, ale trza było dolać do Megi bo lato w pełni to i samochód zasługuje na odrobinę chłodu w silniku.

Nadeszło południe, a z nim obiad. Pierwszy posiłek, który Roch spożył tego dnia. Po obiedzie stwierdził, że trzeba przewietrzyć się i wybył na rower. Ku jego zdziwieniu nic nie bolało, nic nie strzelało w kościach. Pedałowanie szło gładko i, można zaryzykować takie stwierdzenie, przyjemnie.

Do tego stopnia, że Roch zaliczył Repty i Pniowiec, a na deser pojechał do Radzionkowa. Po powrocie nadal Roch był rześki i skory do dalszej jazdy, ale w lodówce czekało ciasto, które od wczoraj nabrało słusznej czerstwości i stało się rarytasem, którego Roch nie odpuści.

Tak więc Roch opycha się ciastem i pozdrawia Czytelników, ale ciasta nie dostaniecie.

niedziela, 11 maja 2008

Niedziela w siodle

Rano. Godzina 0800. Roch wstaje, je śniadanie i ubiera się. Na godzinę 0900 jest umówiony z Koyotem na Świerklańcu. Tak, mniej więcej, rozpoczęła się niedziela Rocha. Ludzie odświętnie ubrani szli do kościoła, a Roch pedałował do Świerklańca.

Na miejscu Roch spotkał się z Koyotem i zaczęli planować trasę. Warunek był jeden: inna niż zawsze. Roch wymyślił trasę obejmującą Orzech, Radzionków, dwukrotnie Suchą Górę, Dolomity, Repty, Chechło. Plan ambitny, ale Koyot nie protestował, a wręcz przeciwnie był bardzo podekscytowany.

Na pierwszy ogień, nie licząc dojazdu, poszła Sucha Góra, którą objechali dwukrotnie. Pojawiły się pierwsze skojarzenia z Beskidami, ale gdzie tam Suchej Górze do Beskidów. Później Roch zabrał, jako kierownik wycieczki, Koyota na Dolomity. Tam pokazał Koyotowi "zagubioną" kopalnię, a właściwie wejście do niej, które zabezpieczone zostało sprytnymi kłódkami.

Do tej pory nie wiadomo co podkusiło Rocha, aby wybrać trudniejszy wariant trasy powrotnej, ale stało się. Rower na plecy i heja w górę. Stromo było jak cholera, ale nie można było dać za wygraną i trzeba było się zmusić do podejścia. Roch deptał po swoim języku, ale dał radę. Koyot zresztą też dał radę i nawet nie zauważył, że ma jakąś górkę przed sobą.

Z Dolomitów udali się na Repty. Tam trasa była, w porównaniu do Dolomitów, rekreacyjna. Na końcu (lub na początku) znajduje się Leśniczówka. Knajpka ze specyficznym klimatem. W sam raz na odpoczynek przy jakimś Heinekenie. Problem w tym, że Leśniczówka działała od godziny 1200, a była godzina 1100.

- Idź i użyj swojego uroku. Może pani sprzeda nam dwa piwka - Powiedział Koyot.

Roch zdjął kask, ogranął zmęczoną twarz i poszedł walczyć o dwa Heinekeny.

- Witam, dostaniemy dwa piwka? - Zapytał Roch z pokorą bijącą z oczu.
- No nie wiem.. Aniu można Cię prosić? - Powiedział Pan stojący przy barze.
- Słucham.. - Powiedziała Pani Ania.
- Możemy liczyć na dwa małe piwka? - Powtórzył Roch.
- Ale otwieramy za godzinę dopiero - Odpowiedziała Pani Ania.
- Bo wie Pani - Kolega na zewnątrz zaczyna smarować rower... - Zaczął straszyć Roch.

W tym momencie pani Ania złapała za kufel i zaczęła nalewać dwa małe Heinekeny. Okazało się, że Roch nie ma uroku osobistego, ale za to ma dar przekonywania. Po spożyciu napoju energetyzującego Koyot z Rochem udali się w kierunku Chechła. Ostatniego punktu niedzielnej wycieczki.

Na miejscu ponownie zakupili napój energetyzujący, z którym nie było problemu. Wszedł gładko. Chwilę jeszcze posiedzieli, aż zjawił się Ryba, czyli sławny Browerzysta. Kusił na wspólne spożywanie, ale bezskutecznie.

Po 55 kilometrach czystego cross caunry Koyot z Rochem pożegnali się i rozjechali się w swoim kierunku.

Myślicie, że to koniec? No to się mylicie.

****
Po obiedzie zadzwonił Michał.

- Cześć, idziemy na rower? - Zapytał.

Roch, mając w nogach owe 55 km odpowiedział, że owszem idzie na rower, ale po obiedzie. Po zjedzeniu obiadu i chwili odpoczynku Roch zszedł na dół i wyruszył na drugi etap wspólnej wycieczki rowerowej. Plan był prosty: na początek Repty, a potem się zobaczy.

Jednak pogoda zaczęła się psuć, niebo zaszło granatowymi chmurami i nigdzie dalej nie udało się jechać. Repty jednak zostały zaliczone i licznik kilometrów drastycznie wzrósł. Podobnie jak zmęczenie Rocha.

Gdy wracali z Rept zaczął padać deszcz. Szybka wizyta w sklepie i zakup luksusowego produktu, który został spożyty pod drzewem w towarzystwie padającego deszczu. Powrót do domu wydłużył się znacznie, ale co tam. Ważne, że w doborowym towarzystwie.

I to dopiero jest koniec dnia. Na zakończenie trochę cyferek: 70 km w 5 godz. 10 min ze średnią 20,34 km/h mówi samo za siebie.

Roch pozdrawia Przyjaciół swoich: Koyota, z którym spędził - jak zawsze - miło i owocnie czas i Michała, z którym równie owocnie spędził czas. Trza się Panowie spotkać całą paczką, a właściwie całą czwórką!

Pozostali Czytelnicy też niech czują się pozdrowieni.

sobota, 10 maja 2008

Nudno i smętnie

Po wczorajszym odpoczynku na kłodzie, dzisiaj Roch wykazywał spory zapał do jazdy na rowerze. W ramach rozgrzewki pojechał na Pniowiec, a później udał się na Repty. Na Reptach Roch spędził trochę więcej czasu ponieważ jeździł po nieznanych mu ścieżkach.

Podczas odpoczynku Roch zadzwonił do Koyota, żeby umówić jakąś rowerową masę dwu- lub trzyosobową. Koyot wyraził chęć pedałowania z Rochem i umówili się na jutrzejszy wypad. Niestety bez Reed'a, który ma już zaplanowaną niedzielę.

W związku z tym Roch wrócił do domu ponieważ nie chciał się forsować, aby jutro zbytnio nie odstawać od Koyota, który pewnie ma stalową kondycję. Poza tym Roch nie wywrócił się, nie dał nikomu po buzi, nie poznał nikogo nowego (na prawie) to i nie ma o czym pisać.

Tak więc Roch kończy ten ewidentnie nudny wpis. Cóż, takie też muszą się pojawić od czasu do czasu.

Nudzący Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 9 maja 2008

Obserwacja

Miast na rowerze Roch siedział w parku na powalonym drzewie i prowadził uczone dysputy z kolegami pedalarzami. Tak w telegraficznym skrócie można opisać dzisiejszy prawie rower. Jednak Roch dokona bardziej szczegółowego opisu zaistniałej sytuacji.

Jak już wspomniał rower został oparty o drzewo, a sam Roch prowadził uczone rozmowy na tematy marynistyczne. Nagle na horyzoncie pojawił się pojazd z napisem Straż miejska. Było więcej niż pewne, że cała trójka została namierzona i zaraz zjawi się patrol ze standardowym zestawem pytań "Czy te rowery są kradzione?".

Mijała dłuższa chwila, a rzeczonego patrolu nie było. Jednak co się odwlecze to nie uciecze i, niczym partyzanci, wyskoczyli z krzaków z nadzieją, że kogokolwiek - oprócz siebie - zaskoczą. Nic z tego. Puszki po piwie dawno zostały wyrzucone to i nie mają się do czego przyczepić.

Patrol chwile poobserwował zza krzaczka i poszedł dalej straszyć koniki polne bo tylko one mogą dać się zaskoczyć patrolowi Straży miejskiej.

Roch wsiadł na rower i, wraz z towarzyszami, zrobił lans na rynku po czym wrócił do domu. Taki leniwy wypadzik się udał. Cóż - czasem i taki jest potrzebny.

Rozleniwiony Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 8 maja 2008

Prawie u celu

Cały dzień Roch siedział w domu. Nikt nie dzwonił co oznaczało, że Roch może oddać się czynności, która od jakiegoś czasu pochłania go całkowicie. Zawzięcie projektuje urządzenie, które ma być przepustką do świata ludzi z wykształceniem wyższym.

Po wczorajszych konsultacjach z Promotorem Roch jest prawie u celu. Do poprawki poszła polaryzacja diod LED, które nie dość, że zostały podłączone odwrotnie to jeszcze do masy, a nie do wspólnego zasilania. Jednak to są niuanse, którymi Roch nie będzie zawracał głowy Czcigodnym Czytelnikom. Wszystko zostało poprawione, a schemat wysłany do oceny. Jeśli wszystko zostanie zaakceptowane to od jutra (góra pojutrza) Roch kompletuje części i chwyta za lutownicę.

Abstrahując od tematów elektroniczno-informatycznych Roch pragnie donieść, że był - a jak! - na rowerze. Pojechał sobie na Repty celem zażycia jakiegokolwiek ruchu i odpocząć od ekranu komputera, przy którym spędza coraz więcej czasu.

Wypad był czysto rekreacyjny, odbył się asfaltowymi deptakami. W drodze powrotnej Roch zahaczył o Pniowiec bo nagle zachciało mu się jeździć. Z Pniowca wrócił do domu, w którym popija kawkę i próbuje sklecić kilka sensownych zdań tak, aby dzisiejsza notka nie działała jak środek usypiający.

Z jakim skutkiem to już Wy musicie ocenić.

Pozdrowienia dla Czytelników.

środa, 7 maja 2008

Bez wypadkowo

Na szczęście dzisiejszy post nie będzie ani trochę krwawy. Wręcz przeciwnie - będzie tryskał życzliwością dla bliźnich, dobrocią i wyrozumiałością dla bliźnich. Rano, mniej więcej o godzinie 0724 zadzwonił telefon. Jednak Roch nie miał zamiaru zwlec się z wyra i sprawdzić kto dzwoni. O godzinie 1030 Roch zwlekł się z wyra i sprawdził kto dzwonił. Okazało się, że był to Tomasz, który pracuje w zaprzyjaźnionym PWiK. Był to znak, że przyjechał nowy serwer i Roch jest mile widziany ponieważ, tutaj zaprzeczy swojej skromności, jest obyty z system operacyjnym Linux. Po porannej toalecie Roch udał się na miejsce gdzie jego oczom ukazała się cudnej urody jednostka, z czterema procesorami Intel Xeon 2,13 GHz każdy i 4 GB pamięci RAM (ECC oczywiście). W dodatku dwa dyski na pokładzie, po 300 GB każdy, aż prosiły się o spięcie ich w RAID 1. Po kilku godzinach tworzenia wyżej wspomnianego RAID 1 można było instalować Linuksa. W tym momencie Roch wykazał się zrzędliwością bo chciał wybrać Debiana, ale z góry narzucono mu Fedorę 8. "Cóż, co robić" pomyślał i zabrał się za tworzenie partycji. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach system był gotowy do działania, a serwer można było zamknąć w klimatyzowanym pomieszczeniu zwanym serwerownią, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Póki co trzeba nacieszyć oko nowym nabytkiem i sprawdzić możliwości tego cacka.

****

Po obiedzie Roch postanowił oddać się temu co kocha najbardziej, czyli jeździe na rowerze. Początkowo chciał jechać na Świerklaniec, ale po wczorajszych wydarzeniach skierował się na Repty. Tam jest zdecydowanie bezpieczniej. Jedynym towarzyszem jego wyprawy był mp3grajek, który co chwilę cieszył uszy Rocha nowym brzmieniem. Brakowało tylko kondycji ponieważ Roch utracił wczoraj zbiorniczek na płyn zwany kondycją, ale jutro to nadrobi bo planowany jest wypad do marketu. Po wizycie w domu przyszła pora na wypad z Michałem. Tradycyjnie na Dolomity, a potem na Suchą Górę. Na Suchej Górze można już spotkać kleszcze, które oblazły Michała, ale zostały skutecznie zdetronizowane. W drodze powrotnej pozostał do uskutecznienia lans na rynku. Przechodzące dziewczyny nie potrafiły oderwać oczu od umięśnionych nóg Michała i Rocha. I oto właśnie chodzi. Jak lans to pełną gembą, a nie jakieś tam metroseksualne koszulki. Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza za komputerowy "bełkot".

wtorek, 6 maja 2008

Ałałała

No i zdarzyło się. Po raz pierwszy w nowym sezonie rowerowym Roch zaliczył glebę. Co gorsza Roch spotkał się z asfaltem na rondzie w Orzechu. Wszystko odbyło się błyskawicznie. Najpierw wejście w zakręt, potem uświadomienie sobie, że asfalt pokryty jest olejem, a na końcu efektowny wślizg. Jedyną ofiarą okazał się pedał, który zgiął się, ale przy pomocy młotka został wyprostowany. Do tego należy doliczyć ubrudzoną olejem cooltową koszulkę i spodenki. Kolano Rocha również ucierpiało, ale mniej niż łokieć. Łydka jest otarta, ale tego już nie widać. Było gorąco szczególnie, że Roch zaliczył glebę w "godzinach szczytu". Jest to chyba znak żeby nie opuszczać krzaków, w których jest znacznie bezpieczniej. Nawet upadek nie grozi otarciami bo liście i trawa wszystko zamortyzuje. Dodatkowo w krzakach rzadko można natrafić na rozlany olej, a i ruch jest mniejszy. W takich momentach Roch ubolewa bo nie ma żadnej Fanki w pobliżu, która pogłaskałaby obolałego Roch po głowie i powiedziała "Rochu! Sheet happens". Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Od jutra Roch nie wyjeżdża z krzaków - tak jest bezpieczniej. Obolały Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 5 maja 2008

Dać w mordę - bezcenne

W życiu każdego mężczyzny są takie chwile, w których musi stanąć w obronie ukochanej i dać, pisząc kolokwialnie, po mordzie. Niestety, dziś trafiło na Rocha, który zmuszony był stanąć w obronie swojej ukochanej, a właściwie ukochanego bo notka będzie traktowała o rowerze. Było tak: Wracając z miasta Roch postanowił pojechać parkiem, a nóż kogoś tam spotka. Będąc w okolicy górki, na której zbierają się lokalni lanserzy rowerowi Roch spojrzał w lewo i zobaczył jak leci "ziomal" na "wypasionym" rowerku, który kosztuje tyle co Rocha Bomber. Już wtedy Roch wiedział, że zaraz zrobi się nieciekawie, a kiedy "ziomal" wpakował w rower Rocha to już było za późno. Słusznej wagi Roch utrzymał się na nogach, ale na rowerze powstało otarcie spowodowane rowerem "ziomala". Owy "ziomal" zarył koncertowo o asfalt. - Nic ci nie jest? - Zapytał uprzejmie Roch. - Spier*alaj, naucz się jeździć - Krzyknął "ziomal". Roch rozejrzał się dookoła, czy aby ktoś za nim nie stoi bo w to co usłyszał ciężko było uwierzyć, ale w pobliżu nie było nikogo do kogo można by powiedzieć "spier*alaj". - Do mnie ty rozmawiasz? - Zapytał nieśmiało Roch. - No a do kogo? Naucz się jeździć palancie - "Ziom" używał sobie. - Kolego to ty we mnie wjechałeś i teraz drzesz na mnie ryja - Powiedział stanowczo Roch. W tym momencie "ziom" podbiegł do Rocha i zaczął wyrzucać swoje żale. Roch nie wytrzymał i wyprowadził prawy prosty centralnie w nos pyskującego zioma, który w momencie zalał się krwią, niczym kobieta w "te" dni. Jednak "ziom" nie dał za wygraną i nadal pyskował. Roch chwycił jego rowerek i, niczym kulomiot, teleportował go kilka metrów dalej. Dopiero wtedy "ziom" zrozumiał swój błąd, podwinął ogon i pobiegł szukać roweru. I teraz uprzedzając komentarze typu: "jesteś zły bo bijesz bliźnich" Roch pragnie poinformować, że słowo "przepraszam" całkowicie załatwiło by sprawę. Bo otarcie na ramie nie jest jakoś ekstra widoczne, a i Rochowi nic się nie stało, ale nie - lepiej cwaniakować i udawać kogoś ważnego. Otarty Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 4 maja 2008

Koniec majówki, początek deszczów

Z jednej strony prośby Rocha zostały wysłuchane bo przez te kilka dni pogoda wytrzymywała bez opadów, z drugiej jednak wstrzymywanie się z opadami przez tak długi okres musiało skutkować tym, że kiedyś zaległy deszcz lunie z nieba. Tak się stało dziś. Od rana chmurzyło się, ale dopiero popołudniu pojawiły się pierwsze opady deszczu. Początkowo były one niewielkie i Roch postanowił, że wyjdzie na rower. Z upływem kilometrów deszcz padał coraz mocnej. Nawet Nosiu, z którym to Roch pedałował, zauważył, że pada. Po wizycie w odległym Markecie Roch, wraz z Nosiem, wrócił do domu i zaległ na klatce. Siedzieli tak na schodach i zajadali wafelki. Do pełni szczęścia brakowało tylko słońca, ładnej pogody, suchego asfaltu i czegoś bardziej wyborowego. Ale takie numery to nie z Nosiem.

sobota, 3 maja 2008

Bo raz można bez roweru

Długo oczekiwane majowe spotkanie doszło do skutku. W dzisiejszej notce roweru będzie jak na lekarstwo, ale za to Roch podzieli się swoimi przemyśleniami, które snuł jadąc do Lublińca. Zastanawiał się bowiem jakby to było gdyby Roch miał inną miłość, a nie tylko rower. Załóżmy, że Roch jest żonaty. Pierwszym obowiązkiem żonatego Rocha byłoby podawania żonie śniadania do łóżka przynajmniej raz w tygodniu. Niby nic strasznego, ale Roch nie potrafi gotować, a Vifon na śniadanie jest trochę nie stosowny. Sprawa kolejna - zakupy z małżonką. Konieczna konieczność, którą dostaje się wraz z aktem ślubu. Nie ma nic gorszego jak niezdecydowana żona w sklepie z ubraniami. Pół biedy jak tylko nie wie, czy kupić różową, czy turkusową, ale pytanie typu "jak wyglądam" skierowane do znudzonego Roch mogłoby się odbić cichymi dniami ponieważ odpowiedź "chu*owo" może rozwścieczyć każdego. Nawet żonę. Kolejna konieczność to staranie się o powiększenie rodziny. Niby najprzyjemniejszy obowiązek, ale perspektywa pieluch, wózków, spacerów jest najlepszym środkiem antykoncepcyjnym. Dlaczego dzieci nie mogą od razu jeździć na rowerze? To znacznie ułatwiłoby życie. I gdzie tu miejsce na rower? W tym momencie Roch doszedł do wniosku, że jeśli szukać żony to tylko takiej co to ma jedną parę spodni, parę butów i wypasiony rower na XTR. Zastanawiacie się, Czcigodni, gdzie opis przygód Rocha? To zostanie słodką tajemnicą Rocha i "Starej znajomej", z którą się spotkał. Zadeklarowany jako singiel Roch pozdrawia Czytelników. P.S: Oczywiście post dzisiejszy należy traktować jako jeden wielki żart.

piątek, 2 maja 2008

Z wyjazda nici

Początkowo Roch planował spędzić majowy weekend w Gorlicach gdzie mieszka jego najbliższa rodzina, ale wraz ze zbliżaniem się godziny zero wyjazd stał pod coraz większym znakiem zapytania. Teoretycznie Roch miał ruszyć dziś wczesnym ranem i około godziny 1000 byłby już w okolicach Krakowa, a kilka godzin później miał widzieć napis Olkusz. Najpóźniej po pięciu godzinach jazdy miał być w Gorlicach. Jednak okazało się, że z wyjazdu wyszło okrągłe zero i Roch definitywnie siedzi w domu. W związku z tym potwierdził jutrzejszy kocyk, a nawet dokonał pewnych zakupów, ale to nie jest temat na tą godzinę. Roch, ponownie z Nosiem, pojechał na Repty, aby pokazać Nosiowi nową trasę. Trochę tam pojeździli, a trochę postali pod drzewem bo zaskoczył ich majowy deszcz. Z Rept pojechali na Pniowiec i tam spożyli batona i wypili normalny napój, bo z Nosiem nie da się pić nic innego, bardziej wyborowego i czystego. Na Pniowcu również postali pod drzewem bo złapał ich drugi deszcze majowy, który towarzyszył im, aż do samego domu. Roch wrócił do domu lekko mokry i trochę brudny. Dobrze, że ubrał białą koszulkę to nic nie było widać. Poza tym Roch tęskni za Michałem. Zmoknięty Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 1 maja 2008

No to się porobiło

I mamy pierwszy dzień majówki. Wraz z majówką przyszły chmury, lekkie opady deszczu, chłodek i wiaterek. Jednak warunki pogodowe nie powstrzymały Rocha przed wyjściem na rower. Wraz z Nosiem udali się na Suchą Górę żeby Roch mógł przeprowadzić rekonesans przed planowaną majówką. Na Suchej Górze zaczęło padać, do tego Roch miał krzywo ustawiony mostek i ściągało go w lewo. Po krótkiej chwili wszystko wróciło do normy, deszcz przestał padać, mostek został ustawiony prosto z lekką tendencją ku prawej stronie i można było czerpać przyjemność z jazdy po Suchej Górze. Znalazło się kilka nowych tras, kilka zjazdów i podjazdów. Wypad można zaliczyć do tych udanych gdyby nie przelotny deszcz i chłodek. Po intensywnej jeździe przyszła pora na odpoczynek. Ławka w parku zdawała się być idealnym miejscem na zalegnięcie i obserwowanie "podskakiwaczy" na swoich małych rowerkach. Dwóch takich podskakiwaczy zderzyło się czołowo. Jednemu z nich koło zgięło się jakby było z plasteliny. Po kilku próbach wyprostowania koła nadal solidnie biło na boki, ale przynajmniej nie blokowało się między goleniami (chodzi o przedni sztuciec). Na tym koniec 1-szo majowych wojaży. Roch siedzi w domu i popija kawkę - bo nic innego nie ma do roboty. Kawkowy Roch pozdrawia Czytelników.

Towarzyszom, Roch