Wczorajszej notki jak można zauważyć nie ma, a to dlatego, że zabrakło Rochowi Internetu. Jak na złość ktoś przykręcił kurek z płynącym internetem i Roch nie mógł opisać swoich przygód, a jest to co opisywać.
Wszystko zaczęło się rano, gdy Roch spotkał się z Koyocikiem i Reedem. Planowali wspólnie pojechać na lotnisko w Pyrzowicach, aby całkiem spontanicznie zrobić zdjęcie startującemu / lądującemu samolotowi. Jak na złość żaden się nie pojawił. Pozostało jechać na Świerklaniec i tam dokonać lansu.
- Rochu, gdzie masz te rowerzystki? - Pytali na zmianę Koyocik i Reed.
- Kurna nie ma.. Pewnie czytały mój blog - Smęcił Roch.
- Ty.. no ale robisz nam smaka, a tu teraz nic.. - Powiedział Koyocik.
- No właśnie.. najpierw opisujesz te lśniące pośladki, a potem ich nie ma - Wtórował mu Reed.
- Spokojnie będą - Mówił Roch choć sam sobie nie wierzył.
W końcu Roch z Koyocikiem i Reedem pojechali zobaczyć bunkier nieopodal Świerklańca. Chłopaki chyba zapomnieli o pośladkach co Rocha bardzo cieszyło, ale z drugiej strony miał wyrzuty sumienia, że nie było nikogo z pośladkami.
Po powrocie na Świerklaniec trochę się zmieniło. Zaczęły się pokazywać panie w kusych spodenkach co, po części uratowało Rocha. Uśmiechy od razu pojawiły się na twarzach, a i było o czym dyskutować.
Kilometrów wyszło 60, co należy uznać z dobry wynik, ale nie były to wyścigi tylko spotkanie z przyjaciółmi. O proszę:
Roch pozdrawia Koyocika i Reeda, a także pozostałych Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz