Zawsze coś Rochowi stanie na przeszkodzie swobodnego pedałowania. Wczoraj był to deszcz, a dziś inny "kataklizm" szczególnie, że tan dzisiejszy z pewnością wywoła u Rocha drastyczny wzrost wagi. Otóż od rana mama Rocha pichciła coś w kuchni. Wiadome było, że to coś będzie zawierało jagody ponieważ dzień wcześniej nieoceniona mama zbierała ten granatowy przysmak w lesie.
Aromaty dochodzące z kuchni uniemożliwiały Rochowi jakiekolwiek myślenie dlatego uciekł na rower. Pojeździł godzinkę i wrócił do domu. Już na klatce schodowej Roch czuł, że w domu czeka coś apetycznego i, niestety, kalorycznego.
Roch szybko oparł rower i poszedł zmyć z siebie resztki leśnego błota. Później wizyta w kuchni i szok spowodowany ilością jagodowych bułeczek, które zostały wypieczone w piekarniku, w którym Roch kiedyś suszył buty.
Jak zawsze Roch planował iść wieczorem na rower, ale nie mógł oderwać się od tych bułeczek. I tak plan rowerowania wziął w łeb. Niech pączki z Pniowca się kryją przy takich bułeczkach, o takich:
Z wiadomych powodów dzisiejsza notka również jest krótka. Bułeczki czekają.
Do jutra Czcigodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz