Po powrocie do domu Rochowi nie bardzo chciało się wyjmować koło, zdejmować oponę, ale w niedalekiej perspektywie był wypad z Michałem to i warto było zakleić dętkę.
Po szybkiej naprawie Roch był zwarty i gotowy do intensywnej jazdy. Jednak ani Michałowi, ani Rochowi nie chciało się jeździć. Plan więc był prosty - Repty i tam lans po ścieżkach, zero wysiłku, ani kropli potu na skroni. Tak też się stało - wypad był bardzo rekreacyjny do tego stopnia, że zakończył się na ławce na rynku gdzie podziwiali różne różności.
Zdarzył się rowerzysta, który przypiął rower do barierki i usiadł z piwem po drugiej stronie, tak żeby jego "wypasiony i cudowny" full był ogólnie podziwiany przez pospólstwo "się nie znające". Śmiechu było co nie miara, ale z drugiej strony lanserska Merida to duży powód do parkowania pod ogródkiem piwnym.
Na zakończenie Roch pragnie jeszcze raz przeprosić spragnionych - o ile tacy są - twórczości Rocha, ale wczoraj był wyjątkowy dzień.
Późną porą Roch pozdrawia Czcigodnych Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz