piątek, 30 kwietnia 2010

Lotnisko, a jednak się udało

Po długich dyskusjach i ustaleniach ze swoim Guru Lotniczym zostało ustalone, że piątek jest dniem regeneracji i jedziemy na lotnisko. Roch chciał zabrać aparat z sobą, ale ostatecznie wybrał się bez niego lecz z planem, że jeden dzień majówki "poświęci" na lotniskowy foto wypad. Pod bramą lotniska Roch zaobserwował dwa lądowania i jeden start, a więc wizyta była udana.

W drodze powrotnej Roch miał cały czas pod wiatr, a w okolicach mostu na Brynicy minął go znajomy samochód, Roch machał, ale jeszcze jest wolniejszy od samochodu. Pozostało pedałować dalej i walczyć z wiatrem, który nie chciał zmienić kierunku i utrudniał mu pedałowanie.

Majówka zapowiada się ciekawie i są szansę, że Roch ponownie wsiądzie do pociągu (nie)byle jakiego i będzie ściskał w dłoni siodełko, ale to się okaże, bo póki co jest dziura budżetowa, w której dna nie widać, a Roch zamówił kolejny rowerowy bajer.

Koniec miesiąca, a więc pora się chwalić, bo już jest czym. W kwietniu udało się wypedałować całkiem okrągłą liczbę 555 km, co Rocha niezmiernie cieszy, a to dopiero początek. Więcej można zobaczyć po kliknięciu na link:
Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Powrót do starej trasy

Po kilku dniach jeżdżenia na innej trasie Roch postanowił, że przejdzie się starą i sprawdzoną drogą, która zaczyna się w Tarnowskich Górach i prowadzi przez Świerklaniec, Piekary Śląskie i Radzionków. Kilometrów trochę brakowało i Roch stwierdził, że nie będzie kombinował tylko pojedzie sprawdzoną trasą, która ma około 40 km. Na koniec licznik wskazał 39.15 km, czyli prawie tyle ile Roch planował zrobić.

Jutro może uda się wyskoczyć w innym kierunku, może nawet na lotnisko, bo i tam jest 40 km, więc kilometrów będzie dość ponieważ na majowy weekend Roch planuje dobić do pierwszego tysiąca, który jest już całkiem blisko. Byłoby to niezłym rozpoczęciem nowego miesiąca, a i kwiecień byłby solidnie podsumowany, a co z tego wyjdzie to się okaże.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 28 kwietnia 2010

Całkiem nowy kierunek

Pogoda nie oszczędza Rocha; dziś niebo pokryte było ciemnymi chmurami i choć nic nie wskazywało na to, że spadnie deszcz to Roch miał pewne obawy, ale przełamał się i poszedł na rower. Plan był prosty, bo Roch chciał skoczyć do Miasteczka Śląskiego żeby pooglądać pociągi, ale jakoś nic nie chciało jechać i Roch zabrał się stamtąd.

Jako, że kilometrów do  jest mało Roch postanowił, że lasem pojedzie do Pniowca i tam się okaże, czy licznik wskazuje już godziwą ilość kilometrów, czy trzeba jeszcze pedałować. Na miejscu Roch był zadowolony z wyniku i skierował ku domowi, bo trzeba oszczędzać nogi, wszak trzydniowa majówka przed Rochem.

Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Popołudniowa przejażdżka

Cały dzień zapowiadało się na to, że Roch nie pójdzie pojeździć, bo wiało i chmurzyło się, a Roch zrobił się strachliwy i wolał nie ryzykować powrotu w deszczu. Jednak im bliżej końca dnia, tym Rochowi bardziej chciało się jeździć, aż w końcu - w okolicach godziny 1700 postanowił, że jednak pójdzie na rower, ale szybki rower, choć tylna lampka nie była jeszcze używana.

Postanowił był Roch, że pojedzie na Dolomity i wróci przez Repty do domu, bo robiło się zimno. Jutro, o ile pogoda dopisze, Roch wybierze się do Miasteczka Śląskiego na pociągi, ale to jeszcze może się zmienić, bo Roch do końca nie wie gdzie pojedzie, a decyzję podejmie po wyjściu z domu i spojrzeniu w niebo.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Regeneracja sił

Bite trzy dni w siodle dla Rocha to było zbyt dużo, ale ostatkami sił wytoczył się on z domu i wsiadł na rower. Jednak jazda nie dawała przyjemności, a nogi były zmuszane do pracy, bo same nie wykazywały chęci. Do pełni szczęścia doszła jeszcze wczesna pobudka bowiem "promocja w markecie" była i nie można było nie być tam.

Po przejechaniu 10 km Roch wrócił do domu i walnął się na łóżko. Potem jeszcze zaliczył wizytę na stacji kolejowej i wrócił do domu. Może jutro Rochowi zachce się jeździć dłużej niż 30 minut i może kilometrów będzie więcej niż dziesięć.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Ponownie bardziej asfaltowo

Z wczorajszych planów Rocha nic nie wyszło, a wszystko przez jeden telefon. Otóż Roch został zachęcony, telefonicznie, perspektywą wypadu na Lotnisko, na którym dawno go nie było. Plan trasy jednak trochę go przeraził i nie zabrał z sobą aparatu, a szkoda bo startowały dwa Wizzy i jedna Lufthansa. Na lotnisku nastąpił odpoczynek i powrót do domu.

Jednak z wiatrem jedzie się dużo łatwiej niż pod wiatr, a tak właśnie przyszło pedałować Rochowi w drodze na lotnisko. Z lotniska wiało cały czas w plecy i od razu łatwiej mu się jechało. Na koniec jeszcze wpadł do wody i resztę dystansu pokonał w mokrych butach, które schły na Rochowych stopach, co nie było przyjemne.

Wczorajsze plany Roch przekłada na jutro, być może uda się je zrealizować.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 24 kwietnia 2010

Bardziej asfaltowo

Nastąpił długo wyczekiwany początek weekendu, a w dodatku pogoda dała czadu i temperatura wskoczyła na 20°C. Tuż po obiedzie Roch zapragnął towarzysza, ale koniec końców Roch jeździł sam, a właściwie z mp3grajkiem. Trasa była identyczna jak wczoraj i przedwczoraj, bo jakoś nie chce się Rochowi nic nowego wymyślać, a jako że jest ona i długa i asfaltowo-terenowa to w ostateczności może być. Jak Roch stwierdzi, że mu się znudziła to poszuka czegoś nowego.

Na jutro plan jednak jest inny; skoro dziś był odcinek bardziej asfaltowy, to jutro Roch z krzaków nie wyjdzie, a asfaltem będzie tylko dojeżdżał do krzaków. W ciągu dwóch dni Roch uskutecznił już 100km, nie jest to szczyt jego możliwości, ale jest lepiej niż było, a będzie jeszcze lepiej. Może uda się trzydniowy weekend zamknąć w liczbie 150km. To byłoby coś. Na zakończenie szczegóły:

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 23 kwietnia 2010

Bo przyjemność trzeba powtarzać

Po kilkudniowej przerwie Roch ponownie wskoczył na siodełko, ale zanim to uczynił musiał zakleić dziurkę, która zrobiła się w dętce choć Roch nie ma pojęcia gdzie, kiedy i jak ją zrobił. Kiedy łatka była już przyklejona Roch napompował koło i zszedł na dół. Plan był prosty, bo Roch chciał powtórzyć ostatni wypad i spróbować go podwoić, aby kilometrów wyszło około 70. Jednak potem doszedł do wniosku, że takie szarpnięcie może źle się skończyć, a słoneczny, ciepły i rowerowy weekend dopiero przed Rochem.

Trzeba było znaleźć medianę, tak aby powyżej i poniżej wartości środkowej była taka sama ilość elementów ("matematyka - możesz na nią liczyć"). W końcu Roch postanowił, że dokręci 20 km i te 20 km opuści, czyli zamiast 70 km będzie 50 km, czyli o 20 km więcej i 20 km mniej, czyli mediana jak ta lala. Tak jak zaplanował tak też zrobił, zamiast powtarzać całą pętle powtórzył tylko środek i wyszło prawie równe 50 km. Pozostałą ilość Roch zostawi sobie na weekend, bo plany są śmiałe i z pewnością jeszcze nie jedna pięćdziesiątka się pojawi.

Roch nie zdziwiłby się, gdyby dostał zaproszenie do reklamówek matematyki, tak jakby Królową Nauk trzeba było reklamować. Nie mnie jednak na rowerze też matematyka się przydaje, choćby do tego, żeby się nie zapedałować na śmierć.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Zbieg okoliczności, czy celowe działanie?

Od dawna jeżdżącemu Rochowi towarzyszyło uczucie, które było tym silniejsze im Roch dalej był od domu. Chodziło, oczywiście, o brak "zestawu naprawczego", który ratowałby Rocha w sytuacjach podbramkowych, czyli w przypadku przebicia dętki. O ile komplet miniaturowych imbusów zawsze ma przy sobie, to już pompki i łatek nie woził z sobą bo ich nie miał. Zresztą po co mu były łatki, jak źródła powietrza nie było, a płuca niepalącego Rocha nie mają takiej mocy pompującej.

Dziś jednak Roch postanowił, że to się zmieni. Zaczął od zakupu pompki, wersji miniaturowej, choć dwuczęściowej. Gdyby ktoś chciał iść w ślady Rocha to z czystym sumieniem Roch poleca Author Booster. Metalowy tłok powinien przeżyć upadek, a "tłok w tłoku" znacznie przyśpiesza pompowanie. No i cena, która na głowę bije podobne produkty SKS'a.

Kiedy już Roch był w domu to chciał przetestować owo cudo. Okazało się jednak, że jakaś nadprzyrodzona siła spowodowała to, że w przednim kole ubyło powietrza i pompowanie nie pomaga. Jeśli dobrze pójdzie, to jutro Roch ogłosi, że złapał pierwszą w tym roku gumę, choć kompletnie nie wie gdzie i jak. Na szczęście teraz Rochowi gumy nie straszne, pod warunkiem, że będzie ich mniej niż łatek w pudełku i kleju w tubce.

Kolejny zakup to tylne światło, bo trzeba dbać o tyły Rocha.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 21 kwietnia 2010

Taka nijaka pogoda

Przed Rochem stały dwa wyzwania, które zaplanował na dziś; pierwszym z nich było odkręcenie korka, który zassał się był i nie można było sprawdzić, czy jest płyn we wspomaganiu kierownicy (nie w rowerze), a drugie wyzwanie to naprawa roweru, na którym jeździ Rochowa mama. Zarówno pierwsze jak i drugie zadanie zostało wykonane w 100% choć Roch po tym wszystkim nie miał już ochoty na własną przyjemność.

Poza tym pogoda zrobiła się dosyć niepewna, bo raz były chmury i deszcz, a raz było słońce i całkiem ciepło, choć wietrznie. Z tego wszystkiego Roch stwierdził, że mu się nie chce i został w domu. Teraz trochę tego żałuje, bo mógł iść, ale mądry Roch po szkodzie. Jutro też jest dzień.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Pociąg do roweru

Tak jak Roch wczoraj zapowiadał, tak dziś zrobił; od rana chodził i sprawdzał prognozy pogody, bo popołudnie należało do Rocha i jego roweru. Okazało się, że deszczu nikt nie przewiduje i można było wyjść trochę pojeździć. Z tym "trochę" to Roch przesadził, bo kilometrów wyszło trochę więcej niż "trochę". Jak zawsze Roch zaczął od Świerklańca i potem wjechał do lasu, którym dojechał do Piekar Śląskich.

Stamtąd Roch wrócił do Kozłowej Góry, pokonał zabójczy podjazd i wyjechał w okolicach Radzionkowa. Kilometrów było mu jednak nadal mało i postanowił, że dzień zakończy na Dolomitach. Wiedząc jednak, że nie ma co się pchać w rozkopane resztki ścieżek, Roch objechał dookoła Dolomity i wrócił przez jakiś rezerwat.

Pod domem okazało się, że licznik wskazuje już rozsądną liczbę kilometrów i można było skierować się ku domowi. Na jutro plan jest jeszcze śmielszy, bo Roch chcesz podwoić dzisiejszy wynik, czyli wykręcić około 70 km. Trzeba będzie machnąć dwa kółka, żeby zrealizować plan, ale nie powinno być z tym problemu. Oczywiście, o ile pogoda dopisze, bo trochę czasu Roch musi spędzić na siodełku.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Zaproszenie do przejażdżki

Roch, przez chwilę zapominając o swojej wrodzonej skromności, zauważył, że zaczyna być popularny i wcale nie chodzi o jego twórczość blogową, bo ta została dostrzeżona tylko raz, dawno temu na Wydziale Informatyki UŚ. Chodzi o jego kolejową "zajawkę", która przybiera na sile. Dziś Roch ponownie wybrał się na stację, bo niebo zaszło chmurami i na rower Roch bał się iść.

Na stacji w końcu pojawił się jego upragniony Freightliner PL, na którego polował już trochę czasu. Żeby było ciekawiej zatrzymał się tak, jakby chciał Rochowi ułatwić wykonanie zdjęcia, które Roch od razu obrobił (na tyle, na ile umiał) i wrzucił na Picasę. Na zakończenie jeszcze ładnie zadymił i zaczął ruszać.

Kiedy przejeżdżał obok Rocha, uchyliło się okienko i padło pytanie:

- "Jedziesz do Kalet" - zapytał maszynista, choć ani Roch go nie znał, ani on nie znał Rocha.

Trochę zszokowany Roch nie wiedział co powiedzieć i dał spokój, choć - o ile była taka możliwość - - teraz trochę żałuje, bo z Kalet do Tarnowskich Gór wcale nie jest tak daleko i można było próbować załapać się na przejażdżkę.

Teraz - idąc za ciosem - trzeba zorganizować wycieczkę do lokomotywowni, bo i tam są ciekawe rzeczy, choćby solidna obrotnica. Reszta zdjęć jest w obróbce i jak tylko Roch się obrobi to umieści je na Pikasie.

Dziś było kolejowo, za to jutro będzie rowerowo (i ze śladem GPS).

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 18 kwietnia 2010

O Rochu, który jeździł koleją

Roch znany jest z tego, że często przesiaduje na stacji i ogląda pociągi, ale bardzo dawno nimi nie jeździł. Ostatni raz, z tego co Roch pamięta, był za czasów szkolnych, gdy dojeżdżał na praktykę do odległej nastawni TGc, bo - nieliczni to wiedzą - Roch uczęszczał do Technikum Kolejowego, gdyż pociągi zawsze go fascynowały.

Kończąc ten historyczny wstęp, Roch pragnie donieść, że wczoraj jeździł pociągiem. Co prawda był to "zwykły" EN-57, ale pociąg to pociąg. Żeby było weselej Roch, a właściwie jego rower, zainteresował kierownika pociągu, z którym Roch szybko znalazł wspólny język, a to skutkowało tym, że - uwaga, uwaga - Roch mógł siedzieć w kabinie maszynisty! Tak, Roch siedział obok maszynisty i widział jak się hamuje skład i jak się zbija SHP, czyli samoczynne hamowanie pociągu.

Atrakcji mnóstwo, a Roch cieszył się jak dziecko, bo w końcu spełniło się jedno z jego marzeń, choć już siedział w lokomotywie, ale nigdy nie jechał w kabinie.

****

Dziś jednak Roch nie jeździł koleją, a rowerem; wyskoczył na Suchą Górę, a stamtąd na Dolomity. Jednak niedzielne popołudnie to już nie jest dobry moment na wyjazd, bo wszędzie plączą się ludzie, którzy cały czas starają się wejść Rochowi pod przednie koło, a ten nie chce go scentrować.

Kilometrów wyszło średnio, ale po wczorajszych wrażeniach Rochowi nie kilometry w głowie. Na zakończenie Roch umieszcza link do szczegółów dzisiejszego wypadu.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 16 kwietnia 2010

W końcu słonecznie, w końcu rowerowo

W końcu, po czterech dniach niepogody, wyszło słońce; fakt ten bardzo ucieszył Rocha, bo w końcu mógł wyjść na rower. Czterodniowa przerwa spowodowała, że Roch miał wielką ochotę na jeżdżenie, co spowodowało, że kilometry przybywały w zastraszającym tempie.

Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby rozgrzać nogi i przyzwyczaić się (ponownie) do siodełka. Ze Świerklańca Roch wjechał na tamę i pojechał w kierunku Wymysłowa, gdzie wjechał do lasu i wyjechał dopiero w Piekarach Śląskich. Kawałek drogą, potem kawałek ścieżką rowerową i już był Roch w okolicach Kozłowej Góry.

Pozostało pojechać do Radzionkowa i stamtąd na Dolomity, choć ostatni fragment był największym błędem Rocha, bo koparki i wywrotki rozjeździły - i tak już kiepską - drogę. Roch omijał gliniane kałuże, ale wpadał w inne błotne pułapki, co skutkowało tym, że na oponach było mnóstwo błota i gliny, która przenosiła się na ramę, a także na Rocha.

Trzeba będzie skreślić Dolomity z listy miejsc, w których można jeździć, bo jak powstanie to co tam się buduje, to pewnie położą asfalt, zrobią sygnalizację świetlną i to będzie koniec Dolomitów jako miejsca dla rowerzystów, a takich miejsc jest coraz mniej. Niestety.

Wypad należy zaliczyć do udanych, bo pogoda dopisała, siły nie opuściły Rocha, choć wspomagał się batonem, a i kilometrów przybyło. Cała trasa liczyła ich 40. Na zakończenie szczegóły dystansu, śladu GPS nie ma, bo Roch nie naładował baterii, ale cały czas o tym myśli.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 14 kwietnia 2010

Roch-ogrodnik

Zgodnie z Rocha przypuszczeniami dziś też padał deszcz, choć do południa było nawet ładnie. Później jednak przestało być ładnie i zrobiło się brzydko, deszczowo i szaro, a Roch musiał wyjść z domu. Musiał, bo przyjechała zamówiona myszka, która od dziś pełni rolę lepszego następcy poprzedniego gryzonia, który odszedł do krainy, w której nikt nie będzie go dusił, klikał, przygniatał i rzucał.

Oczywiście pod Linuksem wszystko zadziałało od razu, choć Roch dał ciała, bo nie potrafił obsłużyć rolki i stwierdził, że ona nie działa. Jednak po mocniejszym jej przyciśnięciu okazało się, że działa. Jeśli chodzi o myszki to Roch stara się być delikatny i nie wciska nic na siłę. Okazuje się, że czasem trzeba.

Roweru znowu nie było, bo nie ma jak. Deszcz ciągle krzyżuje Rochowe plany. Na koniec obiecany szczypior (można wybuchać śmiechem):

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Zero-jedynkowa pogoda?

Nie dalej jak wczoraj Roch pisał o tym, że pogoda w weekend lubi się popsuć, a w "środku" tygodnia jest dużo lepsza. Dziś, za swój niepokorny osąd został ukarany, bo ni z gruszki ni z pietruszki spadł deszcz, a właściwie ulewa, która ponownie uziemiła Rocha. W domu oczywiście nie ma co robić, więc Roch poszedł spać.

Później, korzystając ze złej pogody, Roch zajął się porządkowaniem komputera, bo działał na "protezie"; niby to Linux, a jednak partycje czysto Windows`owe. Pora najwyższa zmigrować całkiem na Linuksa, z wszystkimi jego dobrodziejstwami.

Wybaczcie, Czcigodni, bo notka trochę na siłę, ale czasem na prawdę u Rocha nic się nie dzieje.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Początek tygodnia, czyli zaczyna się ładna pogoda

Jak to jest, że weekend - który z założenia ma być rowerowy - zawsze jest brzydki i pochmurny, a od poniedziałku robi się ładna i ciepła pogoda? Rochowi jest to bardzo nie w smak, bo jeździ sam, a to go średnio motywuje do dłuższych wypadów. Wczoraj nawet Rochowi nie chciało się pisać, bo miał dość tej pogody. Zamiast jeździć na rowerze, Roch siedział w domu i patrzył na rosnący w doniczce szczypior, którego Roch namiętnie podlewa i mówi do niego żeby rósł szybciej.

Dziś, od rana już, słońce świeciło i pogoda zapowiadała się całkiem znośnie. W końcu popołudniu Roch zebrał się i wyszedł na rower. Pojechał do Radzionkowa, a stamtąd do Kozłowej Góry i Świerklańca. Śladu GPS Roch nie zrobił, bo baterie się rozładowały. Pozostaje Rochowi naładować baterie i powtórzyć trasę, a warto to zrobić, bo jedna "pętla" ma całe trzydzieści kilometrów.

Na zakończenie dystans można sobie podejrzeć, bo Roch zaczął rejestrować wszystko online, żeby być "transparentnym".

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 10 kwietnia 2010

Znowu deszczowo

Chciał był Roch wyjść na rower; w tym celu nawet wykonał kilka telefonów żeby sprawdzić, czy ktoś jeszcze nie wyraża chęć iścia z Rochem na rower. Jedna osoba wyraziła ochotę, ale pogoda znowu zagrała Rochowi na nosie. Pojawiło się słońce, Roch zaczął poważnie myśleć o rowerze, a za oknem już padało. Dobrze, że nie było śniegu, bo ten był zapowiadany przez internetowy serwis pogodowy Meteo ICM.

Na jutro też nic dobrego nie jest zapowiadane, deszcz i zimno, czyli kolejny dzień siedzenia w domu i nudzenia się permanentnego. Nawet już Rochowi spać się nie chce, bo ile można leżeć na łóżku? Pozostaje siedzieć z nosem w pogodzie i wyczekiwać jakiegoś cieplejszego dnia, aby wykorzystać okazję i wyskoczyć na rower.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 9 kwietnia 2010

Rowerowa przerwa

Po wczorajszych wojażach, zarówno tych rowerowych jak i pieszych, Roch musiał odsiedzieć swoje w domu, bo pogoda stwierdziła, że Rochowi byłoby za dobrze i postraszyła go deszczem. Deszcz był niewielki, ale Rochowi skutecznie odechciało się wychodzić na zewnątrz. Pod wieczór wyszło jeszcze słońce, ale już mu się nie chciało, choć oficjalny powód to szybko zapadający zmrok i zimno.

Korzystając z tego lenistwa Roch walczył z GIMPem, bo zdjęcia czekają, a on się stawia. W końcu, jak na inżynierski umysł przystało, znalazł zgrabne obejście, na które nie wpadli nawet spece od GIMPa. Ponownie Roch udowodnił sobie, że jest bystrzakiem, który znajdzie wyjście z każdej sytuacji, a przy tym zachowuje nieograniczone pokłady skromności.

Gdy już zdjęcia były gotowe Roch wrzucił je na Pikasę i oficjalnie zakończył dzień, bo wszystko co miał zaplanowane to zrealizował, a nwet normę wykonał w 110%.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 8 kwietnia 2010

W końcu ładna pogoda

Zgodnie z tym co wieszczyły prognozy pogody dziś było słonecznie i ładnie, a w dodatku ciepło, co Rocha strasznie cieszyło, bo w końcu mógł wybrać się na jakiś dłuższy wypad. Jednak musiał się śpieszyć, bo po rowerze miał zaplanowaną wizytę na stacji żeby ustrzelić jakieś pociągi. Jednak najpierw Roch musiał "zaliczyć" rower.

Z powodów, które podał wcześniej, Roch wybrał się do Świerklańca, tam zatoczył kółko i wrócił do domu. Prędkość nie spadała poniżej 25 km/h i to wcale nie dlatego, że Rochowi się śpieszyło. Z muzyką jeździ się dużo szybciej, o czym Roch przekonał się na własne uszy, bo ze ślimaczego tempa zrobiła się całkiem ładna prędkość średnia, która oscylowała w okolicach 22 km/h.

Po powrocie do domu Roch zdążył napić się wody, przebrać i już wychodził na stację. Tam trafiło się sporo lokomotyw, choć kilka z nich już się powtórzyło, ale nie ma się co dziwić - tabor PKP jest ograniczony i w końcu musiało się powtórzyć. Jednak Rochowi to nie przeszkadzało.

W najbliższym czasie Roch umieści zdjęcia na pikasie, ale póki co musi opanować linuksowego GIMPa, który cały czas gra na Rochowym nosie, ale już niedługo i GIMP polegnie.

- Dane wypadu: BikeBrother

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 7 kwietnia 2010

Pochmurno, ale i rowerowo

Po dwóch dniach siedzenia w domu Roch miał ochotę wyjść na rower, ale pogoda straszyła chmurami i wiaterkiem, który w każdej chwili mógł przywiać niespodziankę. Jednak Roch nie chciał czekać kolejnego dnia, aż pogoda zrobi się ładna, wyjdzie słońce, a szare chmury przesuną się gdzieś dalej w Polskę.

Kiedy już Roch wygramolił się z rowerem przed blok, spojrzał w niebo i zobaczył, że jednak wyszło słońce i może uda wrócić się suchym do domu. Za cel wypadu Roch obrał sobie Dolomity i Repty, bo dalej jakoś nie chciało mu się jechać. Na jutro pogoda zapowiada się dużo lepiej, więc jakiś dłuższy wypad będzie bardziej możliwy.

Kilometrów udało się przejechać dwadzieścia. Jutro musi być dłużej.

- Dane wypadu: BikeBrother

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Ogólne polewanie

Nie trzeba było specjalnie się spinać, żeby zostać polanym; wystarczyło wyjść z domu i postać chwilę na zewnątrz. Resztę załatwił deszcz, który padał od rana i ani myślał przestać, choćby na godzinkę, żeby Roch mógł gdzieś na rower wyskoczyć. Pozostało siedzieć w domu i walczyć z chęcią nieograniczonego, bo świątecznego, obżarstwa.

Popołudniu wcale nie było lepiej, deszcz padał, było szaro i nudno więc Roch nadal siedział w domu i się nudził. To już chyba tradycja, że na dyngusa pada deszcz załatwiając to, co inni załatwiają wiadrem wody.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Wesołego jajka, mokrego kurczaczka i smacznego dyngusa

Po wczorajszym wypadzie Roch stwierdził, że dziś ma małą ochotę na jeżdżenie, a wręcz nie ma jej wcale. W związku z tym siedział w domu i mało co robił, bo są Święta, a więc okres leniwy z natury. Jednak popołudniu Roch nie potrafił wysiedzieć w domu i postanowił, że pójdzie gdzieś w teren, może jakiegoś ptaka upoluje. Koniec końców upolował pasażerskiego EN57, który mknął sobie w stronę Tarnowskich Gór. Jest to pierwsza próba obróbki zdjęcia pod Linuksem, z którego Roch zaczął korzystać.

Na zakończenie Roch śpieszy złożyć życzenia czcigodnym Czytelnikom mokrego jajka, wesołego kurczaczka i smacznego dyngusa. Kolejność może nie ta, ale dzięki temu są one niebanalne i szczere.

Jutro, o ile nie będzie deszczu, Roch wyskoczy na rower, bo jeden dzień przerwy to odpoczynek, a dwa to lenistwo.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 3 kwietnia 2010

Lotniczo-kolejowy wypad rowerowy

Wczoraj Roch odpuścił sobie notkę, bo w domu miał trochę obowiązków, a zanęcony tym, że jak teraz pomoże to jutro (czyli dziś) będzie miał cały dzień dla siebie i będzie mógł robić co chce, zapomniał o całym Świecie. Skoro tak została postawiona sprawa, to Roch łapał się wszystkiego, co tylko mogło spowodować zauważenie faktu, że Roch pomaga.

Zgodnie z obietnicą Roch miał dziś wolne, a więc rano zaprzyjaźnił się z serniczkiem, a popołudniu postanowił, że spali trochę kalorii. Okazją do spalania był zaplanowany wypad z Koyocikiem, bo pogoda w końcu dopisała. Spotkanie nastąpiło na Świerklańcu, a stamtąd Roch zapragnął odwiedzić lotnisko, żeby sprawdzić, co na nim słychać. Tak więc kierunek: Pyrzowice. Na miejscu Roch odpoczywał, bo - nie ma co ukrywać - zmęczył się, szczególnie, że wiatr ciągle wiał w przeciwnym kierunku.

Z Pyrzowic Roch został przeciągnięty lasem, w okolice Bibieli i dalej do Żyglina i Miasteczka Śląskiego, gdzie znajduje się stacja kolejowa. Była to ta chwila, na którą czekał Roch. I warto była tam jechać, bo więcej pociągów niż na stacji w Tarnowskich Górach. Tam był kolejny odpoczynek i pora była najwyższa, aby skierować się ku domom.

Jeszcze tylko kawałek wspólnie podjechali, przy okazji uciekali przed psem i pożegnali się, bo pora zaczynała się robić zimna. Takich wypadów Roch życzy sobie więcej, bo i towarzystwo doborowe i kilometrów sporo, a to w rowerze liczy się najbardziej.

Na zakończenie znajome linki, czyli ślad GPS i zapis kilometrów.

- Ślad GPS wypadu: Pyrzowice - Miasteczko Śląskie
- Dane wypadu: 03-04-2010

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Zamiast żartować lepiej jeździć

Od rana Roch miał się na baczności, bo nie znał "dnia ani godziny" kiedy ktoś zrobi mu psikusa. Pierwsza próba została podjęta zaraz po tym jak Roch przebudził się, a sprawca żartu liczył na chwilowe zaćmienie i brutalnie zażartował, że Roch ma przebitą oponę. Jednak czujność Rocha stanęła na wysokości zadania i nie dał się nabrać. Później Roch już miał spokój, bo nikt inny nie odważył się na zrobienie mu psikusa, a i Roch dał sobie spokój.

Popołudniu Roch wybrał się na rower, a jako że pogoda była ładna, słoneczna i prawie bezwietrzna to zdecydował się wypad w kierunku Miedar. Początkowo było znośnie, ale gdy wjechał w otwarty teren to wiatr zaczął skutecznie go hamować. Między budynkami Roch odpoczywał i nabierał prędkości, a na otwartym terenie Roch męczył się i tracił prędkość. Ogólnie trasa udana, choć sporo górek i całkiem mocny wiatr. Oczywiście na końcu notki są odnośniki to śladu GPS i danych wypadu.

Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to są wyniki ankiety, którą Roch pozwolił sobie przeprowadzić. I wyszło, że nowy wygląd bloga (blogu?) jest lepszy niż poprzedni. Oczywiście z Rocha żaden statystyk, a więc wynik też nie jest do końca reprezentatywny, ale Rochowi jest miło, że osiem osób odważyło się kliknąć w jakąś opcję.

Wygląd oczywiście będzie się jeszcze zmieniał, ale tylko nieznacznie i tylko tyle na ile ekipa Bloggera mu na to pozwoli, bo na kolejne przenosiny Roch nie ma ani czasu, ani ochoty.

Na zakończenie obiecane linki do śladów i wyników:

- Ślad GPS trasy: Miedary
- Dane wypadu: BikeBrother

Roch pozdrawia Czytelników.