czwartek, 31 lipca 2008

Ostani dzień miesiąca

Po spojrzeniu na licznik Roch miał jasność. Trzeba zrobić sześćdziesiąt kilometrów żeby zbliżyć się do wyniku zanotowanego w zeszłym miesiącu. Pogoda nie sprzyjała temu wyczynowi, ponownie zrobiło się gorąco, ale Roch nie poddawał się. Wlał kondycję do buteleczki, zabrał mp3grajka i ruszył przed siebie.

Pojechał znaną sobie trasą do Wymysłowa i Dobieszowic. Później pojechał do Piekar Śląskich i Radzionkowa. Póki Roch pedałował to było wszystko w porządku, chłodek i ogólnie dobre samopoczucie. Jednak każdy, nawet, najkrótszy postój skutkował poczuciem gorąca i kapaniem spod kasku.

Wracając do domu Roch zatrzymał się w pobliskim sklepie celem zakupu kondycji. Ta w buteleczce albo wyparowała, albo jakiś kolarz (kolarka?) wszystko Rochowi wypił. W sklepie Roch kupił najtańszą wodę, z naciskiem na to żeby był mokra. Ilość magnezu i innych minerałów miała drugoplanowe znaczenie.

Zaopatrzony w litr kondycji Roch popedałował do domu. Tam chwile odpoczął i pojechał na Pniowiec zamknąć miesiąc. Miesiąc zamykał w towarzystwie Stronga. Nie ma to jak opicie zakończenia miesiąca. A jeśli już Roch poruszył cyferkowy temat to warto wspomnieć, że w lipcu Roch uskutecznił 1358 kilometrów w czasie 69 godz. 13 min. ze średnią 21,03 km/h.

Szczegóły jak zawsze w pliku:

lipiec_2008.pdf

Na zakończenie króliczek Playboya:

Słodka bestia i się nie bała.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 30 lipca 2008

Kuszenie Rocha

Pogoda jakby odpuściła, nie było już tak gorąco i można było wyjść wcześniej na rower. Roch nie przemęczał się gdyż widział, że wieczorem odbędzie pączkowa sesja z Koyocikiem i jego Ładniejszą Połówką (TM). Po powrocie do domu Roch wypił kawkę i wyruszył na wieczorny, w dodatku pączkowy, wypadzik.

Na umówione miejsce Roch dotarł z pięciominutowym poślizgiem spowodowanym przestrzeganiem przez Rocha przepisów drogowych. Stawał na każdych światłach jak ostatni.. kierowca samochodu, miast przemykać sobie tylko znanymi skrótami.

Pod pączkarniom Roch czuł, że dziś nie jest jego dzień i wciśnie w siebie tylko jednego pączka. Czasem tak bywa w życiu faceta (hihih), że potrafi wcisnąć w siebie tylko jednego pączka. Jednak Ładniejsza Połówka Koyocika (TM) kusiła Rocha.

- Na pewno tylko jeden? - Pytała.
- Tak, dziś nie dam rady więcej - Odpowiedział Roch.
- Ale na pewno? Może jednak? - Kusiła nadal.
- No dobrze - Roch dał się skusić bo jak tu nie ulec Ładniejszej Połówce (TM)

Pączki znikały jeden po drugim, aż został ostatni.

- Ja już nie mogę - Powiedziała Ładniejsza Połówka Koyocika (TM).
- Dasz radę, dasz radę - Dopingował Koyocik.

Roch w tym czasie czuł jak pasek jego "nerki" zaczyna uciskać rosnący brzuch. Ewidentnie nie był to pączkowy dzień Rocha. Niemniej jednak Roch cieszy się, że spędził miłe chwile z Przyjaciółmi.

Na końcu Roch pragnie podziękować Koyocikowi i jego Ładniejszej Połówce (TM). W tej roli wystąpiła Kasia :)

Roch pozdrawia :)

wtorek, 29 lipca 2008

Upalne dowody

Upałów dzień drugi. Żar leje się z nieba, powoli pojawiają się wielbłądy i arabscy szejkowie, do kompletu brakuje tylko piasku i Sahara jak się patrzy. Roch nie dał rady jeździć w tym upale, a więc poczekał, aż słońce trochę odpuści i słupek rtęci trochę opadnie.

Gdy było już chłodniej Roch pojechał na Świerklaniec, tam lansował się wśród jeżdżących na rolkach. W końcu pojechał do Wymysłowa i tam zobaczył coś, co go zaciekawiło. Mało co nie wpadł do rowu. Postanowił, że uwieczni to żeby później nikt nie zarzucił Rochowi, że opowiada jakieś kosmiczne bajki.

W końcu Rochowi udało się uwiecznić legendarne pośladki dzięki czemu może z czystym sumieniem napisać, że cel został osiągnięty.

Z Wymysłowa Roch pojechał do Dobieszowic i wrócił do w okolice domu. Chłodne powietrze spowodowało, że Roch dopedałował do 70 kilometrów i wrócił do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 28 lipca 2008

Uff, jak gorąco

Grzało jak cholera. W termometrze skończyła się skala, asfalt płynął, woda parowała. Słońce do końca już oszalało i postanowiło, że usmaży jadącego w kasku Rocha. Pędzący Roch miał nadzieję, że słońca się opamięta, ale jego płonne były jego nadzieje.

Wraz z upływem kilometrów Roch słabł, pocił się coraz bardziej. Nie nadążał pić, żeby uzupełnić ubytki płynów. Masakra to zbyt małe słowo, żeby opisać to co się działo w okolicach Tarnowskich Gór. W końcu, po dwudziestu kilometrach, Roch poddał się i wrócił do domu, gdzie spędził resztę tego upalnego dnia.

Na osłodę Roch dokonał skromnych zakupów, ale o tym jak paczki przyjdą. A co!

Usmażony Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 27 lipca 2008

Kilometrowa pomyłka

Nastała niedziela. Roch odebrał swoją wczorajszą wygraną totka, całe 16-e złotych dzięki swojemu programowi, który kiedyś tam napisał. Po obiedzie Roch poszedł na rower. Obrał sobie za cel powtórzenie wczorajszego wypadu. I tak pojechał do Świerklańca i stamtąd do Dobieszowic.

Z nieba lał się żar, ale klimatyzacja działała. Póki Roch nie zwolnił było miło i przyjemnie, ale wystarczyło zatrzymać się na skrzyżowaniu żeby miło i przyjemnie przekształciło się gorąco i mokro. Dlatego Roch z prędkością nie schodził poniżej 30km/h.

Sytuacja zmieniła się, gdy Roch wjechał w krzaki. Tam panował cień i temperatura była o kilka stopni niższa niż na pełnym słońcu. Kondycja zużywała się wolniej, ale i tak wymagała uzupełnienia. Szybka wizyta w domu i można było wracać na trasę.

Roch myślał, że do pięćdziesięciu kilometrów jeszcze brakuje dlatego pojechał na Pniowiec. Po powrocie, lasem, Roch spojrzał na licznik, który wskazywał 70 kilometrów ze średnią 23km/h.

Bez komentarza normalnie.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 26 lipca 2008

Spotkanie po latach

Wprawdzie z tymi latami to Roch trochę przesadził, ale można powiedzieć, że nastąpiło spotkanie po roku z niewielkim haczykiem. Do spotkania doszło na Świerklańcu, gdzie Roch lansował się. Jadąc alejką spotkał, w tym miejscu werble, Alinę. Osoby, które śledzą zapiski Rocha od dłuższego czasu zapewne kojarzą Alinę, a pozostali Czytelnicy mogą sobie nieco przybliżyć sytuację (i późniejsze wydarzenia), w której Roch poznał Alinę czytając Tryptyk Rowerowy (od dołu strony przyp. Roch).

W związku ze spotkaniem Roch zaproponował wspólne pedałowanie w kierunku Wymysłowa i Dobieszowic na co Alina uśmiechnęła się i popedałowała razem z Rochem. Z Dobieszowic pojechali w kierunku Kozłowej Góry i stamtąd do Radzionkowa. Pod domem Roch pożegnał się z Aliną i wrócił do własnego planu. Pojechał na Dolomity i Repty.

Tam ludzi była masa, ale Roch miał już swoje w nogach i było mu wszystko jedno, czy ścieżki są zapchane, czy nie. Kierował się do domu, ale szybki rachunek i Roch wiedział, że do pięćdziesięciu kilometrów trochę zabraknie. W związku z tym Roch pojechał jeszcze na Pniowiec i dopiero wrócił do domu.

Dzięki temu wyszło 56 kilometrów. Jutro tyle samo i jest ~200km w weekend.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 25 lipca 2008

Nowa zabawka Rocha

Od rana lało, burze, wiatry, czyli totalne załamanie pogody, ale Rocha akurat dziś to nie interesowało. Siedział głęboko w piwnicy, bez Internetu, bez kontaktu ze Światem i pieścił swoje cacuszko, które niczym brzydkie kaczątko przemieni się w łabędzia sunącego po gładkim asfalcie.

Roch powoli będzie odnawiał rower, który właśnie dostał. Póki co nie przypomina on jeszcze tego, czym będzie po zimie, ale docelowo ma być old school'owym, lanserskim pojazdem służącym haczeniu lachonów na pączkach.

Póki co Rocha mama go używa, ale już niedługo ona dostanie nowy rower, a ten powędruje do Rocha, bo przecież nie na śmietnik. Rodzice zawsze powtarzali: "chleba i rowerów nie wyrzuca się". I tego Roch będzie się trzymał.

I tak dziś Roch naprawił hamulce i chwilę pośmigał. Na czym? Na tym:

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 24 lipca 2008

Zaraz po deszczu

Pogoda chyba postanowiła wynagrodzić Rochowi wszystkie swoje kaprysy. Pomimo, że od rana lało jak z cebra Roch nie poddawał się i planował kolejny mało ekscytujący wypad. Z upływem dnia pogoda poprawiał się, aż w okolicach 1700 wypogodziło się całkowicie. Wyszło słońce, asfalt zaczął przesychać.

Roch postanowił pojechać do Rept zrobić jakieś mało ciekawe zdjęcia, które potem mógłby umieścić na blogu i pokazać jakim jest fotograficznym antytalenciem. Opłacało się wozić z sobą aparat bo pogoda ponownie zrobiła Rochowi dobrze.

Na Reptach bowiem pojawiła się mgła, która w połączeniu ze słońcem dawała ciekawe efekty. Roch zatrzymał się i postawił rower z boku tak, żeby nie przeszkadzał innym, potencjalnym, rowerzystom. Co chwilę było słychać, jak Roch "strzela", do póki nie okazało się, że akumulatorki są słabe, a i na karcie pamięci kończy się miejsce.

I ponownie Roch dał ciała bo zapomniał naładować ba(k)terie i zgrać starsze zdjęcia. No cóż, Roch już w podeszłym wieku jest i nie o wszystkim może pamiętać. Poza tym jest zarobiony i w ogóle..

Na koniec słaba próbka twórczości Rocha:

Więcej można zobaczyć tutaj: klik

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 23 lipca 2008

No i się popsuło

Spokojnie, nie rower się popsuł, a pogoda. Na szczęście Roch przewidział, że może spaść deszcz i wyszedł na rower wcześniej. Zdążył pojechać na Repty i Pniowiec. Wrócił do domu i spożył tradycyjną five `o coffee(?), odebrał pocztę, sprawdził inne wiadomości, dopisał kilka rzeczy do jego tajnego projektu i postanowił, że pójdzie na wieczorny rower.

Wyłączył komputer, ubrał się, założył kask i słuchawki, włączył mp3grajka i podszedł do okna. Na zewnątrz lało jak z cebra, woda płynęła asfaltem, ludzie chowali się pod parasolami.

- Kurna, tyle ubierania na nic - Pomyślał Roch.

Owszem, mógł jeździć w deszczu, ale jakoś humor mu nie dopisywał na tyle żeby moknąć i mieć problemy z wejściem do domu. Tak więc Roch zakończy dzień przed monitorem, a do statystyk wędruje tylko 30 kilometrów.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 22 lipca 2008

Nieoczekiwana zmiana planów

Początkowo Roch poszedł na rower nie mając pojęcia, że wieczorna część dnia została zaplanowana. Z tym brakiem świadomości Roch pojechał na Repty i na Dolomity. Tam spędził trochę czasu, pojeździł, pstryknął kilka zdjęć i wrócił do domu.

Uważając, że rowerowy dzień został zakończony zasiadł do komputera i rozleniwił się. Jednak Koyocik zaproponował wspólny wypad na pączki co Rocha niezmiernie uradowało bo w końcu jest z kim zjeść dorodnego pączka, a i okazja nadarzyła się bo właśnie pękło 6000 kilometrów w tym roku.

Tak więc Roch z Koyocikim pognali w kierunku pączków. Na miejscu ustawili się w długiej kolejce i cierpliwie czekali. Po dłuższej chwili myśleli, że już są u celu gdy panie stojące przed nimi rozpoczęły zamawianie.

- No to tego poproszę.. - Zamawiały.
- ..i tego.. o i tego.. albo nie tamtego.. - Grymasiły.
- .. a to co to jest?.. aa to nie.. i to ciastko jeszcze - Nie dawały za wygraną.

Roch gotował się, mało co nie wyjął pompki i nie zdzielił tych niezdecydowanych bab. W końcu nadeszła tak chwila.

- Poproszę dwa z czekoladą i jednego z lukrem - Powiedział Koyot.
- A dla mnie cztery z czekoladą - Powiedział Roch.

Niestety, dla Rocha, rodzina wywęszyła gdzie on wymyka się wieczorem i również sobie zażyczyła. Tak więc dystans, hmmm, został objedzony pączkami. I dobrze bo takie cymesy należy zjadać w zacnym towarzystwie.

Roch pozdrawia Koyota i Czytelników.

poniedziałek, 21 lipca 2008

Ni to leniwiec ni to wypad.

Po wczorajszych wojażach Roch postanowił, że dziś troszkę sobie odpuści. Początkowo Roch udał się do miasta żeby kupić wiertło 0.8mm, którym Roch zacznie wiercić dziurki w płytce. Jednak sklep, w którym Roch chciał kupić wiertełko, został zamknięty. I teraz Roch zastanawia się gdzie kupić tak małe wiertełko.

Później Roch udał się, z Nosiem, na Pniowiec celem spożycia jakiegoś Stronga. Jako, że dziś Roch odpuścił sobie jutro znowu czeka go pięćdziesiątka, a może szcześćdziesiątka, ale o tym jutro. Dziś notka wyjątkowo krótka bo i wypad wyjątkowo krótki.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 20 lipca 2008

Jak najdalej i jak najszybciej

W niedzielę Roch nabrał ochoty do jazdy. Po sytym obiedzie Roch wybrał się na rower. Plan był prosty - jechać jak najdalej i jak najszybciej. Takoż Roch uczynił jadąc na Świerklaniec. Tam licznik wyświetlił średnią prędkość w okolicach 29km/h. Jednak to zaledwie osiem kilometrów od Tarnowskich Gór i jakiekolwiek pomiary nie miały większego sensu.

Ze Świerklańca Roch pojechał do Wymysłowa i stamtąd w kierunku Piekar Śląskich mijając po drodze Dobieszowice. Licznik wskazał 25 kilometrów, a więc średnia prędkość już jakoś tam się ustabilizowała. Licznik wskazał 25km/h co też było wynikiem niezłym.

Z Piekar Śląskich obowiązkowym punktem wycieczki był Kopiec. Jednak Roch nie wjeżdżał na niego bo na szczycie stały tłumy ludzi więc nie było sensy się tam pchać. Z Kopca Roch podjechał do Radzionkowa i tam zaczął część terenową wypadu.

Pojechał na Dolomity i stamtąd udał się na Repty kończąc w ten sposób niedzielne pedałowanie. Jeszcze obowiązkowy lans na mieście i można wraca do domu. Po 52-ch kilometrach średnia prędkość wyszła 24km/h. Nieźle jednym słowem.

Roch pozdrawiam Czytelników.

sobota, 19 lipca 2008

Urozmaicenie

Od wczorajszego wieczora dużo się zmieniło. Po pierwsze Roch postanowił, że pojedzie gdzieś dalej. W tym postanowieniu wsparła go pogoda, która dopisała. Roch początkowo pojechał na Repty, ale tam była masa ludzi, a w dodatku połowa z nich jeździła konno. Trudno, pomyślał Roch, i pojechał na Dolomity.

Tam już nie było nikogo, a więc szaleństwo "pełnom gembom". Na końcu tego szaleństwa ktoś postawił szlaban pomalowany, uwaga, na zielono. Wcale nie zlewa się z kolorem krzaków, jest widoczny z daleka dlatego, że został postawiony tuż za zakrętem. Atrakcji co nie miara podczas gwałtownego hamowania z 40km/h do zera. Bolidy F1 wymiękają ze swoją drogą hamowania.

Po tych atrakcjach Roch postanowił pojechać, już asfaltem, do Świerklańca. Pojechał przez Orzech. Wiatr dmuchał w plecy, prędkość w okolicach 50km/h, czysta i równa droga, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Tuż przed Świerklańcem rozstawiono tablice "wystawa psów".

- Fajnie, pieski sobie pooglądam - Pomyślał Roch.

Jednak na Świerklańcu nie było żadnej wystawy, a jedyny piesek jakiego Roch zobaczył próbował dobrać się do jego nogi. Z tego wszystkiego Roch zrobił rundę po parku w poszukiwaniu pośladków, ale nic nie było. Widać godzina jeszcze młoda albo dziś pośladki są w innym miejscu.

W dodatku kończyła się kondycja, a kupno nowej na Świerklańcu do koszt siedmiu złociszy. Tuż za Świerklańcem, w Żabce ten sam Powerade kosztuje już tylko 3,20 zł. Pewnie izotoniczność większa.

I z nowym Powerade Roch wrócił do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 18 lipca 2008

Nic nadzwyczajnego

Nic specjalnego nie wydarzyło się u Rocha. Zwykły wypad na Repty i stamtąd na Dolomity. Jadąc w kierunku dolomitów Roch obawiał się, że znowu wpadnie w jakieś błoto, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po wyjeździe z Dolomitów Roch okazał się być czysty. To zmotywowało go do dalszej jazdy, ale czasu było mało żeby pojechać na kopiec lub do Świerklańca.

Roch skierował się ku domowi licząc na to, że po drodze wydarzy się coś, co będzie zasługiwało na opisanie. Niestety, Roch nie zauważył nic nadzwyczajnego tak więc uznał wypad za nudny i postanowił, że nie będzie go opisywał. Bo ileż można wałkować temat Roch był tu i tu.

Z to jutro będzie o czym pisać, ale o tym Roch napisze jutro.

Tak więc do jutra.

czwartek, 17 lipca 2008

Pączkownia wraz z Koyotem

Od dawna Roch z Koyocikiem planowali wypad na sławne pączki z Paniowca. Dziś udało zrealizować te plany. Spotkanie nastąpiło w okolicach drogi wewnętrznej PKP, z której to tylko kawałek do pączków. Koyocik przez całą drogę wyczuwał owe pączki jednak na miejscu nastąpiło rozczarowanie.

- Poproszę pięć pączków.. - Zaczął Roch.
- Pączki dopiero od 1920 - Pani sprowadziła Rocha na ziemię.

Pozostało czterdzieści minut do godziny zero. Koyocik z Rochem zajęli strategiczne miejsca zaraz przy wydawalni pączków tak, aby być pierwszymi, którzy dobiorą się do tych rarytasów. Czas dłużył się, co rusz przychodzili jacyś tubylcy, którzy coś tam wynosili.

Roch nie mógł zdzierżyć tej sitwy lub tajemniczego układu, który trzymał w swoich szarych łapskach pączki. W końcu Roch ustawił się do kolejki i z cierpliwością czekał, aż nadejdzie jego kolej. W końcu stał twarzą w twarz z całkiem ładną panią, nazwijmy ją pączusiem.

- Co dla pana - Zapytała pani Pączuś.
- Zostań moją żoną.. - Pomyślał Roch.
- ..yyy pięć z czekoladą i dwa z posypką - Nie przemógł się.

Pani zapakowała pączusie i dała Rochowi.

- Spędziłbym z Tobą resztę życia - Pomyślał Roch odbierając pączusie.
- yyy dziękuję - Znowu nie przełamał się.

Koyocik zatopił się w pączusia i stwierdził, że to jest to. Roch myślał to samo. Taki pączuś to jest to co Roch i Koyocik lubią. Droga powrotna była ekspresowa - po takiej bombie kalorycznej nie można było jechać wolno. Wnet znaleźli się w Miasteczku Śląskim gdzie umówili się na kolejny pączkowy wypad. Dla takiej pączusiowej Pani warto jechać dziesięć kilometrów.

Roch pozdrawia Koyocika i pozostałych Czytelników.

środa, 16 lipca 2008

Każda glina jest inna

Do tej pory Roch nie wie co podkusiło go na wypad w Dolomity. Niby teren fajny, wymagający i męczący, ale z drugiej strony nie ma tam zwykłego błota, które Roch uwielbia czuć na twarzy - przez co nadal jest fajny i młodzieżowy - jest za to pomarańczowa glina lepiąca się do wszystkiego na co upadnie.

Początkowo Roch nie przejmował się tym, że przypadkowo utopił rower w takim pomarańczowym paskudztwie, ale później stwierdził, że to było błąd. Pomarańczowe paskudztwo oblepiło cały rower z Rochem włącznie. Było dosłownie wszędzie, na hamulcach, na siodełku, na kierownicy, na łańcuchu i korbie no i na Bomberku.

Roch zaczęło skrupulatnie czyścić rower z tego paskudztwa, ale to zejść nie chciało - rozsmarowywało się jak nie przymierzając zacna margaryna na sznicie (tutaj ukłony dla Salve!, która postanowiła przyswoić kilka Ślunskich zwrotów).

Roch odczekał aż to paskudztwo zaschnie i zeskrobał znalezionym patykiem resztki z Bomberka i reszty roweru. I jedź tu człowieku w fajny teren tylko po to żeby potem skrobać rower z tego.. czegoś.

Z Dolomitów Roch pojechał na Repty - tam nigdy nie było gliny chyba, że takiej w niebieskim mundurze, ale ona nie pozostawia trwałych śladów, nie licząc portfela, który u Roch i tak jest pusty. I w ten oto zgrabny sposób Roch przeszedł do meritum dzisiejszej notki, czyli do tego co kiedyś zamówił, a dziś przyszło.

Roch zaszalał i dla swojego nowego PDA zakupił etui Krusell, a co się będzie szczypał. Tak na prawdę to dostał go na urodziny, które dopiero przed Rochem. Taki przyśpieszony prezent.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 15 lipca 2008

W końcu bez zgrzytów

Schodząc z rowerem Roch zastanawiał się co dziś zepsuje mu wypad. Wczoraj klocki postanowiły się skończyć i dlatego Roch zrobił tyle kilometrów ile zrobił. Po wymianie klocków Roch postanowił odbyć jazdę testową, która później przekształciła się w pełnowartościowy wypad. Początkowo hamowanie odbywało się z dużą dozą niepewności ponieważ nowe klocki są dużo mniejsze niż stare, ale ponownie potwierdziło się, że nie rozmiar się liczy.

Klocuszki hamowały zacnie, a po do tarciu Rochowi zdarzało się zablokować tylne koło. W związku z tym pozostało udać się na Repty i tam zakończyć dzień. Jednak przy drugim przejeździe obok zakochanej parki gruchającej na ławeczce Roch stwierdził, że nie warto im przeszkadzać. Może chłopak ma jakieś plany wobec dziewczyny, a tu taki jeden cały czas jeździ.

No więc Roch pojechał na Pniowiec i tam pojeździł po lesie. Pękło pięćdziesiąt kilometrów i Roch mógł wrócić do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 14 lipca 2008

Jak nie deszcz to sprzęt

Coraz bardziej wydaje się Rochowi, że lipiec to kolejny miesiąc, w którym wszystko i wszyscy wypną się na Rocha. Zaczęło się od załamania pogody przez co nie może on uskuteczniać mnóstwa kilometrów, a teraz sprzęt zawiódł.

Skończyły się klocki hamulcowe, a hamowanie metalem o metal w ekspresowym tempie zabije jego tylną obręcz. W związku z tym Roch wrócił do domu i siedzi bezproduktywnie przed komputerem zamiast pedałować i kręcić obłędne ilości kilometrów.

W związku z tym, jak na Rocha przystało, wszedł na pewną stronę i dokonał zakupu "ekskluzywnego" etui na swój nowy gadżet. Cóż, trzeba było się pocieszyć w jakiś sposób z powodu mikroskopijnych dwudziestu kilometrów.

Teraz Roch oczekuje na nowy nabytek, a jak już się doczeka to oczywiście poinformuje Was o tym.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 13 lipca 2008

Rochu przywieź trochę burzy.

Po wczorajszych burzach Roch myślał, że ten okres ma już za sobą. Jednak dziś od rana było "duszno i porno" co wróżyło powtórkę z historii. Tuż po obiedzie Roch zaryzykował i wyszedł na rower. Razem z Rochem pojechał mp3grajek załadowany nową porcją zacnych albumów.

Początkowo Roch chciał oddalić się trochę od domu, ale wrodzona ostrożność jakoś blokowała jego nogi. Później okazało się, że dobrze. W związku z blokadą nóg jedynym miejscem gdzie Roch mógł jechać były Repty. W słuchawkach mocne uderzenie w wykonaniu Billy Tallent (fakt, zespół ma Tallent) zagłuszyło zbliżające się grzmoty.

W końcu Roch spojrzał w niebo i sztyca pod nim się ugięła. Granatowe, wręcz czarne, nie wróżyło nic dobrego. Roch dał głośniej i pognał w kierunku domu. Pedałował ile sił w nogach, a burza coraz bliżej, grzmoty były coraz głośniejsze.

W końcu dotarł do domu. Wszedł do klatki i w tym momencie zaczęło lać, wiać i grzmieć. Szczęśliwy, bo suchy, Roch relaksuje się w domu przy komputerku odpiętym od Internetu tak żeby zły piorun nie spustoszył zasobów komputerowych Rocha. Wetknie jedynie kabelek na czas wysyłania posta.

Tak więc Roch pozdrawia Czytelników.

P.S: W najbliższym czasie relacja z dwudniowej burzy. Na Tubie oczywiście.

sobota, 12 lipca 2008

Kamieniec

Na wstępie Roch pragnie przeprosić za wczorajszy brak notki, ale serwer Opery coś nie chciał pracować i Roch nie był w stanie nic na to poradzić. Dziś także są problemy ponieważ nad Rochem szaleje burza i nie wiadomo kiedy Internet się zgubi.

Tak więc dzisiaj Roch pojechał z Nosiem do Kamieńca, nad jeziorko odpocząć i zrelaksować się. Na miejscu spożyte zostało piwko i dokonany lans. Gorąc lał się z nieba, duszno i parno. Było wiadomo, że to nie wróży nic dobrego.

No i nadeszła burza - wieje, grzmi i błyska się. Jak dobrze pójdzie to jutro będzie można zobaczyć wideorelację z szalejącej nad Rochem burzy.

Wybaczcie, Czcigodni, krótką notkę, ale błyska się i pora odłączyć się od sieci.

Pozdrowienia.

czwartek, 10 lipca 2008

Zwyczajny dzień, nic szczególnego

Dzień jakich w życiu Rocha mnóstwo. Od rana dłubał przy pracy i w końcu Promotorowi spodobała się pierwsza część pracy dzięki czemu (w końcu) może zabrać się za część drugą. Roch dalsze opisy pominie zostawiając lekkie niedomówienie żeby potem wyszczelić niczym Filip z (w?) konopi.

Popołudniu Roch wybrał się na rower. Dziś nic mu nie podpowiadało żeby zabrać aparat, ale przezornie Roch zabrał aparat. Oczywiście akumulatorków wystarczyło na jedno zdjęcie, na szczęście udało się uchwycić ciekawy widoczek. Później akumulatorki zdechły i dalszą drogę aparat przejechał w kiszeni.

Roch pojechał na Repty pośmigać sobie troszkę po górkach, zmęczyć się, a tym samym dobrze się bawić. Pojawił się pomysł wypicia małego browarka, ale samemu to chyba nie wypada. Tak więc Roch zadowolił się kondycją z buteleczki udającej bidon.

Z Rept pojechał na Dolomity, ale zboczył z drogi. Zbliżała się godzina 1700, a więc była pora na zbożową kawkę (tylko taką Roch może pić żeby nie być sennym). Takie Rochowe five o`clock (lub fajfoklok). Po wypiciu ruszył dalej.

Na Pniowcu swoich sił, w pojedynku z Rochem, próbował młody kolarz, ale Roch nie dał się i postanowił utrzeć nosa "młodziakowi". Na przypieczętowanie zwycięstwa Roch włączył turbo, które dziś było wyjątkowo odczuwalne w związku z nieustanną konsumpcją rzodkiewek. Przegrany kolarz zwolnił jeszcze bardziej.

Roch skierował się do domu. Towarzyszył mu napęd turbo.

Turbo Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 9 lipca 2008

Stare, czy nowe?

Coś w głębi Rocha podpowiadało mu "weź aparat, weź aparat" no i Roch zabrał z sobą aparat. Pojechał, rowerem oczywiście, na Repty i tam pstrykał zdjęcia różnym owadom, drzewom i innym mniej lub bardziej martwym rzeczom.

W drodze powrotnej przetarł oczy ze zdumienia! Otóż pod leśniczówką stała jego miłość i nie była to żadna rowerzystka. Było to BMW serii 6.

Roch czuł jak mu ślina kapie z ust, a drżące ręce szukają aparatu żeby uwiecznić to cudo. Piękna linia, cudowne osiągi (silnik V10). Są tylko dwa zgrzyty. Pierwszy to taki, że to wersja Cabrio, a nie Coupe, a drugi zgrzyt to pojemność.

Dokładne oznaczenie modelu to BMW 650i, co dla Rocha jest profanacją! Właściciel powinien kupić wersję M6 w kolorze Brąz Sepang.

****
Po powrocie do domu Roch myślał, że to koniec atrakcji. Jednak zadzwonił Koyocik i zaproponował wspólny wypad. Roch ubrał się i pojechał w umówione miejsce. W drodze na Chechło Koyocik sprawił Rochowi niespodziewajkę.

Niespodzianką był piękny Chevrolet Impala. Roch dostał motoryzacyjnego orgazmu na widok tego cacka. Pojemność z pewnością grubo ponad pięć litrów, początek lat 70-tych.

Piękny wózek, na który co prawda nie wyrwie się laski, jak na BMW, ale Chevy, cytując Koyocika, ma duszę. I o to chodzi. Oczywiście obowiązkowe zdjęcie na tle Impali bo taka okazja może już się nie trafić.

Po tych doznaniach Koyocik z Rochem pojechali do Świerklańca gdzie odpoczęli przy zimnym piwku i wrócili do domu. Żadnych pośladków, prócz Honey, nie stwierdzono, ale to nie ważne. Nie dziś.

Roch pozdrawia Koyocika i Czytelników.

wtorek, 8 lipca 2008

Jak nie deszcz to bułeczki z jagodami

Zawsze coś Rochowi stanie na przeszkodzie swobodnego pedałowania. Wczoraj był to deszcz, a dziś inny "kataklizm" szczególnie, że tan dzisiejszy z pewnością wywoła u Rocha drastyczny wzrost wagi. Otóż od rana mama Rocha pichciła coś w kuchni. Wiadome było, że to coś będzie zawierało jagody ponieważ dzień wcześniej nieoceniona mama zbierała ten granatowy przysmak w lesie.

Aromaty dochodzące z kuchni uniemożliwiały Rochowi jakiekolwiek myślenie dlatego uciekł na rower. Pojeździł godzinkę i wrócił do domu. Już na klatce schodowej Roch czuł, że w domu czeka coś apetycznego i, niestety, kalorycznego.

Roch szybko oparł rower i poszedł zmyć z siebie resztki leśnego błota. Później wizyta w kuchni i szok spowodowany ilością jagodowych bułeczek, które zostały wypieczone w piekarniku, w którym Roch kiedyś suszył buty.

Jak zawsze Roch planował iść wieczorem na rower, ale nie mógł oderwać się od tych bułeczek. I tak plan rowerowania wziął w łeb. Niech pączki z Pniowca się kryją przy takich bułeczkach, o takich:

Z wiadomych powodów dzisiejsza notka również jest krótka. Bułeczki czekają.

Do jutra Czcigodni.

poniedziałek, 7 lipca 2008

Deszcz go nie pokonał

Od rana niebo zachodziło chmurami, a wiatr złowieszczył deszcz. Jednak Roch nie poddawał się i wciąż wyglądał za okno sprawdzając, czy już pada. W końcu ubrał się i zszedł z rowerem na dół. Na dole okazało się, że deszcz zaczął padać. Jednak Rochowi nie chciało się wracać do domu.

Ruszył więc w deszczu na Pniowiec i z powrotem. Na szczęście w połowie drogi deszcz przestał padać, a słońce zaczęło nieśmiało wyglądać zza chmur. Dzięki temu Roch szybko wysechł i mógł dalej pedałować. W drodze powrotnej ponownie rozpadało się, ale Roch był już pod domem to było mu jedno, czy wróci mokry, czy suchy.

Po wypiciu kawki Roch postanowił ruszyć na wieczorny wypadzik rowerowy. Udał się na Dolomity i stamtąd na Repty. Jako, że rozpogodziło się Roch mógł bez przeszkód jeździć po krzakach i taplać się w błocie. W między czasie pstryknął także kilka zdjęć.

Teraz Roch zastanawia się, które upublicznić na 365 project, a które zostawić w swojej przepastnej skarbnicy zdjęć wszelakich.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 6 lipca 2008

Turystyka

Rocha nie interesują już żadne nowe przejazdy kolejowe, ani nic co w telewizji jest reklamowane. Aby uciec od tego wszystkiego pojechał w las, a dokładnie w las pomiędzy Tarnowskimi Górami, a Pniowcem by tam, w spokoju, rozkoszować się jazdą na rowerze i nowym albumem Tiesto - In Search Of Sunrise 7.

Niestety - zapomniał, że dziś jest niedziela to las, jak i wszystkie inne tereny zielone, będzie oblegany przez niedzielnych rowerzystów. I tak też było, gdzie by nie skręcił to zawsze natykał się na rowerzystów (tak, celowo został użyty rodzaj męski).

Z tego wszystkiego Roch kupił sobie Heinekena i w samotności spożył ten zacny trunek na powalonym drzewie. Między jednym łykiem, a drugim Roch starał się zrobić jakieś sensowne zdjęcie, które nadawałoby się do albumu 365, ale ten wyczyn udał się dopiero na Reptach.

Tam też tłumy oblegał ścieżki i alejki dlatego Roch wrócił do domu. Tam nie ma tłumów.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 5 lipca 2008

Telewizja kłamie!

Roch, usłyszawszy wczoraj w telewizji, że w Nakle Śląskim został wyremontowany przejazd kolejowy i teraz można sobie porozmawiać z żywym nastawniczym (osobą, która ustawia drogę przebiegu składu pociągowego) oddalonym o 400 metrów od rzeczonego przejazdu postanowił, że podjedzie i pogada sobie z nim.

Jedyny znany Rochowi przejazd kolejowy w Nakle Śląskim znajduje się tuż z ARiMR i tam skierował się Roch. Podniecony zbliżającą się rozmową z nastawniczym Roch nie zwracał uwagi na wiatr, na wodę pryskającą spod kół, na TIRy. Gnał przed siebie niesiony wiatrem, który próbował go powstrzymać przed upragnioną rozmową.

W końcu Roch skręcił z głównej drogi i już odliczał metry do przejazdu, już był u celu, podnosił ręce w geście zwycięstwa niczym Lance Amstrong na mecie Tour de France. Już układał sobie przemówienie, brzmiało ono mniej więcej tak:

- Dzień dobry szanowny panie nastawniczy, czy mógłby pan otworzyć mi te nowe rogatki i umożliwić mi przejazd przez ten nowy i jakże bezpieczny przejazd?

Powtórzył to kilka razy żeby zapamiętać. Na horyzoncie pojawił się przejazd i znajoma tabliczka. Na miejscu Roch podszedł do tabliczki, cały zalany potem i drżącym głosem przeczytał:

"PROSZĘ DZWONIĆ"
- Nosz kur*a, telewizja kłamie - Mruknął Roch i pojechał.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 4 lipca 2008

Prośby Rocha wysłuchane

Roch to musi mieć jakieś chody u zarządzającego pogodom. Wczorajsze prośby o klimatyzację zostały wysłuchane i od rana termometr wskazywał 10°C. W ciągu dnia temperatura nieśmiało osiągnęła 15°C co dla Rocha było optymalną wielkością.

Ubrawszy się zszedł na dół i pojechał polować na to jedyne zdjęcie, które zostanie opublikowane na stronie 365 project. Długo nie mógł się zdecydować co tak naprawdę chce uwiecznić. W końcu zatrzymał się i zaczął szukać jakiegoś widoczku.

W końcu na Rochowym kole usiadła pszczoła i zaczęła pozować do zdjęcia. Roch bez chwili wahania chwycił aparat, zrobił makro i strzelił. I jeden obowiązek został spełniony. Pozostało jeszcze zrobienie 50-u kilometrów.

Wiatr przeszkadzał, ale Roch nie poddawał się. Pedałował przed siebie, aż licznik wskazał 50 kilometrów. Tak w tajemnicy Roch napisze, że dokładnie wyszło 47km, ale o tym cicho-sza.

Schłodzony Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 3 lipca 2008

Nieoczekiwane spotkanie

Żar lał się z nieba, asfalt płynął, termometr szalał. Takie warunki zastały Rocha w drodze na Świerklaniec. Trochę chłodzenia fundowały mu jadące TIRy, ale to nie pomagało. Roch rozpływał się, czuł jak promienie słoneczne wypalają mu skórę.

Jednak nie poddawał się i pedałował dalej starając się wyprzedzić promienie słoneczne w myśl zasady im szybciej jedziesz tym jest chłodniej. Faktycznie przy wyższych prędkościach robiło się przyjemnie chłodno, ale ileż można jechać z prędkością 30 - 40 km/h.

Na Świerklańcu Roch zażył kondycji, ale z umiarem gdyż wiedział, że przed nim daleka droga. Ze Świerklańca pojechał do Wymysłowa i tam zawrócił. Gorąc niesamowity bił z nieba i Roch chciał jak najszybciej schować się w jakimś cieniu.

Do domu wrócił lasem przez Nowe Chechło. Mnóstwo cienia, miły chłodek tylko te muszki, które atakowały Rocha. Będąc już pod domem zadzwonił telefon.

- Się ma Koyocie - Powiedział Roch.
- Się ma, gdzie jesteś i co robisz? - Zapytał.
- Pod domem i nic nie robię - Odpowiedział Roch.
- To co - piwko na Chechle? - Zaproponował Koyocik.
- A i owszem - Odpowiedział Roch.

Szybko jeszcze podjechał do domu gdzie uzupełnił kondycję i skierował się na Chechło. Na miejscu Roch z Koyocikiem napili się piwka, które przyjemnie schłodziło Rocha od środka i ruszyli w kierunku domu.

I w tym miejscu apel Rocha i Koyocika: Reedzie! Michale! Nie idźcie tą drogą! Wsiadajcie na rowery i ruszajcie na pączki! Koyocik z Rochem już tam jadą! A dokładnie to w przyszłym tygodniu zostało umówione spotkanie pączkowe i liczą na Was! Przyłączcie się!

Szczegóły w przyszłym tygodniu.

I tym miłym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę.

Nieustannie pozdrawia Czytelników.

środa, 2 lipca 2008

Królestwo za klimatyzację!

Niby rower to takie urządzenie, które zapewnia chłodzenie niezależnie od temperatury zewnętrznej. Nic bardziej mylnego. Termometr wskazywał 40°C w słońcu, a więc temperatura oscylowała w okolicach 30°C co dla Rocha i tak jest o wiele za dużo.

Roch pomyślał, że podczas pedałowania wiaterek będzie go chłodził, a postojów nie przewidywał. Wyruszył w drogę i faktycznie początkowo było miło, sucho i przyjemnie. Po dłuższej jeździe Roch poczuł, że miłe doznania przechodzą do historii.

Im wolniej jechał tym było bardziej gorąco, a szybciej się nie dało bo nogi zaczynały ograniczać prędkość Rocha. Kondycja w buteleczce również się kończyła co było znakiem, że należy zajechać do domu celem uzupełnienia kondycji w buteleczce.

W domu Roch wypił kawkę i poczytał sobie to, co "eksperci" piszą na tematy około komputerowe. Po lekturze wyruszył na drugi etap pedałowania. Pojechał na Pniowiec i z powrotem. Słońce przestało grzać i można było złożyć kask. Z kaskiem jednak lans większy.

Po zrobieniu 65km Roch wrócił do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 1 lipca 2008

Nowy miesiąc - nowe cele

No i stało się. Czerwiec skończył się, a z nim skończyły się wolne rubryki w Rochowych statystykach. Pora więc na krótkie podsumowanie minionego już miesiąca. Na tle poprzednich miesięcy czerwiec wypadł doskonale, najwięcej kilometrów, same pięćdziesiątki, dwie setki no i dwa ważne spotkania. Z Koyocikiem na Jurze i to ostatnie, całą trójką.

Czerwiec w liczbach prezentuje się następująco: 1378 kilometrów w ciągu 67 godzin 2 sekund ze średnią 20,58km/h. Bardziej szczegółowe informacje jak zawsze w pliku pdf (można zauważyć pewne imię nawet):

czerwiec_2008.pdf

****
Pierwszego dnia lipca Roch pojechał na Pniowiec, ale nie zahaczył o pączkownie ponieważ samotna konsumpcja nie należy do najprzyjemniejszych, a nie było nikogo "pod ręką" kto mógłby konsumować te cuda polane czekoladą.

Tak więc Roch wrócił do domu, gdzie wchłonął tabliczkę czekolady i ponownie wyszedł na rower. Pojechał na Repty i tam pozostał. Wyszedł taki niezobowiązujący 50-o kilometrowy wypad, niestety nie zakończony w pączkowni.

Nie można mieć wszystkiego.

Niemniej jednak Roch nieustannie pozdrawia Czytelników.

P.S: Licznik wskazuje 5109 km.