czwartek, 10 lipca 2008

Zwyczajny dzień, nic szczególnego

Dzień jakich w życiu Rocha mnóstwo. Od rana dłubał przy pracy i w końcu Promotorowi spodobała się pierwsza część pracy dzięki czemu (w końcu) może zabrać się za część drugą. Roch dalsze opisy pominie zostawiając lekkie niedomówienie żeby potem wyszczelić niczym Filip z (w?) konopi.

Popołudniu Roch wybrał się na rower. Dziś nic mu nie podpowiadało żeby zabrać aparat, ale przezornie Roch zabrał aparat. Oczywiście akumulatorków wystarczyło na jedno zdjęcie, na szczęście udało się uchwycić ciekawy widoczek. Później akumulatorki zdechły i dalszą drogę aparat przejechał w kiszeni.

Roch pojechał na Repty pośmigać sobie troszkę po górkach, zmęczyć się, a tym samym dobrze się bawić. Pojawił się pomysł wypicia małego browarka, ale samemu to chyba nie wypada. Tak więc Roch zadowolił się kondycją z buteleczki udającej bidon.

Z Rept pojechał na Dolomity, ale zboczył z drogi. Zbliżała się godzina 1700, a więc była pora na zbożową kawkę (tylko taką Roch może pić żeby nie być sennym). Takie Rochowe five o`clock (lub fajfoklok). Po wypiciu ruszył dalej.

Na Pniowcu swoich sił, w pojedynku z Rochem, próbował młody kolarz, ale Roch nie dał się i postanowił utrzeć nosa "młodziakowi". Na przypieczętowanie zwycięstwa Roch włączył turbo, które dziś było wyjątkowo odczuwalne w związku z nieustanną konsumpcją rzodkiewek. Przegrany kolarz zwolnił jeszcze bardziej.

Roch skierował się do domu. Towarzyszył mu napęd turbo.

Turbo Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz