Gumowy tydzień zaczął się na początku tygodnia notką zatytułowaną Się przebiło. Wtedy to Roch obwieścił, że złapał gumę i musiał jechać do Adventure po łatki. I już myślał, że w tym miesiącu limit pękniętych gum został wyczerpany.
A tu proszę - nie dalej jak dziś Roch złapał kolejną gumę, tym razem w tylnym kole. Cała historia zaczęła się na Pniowcu gdzie wyczuł dziwne pływanie tyłu. No więc zatrzymał się i sprawdził twardość tylnej opony. W tym momencie zalał go zimny pot, a kolana ugięły się pod nim niczym pod mitologicznym Atlasem.
Już wiedział ten dziesięciokilometrowy marsz pchając rower. Jednak postanowił maksymalnie skrócić sobie marsz dojeżdżając ile tylko się da, a właściwie ile tylko powietrza jest w dętce. Oczywiście został wybrany wariant asfaltowy, możliwie równy. Co chwilę zatrzymywał się i sprawdzał, czy przypadkiem nie jedzie na obręczy.
Na szczęście powietrze schodziło na tyle wolno, że pokonał cały dystans, czyli 10 kilometrów i znalazł się tuż pod domem. Wychodzi na to, że dziurka jest mikroskopijna, albo nawalił wentyl. Tak czy inaczej jutro Roch czeka bój z tylnym kołem, które - korzystając z okazji - zostanie umyte tak żeby jego przedni odpowiednik nie musiał się wstydzić za (lekko) starszego brata.
No i to chyba koniec przygód Rocha - obie gumy zostały przebite więc na jakiś czas jest spokój.
Szczęśliwy Roch pozdrawia Czytelników.
P.S: Poza Pniowcem zostały jeszcze zaliczone Repty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz