A miało być tak pięknie: od rana słońce grzało, ptaki co rusz przylatywały do wodopoju, który znajduje się na Rochowym balkonie. Z samego rana Megi, drugi lecz tak samo ukochany pojazd Rocha, pojechał do przeglądu.
Dzień zaczął się od pisania pracy dyplomowej, w której Roch dostrzegł sens i motywację do dalszego tworzenia. Nim się obejrzał z godziny 0900 zrobiła się godzina 1300, a w pracy przybyło dwadzieścia stron. Trzeba było odpocząć. Najlepiej na rowerze.
Roch zszedł na dół i spojrzał w niebo, które zaczynało przybierać granatowy kolor, ale Rocha to nie przerażało. Wyjechał sobie dostojnie na miasto uskutecznić jakiś lans, a nóż spotka kogoś dawno niewidzianego, kogoś kto przyjacielsko uśmiechnie się do Rocha.
Niestety, Roch zobaczył tylko uśmiech strażnika miejskiego, który usiłował go zatrzymać, ale jakoś nie doszło do skutecznego zatrzymania lansującego się Rocha. Głupich nie ma - raz Roch dał się zatrzymać i powiedział, że więcej nie zatrzyma się chyba, że na jego drodze stanie strażniczka miejska.
Niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Roch pedałował na Repty, tam chciał pojeździć, ale nie było mu to dane. Zaraz po tym jak Roch wjechał do Rept zaczął padać deszcz. Powrót w deszczu nie należy do przyjemnych, szczególnie temperatura drastycznie spada, zaczynać wiać wiatr, a koszulka zaczyna komponować się z erotycznym ciałem Rocha.
Po powrocie do domu zasiadł przed monitorem i próbował stworzyć jakiś nowy, wypasiony nagłówek o tematyce rowerowej, ale wena gdzieś przepadła i jakoś nie chce powrócić. Może wieczorem się znajdzie i wtedy Roch uskuteczni jakiś nowy wygląd. Się zobaczy.
Mokry Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz