Nas, czyli Rocha, a dokładnie to gonią Rocha terminy. Zbliża się termin oddania pracy dyplomowej, a Roch - delikatnie pisząc - wyszedł dopiero co z lasu na polankę, ale nadal wpada w dziury. Dokument Worda, w którym Roch piszę prace, puchnie z dnia na dzień, przybywa rozdziałów. To samo z częścią praktyczną - przybywa linii kodu, jutro zrobi się urządzenie i może zadziała.
Ale koniec smęcenia. W najgorszym wypadku Roch powtórzy semestr, a dzięki temu kolejny raz ucieknie od wojska, nadal będzie biednym studentem. Trzeba jednak być dobrej myśli, zacisnąć zwieracze i wziąć się do roboty.
Dziś udało się wyrwać na rower - co prawda na chwilę tylko, ale co Roch pojeździł to jego. Podjęta została próba zaliczenia Pniowca, ale na pewnej ulicy Rocha zawróciły chmury. I dobrze bo po chwili z nieba ponownie lunęło.
Na weekend została zamówiona super pogoda ponieważ planowana od dawna Jura musi w końcu dojść do skutku i trzeba zaliczyć Mirów i pierogi.
Roch nie pisze dużo bo od tej cholernej pracy to palce go bolą.
Obolały Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz