Miast na rowerze Roch siedział w parku na powalonym drzewie i prowadził uczone dysputy z kolegami pedalarzami. Tak w telegraficznym skrócie można opisać dzisiejszy prawie rower. Jednak Roch dokona bardziej szczegółowego opisu zaistniałej sytuacji.
Jak już wspomniał rower został oparty o drzewo, a sam Roch prowadził uczone rozmowy na tematy marynistyczne. Nagle na horyzoncie pojawił się pojazd z napisem Straż miejska. Było więcej niż pewne, że cała trójka została namierzona i zaraz zjawi się patrol ze standardowym zestawem pytań "Czy te rowery są kradzione?".
Mijała dłuższa chwila, a rzeczonego patrolu nie było. Jednak co się odwlecze to nie uciecze i, niczym partyzanci, wyskoczyli z krzaków z nadzieją, że kogokolwiek - oprócz siebie - zaskoczą. Nic z tego. Puszki po piwie dawno zostały wyrzucone to i nie mają się do czego przyczepić.
Patrol chwile poobserwował zza krzaczka i poszedł dalej straszyć koniki polne bo tylko one mogą dać się zaskoczyć patrolowi Straży miejskiej.
Roch wsiadł na rower i, wraz z towarzyszami, zrobił lans na rynku po czym wrócił do domu. Taki leniwy wypadzik się udał. Cóż - czasem i taki jest potrzebny.
Rozleniwiony Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz