niedziela, 11 maja 2008

Niedziela w siodle

Rano. Godzina 0800. Roch wstaje, je śniadanie i ubiera się. Na godzinę 0900 jest umówiony z Koyotem na Świerklańcu. Tak, mniej więcej, rozpoczęła się niedziela Rocha. Ludzie odświętnie ubrani szli do kościoła, a Roch pedałował do Świerklańca.

Na miejscu Roch spotkał się z Koyotem i zaczęli planować trasę. Warunek był jeden: inna niż zawsze. Roch wymyślił trasę obejmującą Orzech, Radzionków, dwukrotnie Suchą Górę, Dolomity, Repty, Chechło. Plan ambitny, ale Koyot nie protestował, a wręcz przeciwnie był bardzo podekscytowany.

Na pierwszy ogień, nie licząc dojazdu, poszła Sucha Góra, którą objechali dwukrotnie. Pojawiły się pierwsze skojarzenia z Beskidami, ale gdzie tam Suchej Górze do Beskidów. Później Roch zabrał, jako kierownik wycieczki, Koyota na Dolomity. Tam pokazał Koyotowi "zagubioną" kopalnię, a właściwie wejście do niej, które zabezpieczone zostało sprytnymi kłódkami.

Do tej pory nie wiadomo co podkusiło Rocha, aby wybrać trudniejszy wariant trasy powrotnej, ale stało się. Rower na plecy i heja w górę. Stromo było jak cholera, ale nie można było dać za wygraną i trzeba było się zmusić do podejścia. Roch deptał po swoim języku, ale dał radę. Koyot zresztą też dał radę i nawet nie zauważył, że ma jakąś górkę przed sobą.

Z Dolomitów udali się na Repty. Tam trasa była, w porównaniu do Dolomitów, rekreacyjna. Na końcu (lub na początku) znajduje się Leśniczówka. Knajpka ze specyficznym klimatem. W sam raz na odpoczynek przy jakimś Heinekenie. Problem w tym, że Leśniczówka działała od godziny 1200, a była godzina 1100.

- Idź i użyj swojego uroku. Może pani sprzeda nam dwa piwka - Powiedział Koyot.

Roch zdjął kask, ogranął zmęczoną twarz i poszedł walczyć o dwa Heinekeny.

- Witam, dostaniemy dwa piwka? - Zapytał Roch z pokorą bijącą z oczu.
- No nie wiem.. Aniu można Cię prosić? - Powiedział Pan stojący przy barze.
- Słucham.. - Powiedziała Pani Ania.
- Możemy liczyć na dwa małe piwka? - Powtórzył Roch.
- Ale otwieramy za godzinę dopiero - Odpowiedziała Pani Ania.
- Bo wie Pani - Kolega na zewnątrz zaczyna smarować rower... - Zaczął straszyć Roch.

W tym momencie pani Ania złapała za kufel i zaczęła nalewać dwa małe Heinekeny. Okazało się, że Roch nie ma uroku osobistego, ale za to ma dar przekonywania. Po spożyciu napoju energetyzującego Koyot z Rochem udali się w kierunku Chechła. Ostatniego punktu niedzielnej wycieczki.

Na miejscu ponownie zakupili napój energetyzujący, z którym nie było problemu. Wszedł gładko. Chwilę jeszcze posiedzieli, aż zjawił się Ryba, czyli sławny Browerzysta. Kusił na wspólne spożywanie, ale bezskutecznie.

Po 55 kilometrach czystego cross caunry Koyot z Rochem pożegnali się i rozjechali się w swoim kierunku.

Myślicie, że to koniec? No to się mylicie.

****
Po obiedzie zadzwonił Michał.

- Cześć, idziemy na rower? - Zapytał.

Roch, mając w nogach owe 55 km odpowiedział, że owszem idzie na rower, ale po obiedzie. Po zjedzeniu obiadu i chwili odpoczynku Roch zszedł na dół i wyruszył na drugi etap wspólnej wycieczki rowerowej. Plan był prosty: na początek Repty, a potem się zobaczy.

Jednak pogoda zaczęła się psuć, niebo zaszło granatowymi chmurami i nigdzie dalej nie udało się jechać. Repty jednak zostały zaliczone i licznik kilometrów drastycznie wzrósł. Podobnie jak zmęczenie Rocha.

Gdy wracali z Rept zaczął padać deszcz. Szybka wizyta w sklepie i zakup luksusowego produktu, który został spożyty pod drzewem w towarzystwie padającego deszczu. Powrót do domu wydłużył się znacznie, ale co tam. Ważne, że w doborowym towarzystwie.

I to dopiero jest koniec dnia. Na zakończenie trochę cyferek: 70 km w 5 godz. 10 min ze średnią 20,34 km/h mówi samo za siebie.

Roch pozdrawia Przyjaciół swoich: Koyota, z którym spędził - jak zawsze - miło i owocnie czas i Michała, z którym równie owocnie spędził czas. Trza się Panowie spotkać całą paczką, a właściwie całą czwórką!

Pozostali Czytelnicy też niech czują się pozdrowieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz