Na początku Roch planował skromny wypad na Świerklaniec, aby podziwiać lśniące pośladki rowerzystek, ale ich nie było. Wiadomo - początek tygodnia to rowerzystki nie wyjeżdżają. Tak więc Roch postanowił pojechać dalej, czyli do Wymysłowa i tam.. się zgubił.
Kierował się na Piekary Śląskie i dzięki temu zwiedził muzeum fortyfikacji, a także liczne zajazdy. W końcu wyjechał w upragnionych Piekarach, a właściwie w centrum. Do domu było jakieś 20 kilometrów pod górkę.
W końcu ujrzał upragnione drogowskazy na Tarnowskie Góry i podążał za nimi. Po dłuższej chwili pojawiły się znajome zabudowania i można było odetchnąć. Roch był w domu.
Po tych wszystkich przygodach postanowił odpocząć przy relaksującej kawce. Jednak na wieczór zaplanowany był wypad na pączki. Razem z Nosiem wybrali się o 1900 na świeże pączki, których nie jedli od dawna.
Było ich dziesięć - po pięć z marmoladą i budyniem, po pięć dla każdego. Przy ostatnim kreplu (pączku po "naszemu") Roch już nie mógł, ale udało się i został wchłonięty. W drodze powrotnej Roch nie mógł pedałować, czuł jak brzuch mu rośnie. Jazda była coraz trudniejsza, ale w końcu udało się dojechać. W każdym razie kolację Roch ma za sobą.
Roch pozdrawia Czytelników.
P.S: Zdjęcie pączków, dziewięciu bo Roch nie wytrzymał:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz