Coś w głębi Rocha podpowiadało mu "weź aparat, weź aparat" no i Roch zabrał z sobą aparat. Pojechał, rowerem oczywiście, na Repty i tam pstrykał zdjęcia różnym owadom, drzewom i innym mniej lub bardziej martwym rzeczom.
W drodze powrotnej przetarł oczy ze zdumienia! Otóż pod leśniczówką stała jego miłość i nie była to żadna rowerzystka. Było to BMW serii 6.
Roch czuł jak mu ślina kapie z ust, a drżące ręce szukają aparatu żeby uwiecznić to cudo. Piękna linia, cudowne osiągi (silnik V10). Są tylko dwa zgrzyty. Pierwszy to taki, że to wersja Cabrio, a nie Coupe, a drugi zgrzyt to pojemność.
Dokładne oznaczenie modelu to BMW 650i, co dla Rocha jest profanacją! Właściciel powinien kupić wersję M6 w kolorze Brąz Sepang.
****
Po powrocie do domu Roch myślał, że to koniec atrakcji. Jednak zadzwonił Koyocik i zaproponował wspólny wypad. Roch ubrał się i pojechał w umówione miejsce. W drodze na Chechło Koyocik sprawił Rochowi niespodziewajkę.
Niespodzianką był piękny Chevrolet Impala. Roch dostał motoryzacyjnego orgazmu na widok tego cacka. Pojemność z pewnością grubo ponad pięć litrów, początek lat 70-tych.
Piękny wózek, na który co prawda nie wyrwie się laski, jak na BMW, ale Chevy, cytując Koyocika, ma duszę. I o to chodzi. Oczywiście obowiązkowe zdjęcie na tle Impali bo taka okazja może już się nie trafić.
Po tych doznaniach Koyocik z Rochem pojechali do Świerklańca gdzie odpoczęli przy zimnym piwku i wrócili do domu. Żadnych pośladków, prócz Honey, nie stwierdzono, ale to nie ważne. Nie dziś.
Roch pozdrawia Koyocika i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz