Na wstępie wieczornego wpisu Roch śpieszy przeprosić Czcigodnych za wczorajszą ciszę, ale stan w jakim Roch wrócił do domu uniemożliwił mu otwarcie lodówki, nie mówiąc o tym, że skutki wywrotki na schodach czuje do dziś. Nadarzyła się okazja żeby świętować to i Roch zaszalał. Szkoda pisać - wstyd i gańba.
Jednak dziś w rześki Roch postanowił, że dzień spędzi na rowerze. I tak też się stało. Nie licząc drobnej wpadki z pineską, która przebiła oponę, że o dętce Roch nie napisze. Szybko udał się do Adventure po komplet łatek, które miały załatać powstałą dziurkę.
Po powrocie do domu Rochowi nie bardzo chciało się wyjmować koło, zdejmować oponę, ale w niedalekiej perspektywie był wypad z Michałem to i warto było zakleić dętkę.
Po szybkiej naprawie Roch był zwarty i gotowy do intensywnej jazdy. Jednak ani Michałowi, ani Rochowi nie chciało się jeździć. Plan więc był prosty - Repty i tam lans po ścieżkach, zero wysiłku, ani kropli potu na skroni. Tak też się stało - wypad był bardzo rekreacyjny do tego stopnia, że zakończył się na ławce na rynku gdzie podziwiali różne różności.
Zdarzył się rowerzysta, który przypiął rower do barierki i usiadł z piwem po drugiej stronie, tak żeby jego "wypasiony i cudowny" full był ogólnie podziwiany przez pospólstwo "się nie znające". Śmiechu było co nie miara, ale z drugiej strony lanserska Merida to duży powód do parkowania pod ogródkiem piwnym.
Na zakończenie Roch pragnie jeszcze raz przeprosić spragnionych - o ile tacy są - twórczości Rocha, ale wczoraj był wyjątkowy dzień.
Późną porą Roch pozdrawia Czcigodnych Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz