poniedziałek, 12 maja 2008

Ciastowy potwór

Z wielkim bólem Roch zwalił się z wyra. Spojrzał na zegar, który wskazywał 1000. Początkowo chciał udać się do zaprzyjaźnionego PWiK, ale dał sobie spokój. Myślenie jakoś było ograniczone, a i sprawność ruchowa też mocno upośledzona.

Poszedł do kuchni, poszukał czegoś do picia i położył się z powrotem spać. W końcu studentowi na wylocie wolno spać do południa. Druga próba pobudki nastąpiła godzinę później, a spowodowana była wizytą gazownika, który chciał spisać licznik.

- To był znak z nieba, że koniec spania - Pomyślał Roch i ponownie zwalił swoje cielsko z wyra.

Gdy już zaczął przypominać tego pięknego i szalonego Rocha chciał ponownie iść do zaprzyjaźnionego PWiK, ale coś go powstrzymało. Przypomniał sobie, że musi iść do Marketu i kupić Petrygo. Nie po to żeby zabić klina po wczorajszym spożywaniu, ale trza było dolać do Megi bo lato w pełni to i samochód zasługuje na odrobinę chłodu w silniku.

Nadeszło południe, a z nim obiad. Pierwszy posiłek, który Roch spożył tego dnia. Po obiedzie stwierdził, że trzeba przewietrzyć się i wybył na rower. Ku jego zdziwieniu nic nie bolało, nic nie strzelało w kościach. Pedałowanie szło gładko i, można zaryzykować takie stwierdzenie, przyjemnie.

Do tego stopnia, że Roch zaliczył Repty i Pniowiec, a na deser pojechał do Radzionkowa. Po powrocie nadal Roch był rześki i skory do dalszej jazdy, ale w lodówce czekało ciasto, które od wczoraj nabrało słusznej czerstwości i stało się rarytasem, którego Roch nie odpuści.

Tak więc Roch opycha się ciastem i pozdrawia Czytelników, ale ciasta nie dostaniecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz